Deja vu. Deja vu. Deja vu.
Deja vu. Deja vu. Deja vu.
Zanim przejdziemy do sedna - ostrzeżenie. Rayman Adventures w określonych momentach wymaga stałego połączenia z internetem. Rozwiązanie to nie jest szczególnie irytujące, bowiem niemal każdy posiadacz czy to urządzenia z iOS czy też Androidem jest cały czas w sieci. Sytuacja komplikuje się jednak, kiedy nie wszystko działa tak, jak należy - a w tym przypadku Ubisoft ewidentnie nie spisał się na medal.
Po rozpoczęciu rozgrywki i ukończeniu kilku etapów gra uniemożliwiała wykonanie jakiejkolwiek czynności. Każde stuknięcie palcem w ekran kończyło się wyświetleniem komunikatu "connecting to server...". Gdyby wspomniana usterka występowała na jednym urządzeniu, można by przymknąć na to oko. Problem ma jednak dużo szerszy zasięg. Rayman Adventures to zmora nie tylko posiadaczy iPadów, ale także właścicieli smartfonów. Zwłaszcza, że po kilkudziesięciu próbach kontynuowania rozgrywki i zrestartowaniu urządzenia gra najwidoczniej stwierdziła, że po prostu nie może połączyć się z serwerem. Doszło do automatycznego usunięcia wszystkich zapisanych stanów rozgrywki i nie pozostało nic innego, jak rozpocząć zabawę od nowa. W moim przypadku taka sytuacja nastąpiła po dwóch godzinach zabawy, ale nie trzeba długo szukać w sieci gracza, który stracił postępy, będąc niemal w połowie kampanii. Taki jest i skarży się na forum Ubisoftu.Okładając kwestie techniczne na bok przejdźmy do samej gry, zaczynając tradycyjnie, czyli od fabuły. Opowieść przedstawiona w Rayman Adventures stanowi jedynie pretekst do rozgrywki. Starożytne jaja, które podtrzymują święte drzewo, zostały skradzione i rozrzucone po całym świecie. Musimy oczywiście znaleźć je wszystkie, by uratować drzewo - takie oto tło fabularne przygotowali autorzy recenzowanej produkcji. Oklepane? Na pewno. Wystarczające, by udać się w długą i niebezpieczną podróż? Jak najbardziej.
Rayman Adventures został podzielony na przygody. Każda z nich składa się z kilku plansz - po ukończeniu ich możemy przejść do kolejnego rozdziału, ale tutaj ważna uwaga: gra uniemożliwia powrót do wcześniejszych poziomów. W ten sposób autorzy blokują opcję "maksowania" etapów. Jeśli mamy ambicję i chcemy przejść grę w stu procentach, musimy o tym pamiętać i zdobyć maksymalną liczbę punktów we wszystkich lokacjach danej przygody, a dopiero potem aktywować następną.A o co chodzi z tym całym Rayman Adventures deja vu? Jeśli graliście w Rayman Origins i/lub Rayman Legends to pamiętacie dokładnie, jak wyglądają lokacje w tych grach, wrogowie i znajdźki. Wszystkie te (nomen omen wręcz przepiękne!) elementy są również obecne w recenzowanej produkcji. Biegamy po doskonale znanych, bardzo zróżnicowanych miejscówkach, gdzie walczymy z tymi samymi wrogami i zbieramy Lumki, ratujemy Małaki, itd. Z tą jednak różnicą, że poziomy nie są identyczne - autorzy odpowiednio je zmodyfikowali, by wprowadzić element zaskoczenia u fanów serii. Niemniej gołym okiem widać, że nie odbyło się to dużym nakładem pracy. Tutaj coś przycięto, tam przeniesiono, tutaj dano większą liczbę oponentów, tam mniejszą, itd.
