Zwykły dzień z życia superbohatera - recenzja brawlera Zheros

Paweł Pochowski
2016/04/21 13:00
0
0

Rimlight Studios planowało zrobić staroszkolnego beat'em upa, ale wiecie, jak to bywa z planami, prawda?

Zwykły dzień z życia superbohatera - recenzja brawlera Zheros

Nazwa Rimlight Studios pewnie nie mówi Wam absolutnie nic, ale nie jest to dziwne, skoro Zheros jest debiutancką produkcją studia. Studia, ale nie samych deweloperów, ponieważ są wśród nich ludzie z doświadczeniem zdobytym przy takich tytułach jak chociażby Gears of War, Unreal Tournament 3, Crysis 2, League of Legends czy Ryse. Lista brzmi imponująco, ale trzeba sobie szczerze powiedzieć, że Zheros nic wspólnego z nimi nie ma, bo jest to tytuł innego gatunku oraz kalibru.

Fabuła w grze jest dokładnie taka, jakiej można spodziewać się w brawlerze - zły doktor Vendetta uknuł intrygę, która pozwoli mu przejąć władzę nad całą galaktyką, a jedynym ratunkiem okazują się agenci drużyny Zheros, Mike oraz Kapitan Dorian. Zanim jednak zbiją mu tyłek na kwaśne jabłko tudzież uczynią z pewnej, zasłoniętej z reguły części ciała „średniowieczną jesień”, naturalnie zajmą się całym zastępem jego „robocianej” armii. Dwójka głównych bohaterów nie prezentuje się zbyt oryginalnie – mamy tu do czynienia z przerysowanym mięśniakiem Mikem bijącym głównie za pomocą rąk oraz zdecydowanie mniej silną, ale posiadającą niezłą moc w nogach oraz ciupkę więcej oleju w głowie Dorian. Ta dwójka z wyglądu mogłaby z miejsca zostać dodana do kolejnych Iniemamocnych lub wystąpić w jakiejkolwiek kreskówce o superbohaterach kierowanej do widza w wieku szkolnym. To tylko udowadnia, że zaprojektowano ich na odpowiednim poziomie, choć raczej bez polotu, ale w pewien sposób deweloperzy uczynili to całkiem świadomie. Zheros naśmiewa się trochę z podobnych gier i sytuacji, w których bohater walczy z zastępami swojego arcywroga, szkoda natomiast, że jest to śmiech przez łzy, ponieważ oprócz kilku względnie zabawnych momentów mamy tu do czynienia z całymi pokładami bylejakości. I wtedy nie jest już do śmiechu.

Podczas przygody z Zheros przemierzamy 18 kilkunastominutowych poziomów podzielonych na dwa światy, regularnie czyszcząc je z pojawiających się hurtowo zastępów wroga od czasu do czasu zajmując się wciśnięciem przycisku czy pokonując bardziej skomplikowanego wroga i to w zasadzie wszystko. Dla urozmaicenia ziewamy sobie czasem z nudów.

Rimlight Studios na potrzeby swojego prostego brawlera przygotowało całkiem obfity zestaw różnych ciosów – poza lżejszym i mocniejszym atakiem znajdziemy tu także unik, tarczę ochronną, specjalny karabin robiący z zagrażających galaktycznemu bezpieczeństwu marsjański ser, a czym dalej w las, tym ciosów przybywa. Istnieje bowiem możliwość rozwijania sterowanej postaci. Zdobywane punkty umiejętności wydajemy na dostęp do nowych ciosów lub ulepszanie działania tarczy czy karabinu, choć niestety system rozwoju jest po pierwsze bardzo ograniczony, a po drugie nie udaje mu się urozmaicić rozgrywki, a szkoda. Przez większość czasu przemierzamy schematycznie zbudowane plansze złożone głównie z korytarzy, po których czas na kolejne korytarze i jeszcze więcej korytarzy. Nie wiem, co stało się z projektantem poziomów, ale są dwie opcje – albo był na zwolnieniu przez tych kilka miesięcy, gdy powstawała ta gra, albo ktoś mu podciął skrzydła i zmusił do pracy głównie w myśl zasady "kopiuj-wklej". Równie urozmaicony jest gameplay – przebijamy się po prostu przez kolejne zastępy podobnych do siebie przeciwników, którzy nie stanowią większego zagrożenia dopóki nie atakują w sporej grupie.

Rozgrywka miejscami jest urozmaicana walką z trudniejszymi przeciwnikiem czy sekwencjami, w których bohater (lub bohaterowie) zasiada za sterami specjalnego bojowego mecha, by czynić tę samą jatkę co wcześniej, lecz na większą skalę. Z jakiegoś powodu brzmi to lepiej niż wypada podczas zabawy, chociaż i tak jest to jakaś odskocznia, a ponadto dzięki temu szybciej zabijamy kolejne fale wrogów, co akurat ma swoje dobre strony i pozwala szybciej skończyć dany etap. Gdzieniegdzie napotkacie także na fragmenty platformówkowe, które zdecydowanie ożywiają zabawę wprowadzając sporo frustracji ze względu na zdecydowanie zbyt mocno wyśrubowany poziom trudności.

