Tytułowy Deadpool to postać może nie najbardziej ikoniczna, lecz z pewnością znana miłośnikom i miłośniczkom komiksów Marvela, a zarazem jedna z tych ciekawszych - kpiarz i trickster, którego nie da się jednoznacznie przyporządkować ani do superbohaterów, ani do superłotrów. Niszczy "złoli" na ich sposób, całkowicie lekceważąc moralność i zasady drużyny "dobrych". W filmie osobiście odnosi się do tej kwestii, twierdząc (w wolnym tłumaczeniu), że nie jest żadnym bohaterem, tylko draniem, który za pieniądze spuszcza łomot innym draniom. Nie robi nic, bo tak wypada, wręcz przeciwnie - robi to, na co ma ochotę, a już zwłaszcza wtedy gdy to nie wypada. W rezultacie Deadpool obfituje w wulgarne, a nawet obleśne teksty i sceny, które - co świadczy o znakomitej robocie scenarzystów - nie zniechęcają do obrazu, lecz budzą salwy śmiechu na całej sali. Może dlatego, że większość z nas ma już dosyć politycznej poprawności, która, czyniąc nietykalne "święte krowy" z rozmaitych grup społecznych, przestała obniżać poziom dyskryminacji, a zwiększyła go niebotycznie. A może po prostu dlatego, że cały film w inteligentny sposób prześmiewa wszystko, łącznie z konwencją komedii pełnej fekalnych dowcipów i konwencją filmów akcji.
Film Tima Millera jest bowiem i satyrą, i autosatyrą. Widać to już w chwili, gdy pojawia się pierwsza lista płac, a na niej informacje: film jakiegoś głąba, scenariusz - prawdziwi superbohaterowie, w rolach głównych - boski kretyn, ostra laska itd. Sam Deadpool (Ryan Reynolds) nie tylko komentuje własne poczynania, ale i notorycznie "burzy czwartą ścianę", zwracając się bezpośrednio do widza i cofając akcję, by coś ironicznie wytłumaczyć - na przykład, że to, co właśnie robi, to tak naprawdę zwykłe morderstwo. Nasz bohater poprzez kontakt z dwójką X-Menów wyśmiewa zasady zwykle rządzące uniwersum Marvela, czego świetnym przykładem jest reakcja na pseudonim nastoletniej uczennicy Colossusa (przemawiającego głosem Stefana Kapicica). A sama Negasoniczna Nastoletnia Głowica (Brianna Hildebrand), prócz tego, że stanowi bardzo fajną postać, pełni funkcję żartu z wizerunku "mrocznej", cynicznej i zdystansowanej nastolatki, której największym marzeniem zdaje się być to, by gdzieś przynależeć i robić coś odlotowego. Jednakże najbardziej rozbawia szereg dowcipów głównego bohatera odnoszących się do portretującego go aktora, jak również easter eggs nawiązujące do poprzedniej, żenująco fatalnej produkcji, w której pojawia się Deadpool (także odgrywany przez Reynoldsa) - X-Men Geneza: Wolverine. To wartość dodana, którą opłaca się wyłapywać podczas seansu.
Niniejsza produkcja przybliża postać byłego komandosa i superzłośliwca Wade'a Wilsona i prezentuje najważniejszy wycinek jego historii, czyli jak zdobył swoją moc i przyczyny, dla których włożył kostium i ruszył na łowy, przybierając miano Deadpoola. I w tym miejscu trzeba stwierdzić, że u źródeł wszelkich jego motywacji leży rzecz tyleż romantyczna, co prozaiczna - pragnienie życia u boku ukochanej Vanessy (Morena Baccarin). Rzeczona ukochana jest ze wszech miar godna naszego bohatera. Vanessa Carlysle jest twardą babką, ma ostry język i dosadne poczucie humoru, odwagę niczym słoń jaja i równie wielki apetyt seksualny, a do tego wygląd, który sprawia, że chce się go zaspokoić. No i wreszcie najważniejsze - jak stwierdza sam Wade Wilson - ich odchyły pasują do siebie jak wykoślawione fragmenty układanki. Wracając do kwestii satyry, cała ich relacja jest na swój sposób szalenie romantyczna, a zarazem stanowi antytezę stereotypu romantycznej więzi. To naprawdę cudnie koślawa układanka. Nic dziwnego, że Deadpool za wszelką cenę chce odzyskać swój ideał, a w tym celu zamierza dorwać osobnika, który przyczynił się do całej sytuacji. Niestety, ciągle dzieje się coś nie po myśli głównego bohatera, ale dla odbiorcy śledzącego dramatyczne, a jednocześnie zabawne zawirowania fabuły to oczywista zaleta.