Kompletną nowością w Rayman Adventures jest natomiast drzewo, o którym wspomniałem już przy okazji nakreślania fabuły. To właśnie na nim mieszkają stworki, które odblokowujemy na kolejnych etapach rozgrywki. Istoty mogą nam towarzyszyć w trakcie zabawy, o ile wcześniej je nakarmimy. Warto to robić, bowiem towarzysze mogą wskazać nam, gdzie znajdują się Lumki (a nawet same je zbierają!) i ujawnić przejście do sekretnego miejsca na planszy. Mało? Uratują nas również przed niebezpieczeństwem, zwiększając naszą energię życiową - kiedy zderzymy się z przeciwnikiem lub na przykład wpadniemy do lawy, nie będziemy musieli rozpoczynać etapu od nowa, lecz będziemy mogli biec dalej.Rayman Adventures ukazał się na platformach mobilnych wyposażonych w systemy operacyjne iOS lub Android. Podobnie jak inne odsłony cyklu wydane na urządzenia przenośne, tak i opisywana produkcja robi użytek z ekranów dotykowych, dzięki czemu sterowanie jest nieskomplikowane i można je opanować w zaledwie dwie minuty. Główny bohater nieustannie znajduje się w ruchu, a my - w odpowiednim momencie - musimy uderzyć palcem w ekran, by dostać się w określone miejsce. Nowością jest jednak dodatkowa funkcjonalność, która pozwala Raymanowi zmienić kierunek biegu. To bardzo przydatne, bo nie musimy powtarzać etapu, kiedy przegapimy Lumki bądź też jakiś sekret - w każdej chwili możemy do niego powrócić.
Gra wykorzystuje model biznesowy free-to-play. Rayman Adventures jest więc darmowy, ale zawiera opcjonalne mikropłatności. Warto od razu uspokoić tych, którzy obawiają się, że ukończenie całości jest możliwe jedynie po sięgnięciu do portfela - to żaden pay-to-win. Jeśli zapłacimy, nie zyskamy żadnej przewagi w trakcie zabawy. Chcąc zasilić konto Ubisoftu jedynie przyśpieszymy możliwość kontynuowania rozgrywki. Po ukończeniu każdej przygody możemy bowiem otworzyć specjalne jajo z nowym stworkiem, który trafi na nasze drzewo. Niekiedy na możliwość wykonania tej czynności musimy czekać kilka godzin! Strasznie dużo. A przez ten czas nie możemy oczywiście grać dalej.Pisząc o mikrotransakcjach w Rayman Adventures należy także odnotować fakt, że nie są one również uciążliwe dla dobrych graczy. Jeśli przechodzimy kolejne etapy wielokrotnie i jesteśmy w stanie odblokowywać większość nagród (albo nawet wszystkie, choć momentami graniczy to z cudem ze względu na wysoki poziom trudności) to nie musimy się martwić o to, że gra zmusi nas do czekania przez pół dnia na możliwość otwarcia jaja. Będziemy dysponować odpowiednimi przedmiotami, które pozwolą nam je otworzyć znacznie szybciej, a może nawet od razu po skończeniu przygody.
Jeśli nie mieliście okazji zagrać w Rayman Origins czy Rayman Legends, to śmiało możecie dodać do oceny końcowej Rayman Adventures jedno oczko. To świetnie zaprojektowana, angażująca platformówka, którą można z czystym sumieniem polecić wszystkim miłośnikom gatunku. Jeśli jednak na bieżąco przechodzicie kolejne odsłony serii, to musicie pamiętać, że w recenzowanym tytule uczucie deja vu nie będzie was opuszczać. Ubisoft stworzył bowiem kolejną grę w oparciu o bazę obiektów, którą doskonale znamy z poprzednich dzieł francuskiego giganta. Niewielkim nakładem kosztów przygotował nowego-starego Raymana, który mimo tego, że wygląda bardzo podobnie do wcześniejszych części, nadal przykuwa do ekranu na długie godziny. Ale skoro jest za darmo, to grzechem byłoby go nie przetestować - zatem nie grzeszcie i zagrajcie, bo warto.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!