Idę całą naprzód, ale nie na zachód, w kierunku przeciwnika, lecz skosem, na południe. Wieże odwrócone na bakburtę, wszystkie działa skierowane w stronę morza, a nie tam, gdzie jest wróg. Planuję. Chcę jak najszybciej wyjść na flankę, a potem zrobić zwrot na północ i przeparadować przed nadpływającymi wrogami. Wtedy te odwrócone na lewo działa będą tam gdzie trzeba. Zresztą, pewnie i tak z nich nie skorzystam, w końcu jestem niszczycielem. Tylko bym zdradził swoją pozycję, a przecież chodzi o to, żeby pozostając poza zasięgiem widzenia drugiego zespołu rozpoznać jego pozycje dla kolegów w pancernikach i krążownikach, którzy zostali za moją rufą. Oni będą strzelać. W tej fazie gry moje zadanie to rozpoznanie.
World of Warships to gra Wargamingu, więc mamy tutaj klasyczny dla nich system awansu i odblokowywania kolejnych okrętów. Poziomów jest dziesięć. Floty jak na razie tylko dwie - amerykańska i japońska. Jest linia niemieckich krążowników i radzieckich niszczycieli, ale to na razie wszystko. Brytyjczyków w ogóle nie ma jeszcze. Tak samo reszty Niemców i okrętów rosyjskich. Floty francuska i włoska, które jak najbardziej powinny się w grze też w przyszłości znaleźć, nie są nawet zasygnalizowane jeszcze. Ale będą. I jeśli Wargaming nie zacznie wymyślać jakichś głupot, w stylu niemieckich lub radzieckich lotniskowców, to World of Warships może nie będzie grą zaludnioną przez niedorzeczne, idiotyczne, fikcyjne maszyny wojenne. W odróżnieniu od World of Tanks, które dawno przestało już być grą historyczną, "statki" mają szansę przez długi czas trzymać się rzeczywistości. Tylko czy ktoś będzie przez ten długi czas grał? Wątpię.
Ja osobiście bawiłem się w World of Warships znakomicie. Lepiej niż przypuszczałem. Były emocje, była radość, była duma z osiągnięć. Ale do pewnego momentu tylko. Gdzieś tak w okolicach szóstego poziomu, może trochę wcześniej, może trochę później, gra zaczyna się psuć. Nie tylko dlatego, że trzeba grać coraz więcej i więcej, żeby cokolwiek odblokować. Nie tylko przez to, że niektóre okręty są naprawdę nietrafione i gra się nimi o wiele gorzej niż tymi niżej i wyżej w drzewku technologicznym. Nie, głównie przez to, że środek ciężkości się przesuwa. Do szóstego poziomu cała gra pozostaje we względnej równowadze. Pierwsze poziomy są zdominowane przez niszczyciele, to fakt. Ale zostawia się je za sobą po kilku godzinach, więc są nieistotne. Od czwartego do szóstego każda klasa ma swoją niszę, każdą gra się dobrze, każda daje satysfakcję. Niestety, wyżej następuje przechył. I to w stronę krążowników i pancerników. A te ostatnie są najmniej interesujące w całej grze. Co z majestatu, co z dostojeństwa, gdy ruszamy się jak ciężarny żółw, gdy obracanie wież trwa całe godziny a między jedną salwą a drugą można zaparzyć herbaty i wyjść na spacer z psem? Dynamika? Tempo? Emocje? Brak. Owszem, cały czas pozostaje nam zgranie drużynowe, ba, zacieśnia się nawet i wskakuje na wyższy poziom, ale to nie rekompensuje zepchnięcia na drugi plan pozostałych klas okrętów. Gra robi się jednostajna. Monotonna. I to nie tylko pod tym jednym względem.
Fakt, trzeba sporo pograć, musi minąć ładnych kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin, żeby się zmęczyć tym, jak World of Warships wygląda. Ale w końcu do tego dochodzi. Okręty? Okręty są śliczne. I coraz śliczniejsze na wyższych poziomach. Kto by pomyślał, że góry stali mogą być takie seksowne, nie? Ale są. Niestety, tylko one. Morze jest cały czas takie samo. W World of Tanks mamy urozmaicenie przynajmniej. Są pory roku różne. Są lasy, wioski, miasta, pustynie i tak dalej. Nie patrzymy cały czas na dokładnie to samo. Jak tutaj. Woda. Cały czas ta sama woda. Zmienne warunki pogodowe? Nie. Inny stan morza? Nie. To chociaż inna pora dnia? Może bitwa w nocy? Mgła? Cokolwiek?! Też nie. Woda. Woda nigdy się nie zmienia w World of Warships.