Wielką zaletą filmu jest także popis gry aktorskiej. Dla Reynoldsa to jak na razie rola życia, godnie partnerują mu Baccarin i Hildebrand, Leslie Uggams jako straszliwa niewidoma gospodyni oraz grający zaprzyjaźnionego z nim barmana i hinduskiego taksówkarza Dopindera - odpowiednio - T.J. Miller i Karan Soni. Mutanci (Ajax i Angel), z którymi mierzy się Wade Wilson, również nieźle się prezentują. W role te wcielili się Ed Skrein (Ajax) i Gina Carano (Angel), której nazwisko nie powinno być obce nikomu, kto choć trochę interesował się MMA. Carano, słynąca zarówno z rzadkiej u gwiazdy sportu walki urody, jak i tego, że pomimo niskiego wzrostu siła jej kopnięć i ciosów jest równa sile rosłego mężczyzny, nie miała dla siebie zbyt wiele czasu na ekranie (a szkoda, bo stała się dobrą aktorką), ale przynajmniej mogła się wykazać, ciesząc oko widza pojedynkiem z olbrzymim Colossusem. Skrein, znany z Gry o tron (którego jednak dzięki zmianie image'u ciężko rozpoznać), wprawdzie wypada blado przy Reynoldsie, lecz obiektywnie rzecz biorąc, przyzwoicie wciela się w postać, a do tego jest przystojny, więc oglądające Deadpoola kobiety będą ukontentowane.
Na uwagę zasługuje sposób realizacji. Wizualna strona filmu sprawia pozytywne wrażenie - dynamika scen podkreślona przez umiejętnie wpasowane zwolnione tempo i ujęcia statyczne, w tym przypadku zbliżenia wykrzywionych bólem twarzy przeciwników, lśniących pocisków albo zmiażdżonych przedmiotów. Ponadto mamy tu solidne CGI postaci Colossusa i wszelakich wybuchów oraz rozbrajającą animację surrealistycznie tandetnych. serduszka i jednorożca (tak, dobrze przeczytaliście). Deadpool śmieszy, tumani, przestrasza i epatuje malowniczą przemocą, tak że krew barwy walentynkowych serduszek tryska hektolitrami, fruwają flaki i ucięte kończyny, słowem: jest na co popatrzeć. Jest też czego posłuchać. Ścieżka dźwiękowa jest bowiem żywa, ostra i pasująca do obrazu, a co najmniej dwa utwory zostały przygotowane specjalnie dla Deadpoola.
W zasadzie, jeśli już coś krytykować, to kilka poważniejszych momentów związanych z życiowymi wyborami głównego bohatera. Gra Reynoldsa i Baccarin wydaje się wówczas relatywnie mało przekonująca - napięcie siada, zamiast zostać podkręcone. Niektórym co wrażliwszym osobom może jednak przeszkadzać poziom wulgarności przedstawionego w filmie humoru, lecz - sądząc po reakcji publiczności w nader szerokim przedziale wiekowym - nie będzie ich zbyt dużo. Do omawianego kinowego obrazu z całą pewnością pasują ostrzeżenia puszczane przed filmami na kanale CBS Europa: Program zawiera sceny nieodpowiednie dla młodego widza oraz Program zawiera wulgaryzmy i sceny przemocy. Ciekawostkę stanowi fakt, że oryginalne wersje niektórych scen zdaniem samych twórców posuwały się zbyt daleko i w rezultacie zostały zmodyfikowane. Tak czy inaczej, nigdy już nie spojrzycie w ten sam sposób na pluszowego jednorożca.
Warto wspomnieć o tym, że fani i fanki uniwersum mogą mieć problem z przyporządkowaniem niniejszego obrazu. Generalnie film Deadpool nie jest do końca kompatybilny ani z kinowymi obrazami na temat X-Menów, ani z fazami Marvel's Cinematic Universe (MCU). Colossus występuje w komiksach, ale próżno go szukać w historiach dotychczas zaadaptowanych na potrzeby srebrnego ekranu w tak specyficznej roli jak tu (dowódca i werbownik), więc jego obecność w niniejszej produkcji o niczym nie przesądza. Kwestia, kto ma jakie prawa i do których postaci z komiksów Marvela, to niekiedy materiał na doktorat z praw autorskich. Tak więc - niezależnie od sporów między posiadaczami praw do elementów uniwersum - najbezpieczniej przyjąć, że Deadpool istnieje sam dla siebie i rozgrywa się w swoistym "wszędzie i nigdzie". Potwierdza to nadana przez twórców nietypowa, "samoświadoma" forma filmu. I na koniec dobra rada: nie uciekajcie z kina, gdy na ekranie pojawią się napisy, koniecznie zostańcie w fotelach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!