Dorwałem go dokładnie tak jak chciałem. Głupio zwolnił, przyczaił się "za rogiem", żeby posłać pierwszą salwą na dno wroga, który wypłynie zza wyspy. Tyle że ja nie wypłynąłem. Ja wystrzeliłem jak z procy. W sekundę puściłem torpedy i zacząłem dzikie zwroty. A on nie mógł się zdecydować, czy strzelać pojedynczo, czy salwą, czy... i zanim coś wymyślił, to torpedy go dosięgły. Dwa kilometry to dla nich moment. Strzał z przyłożenia. Śmierć instant. Odpłynąłem śmiejąc się z dwóch naszych niszczycieli, które próbowały tego samego łosia zajść od północy, ale się spóźniły. I potem ruszyliśmy we trójkę, jak głodne wilki, żeby zajść od tyłu ostatnie dwa pancerniki wroga na północy, które zajęte były pojedynkami strzeleckimi na długim dystansie z resztą naszych sił. Zauważyły nas za późno. Jednego zapisałem na swoje konto. Przy drugim pomogłem. I potem została już tylko obława na dwa ostatnie ich krążowniki. Dobra bitwa. Dobra gra. Dostałem furę punktów, odznaczenia, zaliczone misje i tak dalej. Szkoda, że to była moja ostatnia gra w World of Warships.
Warto jest w World of Warships zagrać. Okręty są strasznie fajne, rozgrywka unikalna, emocje duże a gra zespołowa satysfakcjonująca. Ale nie jest to zabawa na dłużej. Grind i monotonia wkradają się tutaj relatywnie szybko w piękny marynistyczny obrazek. I odechciewa się. To co wcześniej było tak przyjemne, traci sens i cel. Gra jest zbudowana na fundamencie parcia do przodu, zdobywania nowych poziomów, odblokowywania kolejnych okrętów. Szkoda tylko, że w trakcie tego robi się coraz gorsza. I gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że podążamy w złym kierunku, to cała wycieczka przestaje nas bawić, choć do tej pory była przecież całkiem fajna. Gdy mamy w perspektywie żmudne ciułanie punktów przez sto, dwieście, trzysta bitew, żeby odblokować następną łajbę, którą będzie się grało tak samo monotonnie, jaką tą aktualną... to się po prostu odechciewa. W World of Tanks jakoś to przeszło, ten schemat, ten grind. Pewnie dlatego, że było pierwsze, jedyne, bez konkurencji w segmencie darmowym. Teraz konkurencji jest dużo. Przeróżnej. W tym i takiej dużo lepiej skonstruowanej i oferującej ciekawsze wyzwania. I World of Warships jest w starciu z nią na przegranej pozycji. Nie ma już magii w prostej linearnej progresji.
Mimo to polecam. Można z tej gry wycisnąć za darmo przynajmniej kilkanaście, a przy dobrych wiatrach może i kilkadziesiąt, godzin fajnej zabawy. Co z tego, że potem się psuje? Carpe diem! Pływamy póki nas nie zatopią, a jak się nam znudzi, to zajmiemy się czymś innym. Skoro nie trzeba płacić, to dlaczego nie, nie? No właśnie. Nie zmienia to faktu, że World of Warships ujęte całościowo jest porażką. Model biznesowy Wargaming nie bazuje na graczach, którzy przestają grać w okolicy szóstego poziomu. Mają zostać, kupować konta premium, cisnąć, cisnąć i cisnąć. A nie da się. Po prostu się nie da. Za nudno, za męcząco, za jednostajnie. Aż szkoda. Okręt żwawo rwał do przodu, dziarsko strzelał z dział, łopotał flagami radośnie. A potem przesunął się środek ciężkości. Przechył na burtę, zalane przedziały, wszyscy do szalup! Opuścić okręt! Opuścić okręt!!! Smutna historia. Ale morze zna takich wiele...
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!