GramTV przedstawia:

Produkcja wydaje się być całkiem sensowną opcją do kanapowej tudzież krzesłowej (pc master chair!) kooperacji i zdecydowanie jest to lepszy ze sposobów na spędzenie czasu z tym tytułem, ale tego chyba nie trzeba nikomu specjalnie tłumaczyć. Nawet średnia produkcja ogrywana z dobrym kumplem/bratem smakuje zdecydowanie lepiej, a beat’em up jest zdecydowanie kategorią wpisującą się w ten trend. Tym mocniej nie rozumiem więc decyzji deweloperów, by zrezygnować z możliwości zabawy przez sieć, choć podejrzewam, że Rimlight Studios do opracowania sieciowej infrastruktury potrzebnej do realizacji tego pomysłu nie miało ani rąk, ani pieniędzy, ani czasu. Pozostając jeszcze w temacie kooperacji - zabawa w tym trybie nie zmienia wiele, więc jeśli liczyliście na inne poziomy czy tryby to zdecydowanie zły adres.

Na sam koniec słówko o kwestiach technicznych - pecetowy port przygotowany jest poprawnie, ale bez rozmachu. Grę stworzono z myślą o padzie i widać to na każdym kroku – deweloperzy nie zatroszczyli się nawet o zaktualizowanie informacji wyświetlanych podczas gry na ekranie komputera, stąd też Zheros notorycznie każe wcisnąć niebieski „X” czy żółty „Y” i to nawet pomimo faktu, że gracie na klawiaturze.

Pod względem wizualnym zdecydowanie nie jest gra, która mogłaby zrobić wrażenie zastosowaną technologią, ale też nie taki był cel twórców. Rozgrywka jest kolorowa, a animacje poszczególnych ciosów zadawanych przez bohaterów naprawdę ładne i sympatyczne. Dodatkowo całość stylizowana jest na komiks chociażby za sprawą pojawiających się na ekranie napisów „explosive”, podobnie wykonano także liczby informujące o zadawanych obrażeniach. Na mały plus zaliczyć można także soundtrack, elektroniczna muzyka wypada nawet nieźle i nie drażni ucha, co dla prostych bijatyk jest już wystarczające.

Miłym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że Zheros jest dostępny w rodzimym języku. Oczywiście nie to, żeby w grze znalazło się miejsce dla dłuższych dialogów, których zrozumienie ma jakikolwiek sens dla rozgrywki. Po prostu nie spodziewałem się, że tak mały i niezależny zespół zawróci sobie tym głowę, choć mam wrażenie, że mogło to mieć związek z debiutem gry na jednej z platform aktualnej generacji. Niezależnie od tego niestety muszę stwierdzić, że produkcję miejscami przetłumaczono bardzo nierówno. Czasem spotkamy rzadziej używane określenia czy sformułowania w języku polskim, a takim językiem nie posługuje się nawet najlepszy z translatorów. Jednocześnie za chwilę gra wyświetla komunikat o treści „nie wyjść z gry, gdy wyświetlana jest ta ikona”, podpowiada nam „naciśnij prawy spust strzelać” czy nazywa jeden z ruchów „atakiem opłatą”, pewnie od słowa „charge”. Swoją drogą, spis dostępnych w menu ciosów i kombinacji nazywa się „lista porusza” i dowiemy się tam, jak wykonać atak „lite” oraz „air heavy”.

Szczerze powiedziawszy, trudno polecić mi Zheros komukolwiek. Jeśli gracie samemu i macie ochotę na beat’em up – jest sporo lepszych gier, do których powrót okaże się pewnie bardziej wciągający niż przechodzenie tej w pojedynkę. Natomiast, jeśli lubicie sporo grać z kumplem, dziewczyną czy kimkolwiek innym w kooperacji, pewnie macie już swoje ulubione gry przeznaczone dla dwóch osób – Zheros, choć we dwójkę smakuje lepiej, nie będzie dla nich żadną konkurencją. A jeśli nawet już uprzecie się, że koniecznie chcecie pograć w ten konkretny gatunek, to znowu wracamy do punktu wyjścia: nie ma specjalnego powodu, dla którego spośród tylu różnych gier mielibyście wybrać właśnie tą. Dlatego nie dziwię się, że gra zdążyła zadebiutować w Games with Gold – wszelkie abonamenty i zestawy w stylu „zapłać co łaska” to dla niej idealne miejsce i jedyny sensowny sposób wejścia w jej posiadanie. Jeżeli już koniecznie chcecie mieć powód do zakupu - przyjemna dla oka oprawa wizualna stylizowana na komiks wraz z prostotą rozgrywki sprawiają, że pomimo swojej całej monotonii Zheros może nadawać się dla młodszych użytkowników.

5,5
Będziecie grać z otwartą szczęką - nie z emocji, a z nudów
Plusy
  • prosta w obsłudze
  • przyjemnie wygląda
  • przez kilka minut nawet nie nuży
  • nada się dla młodszych użytkowników
Minusy
  • brak grywalności
  • szybko wkrada się monotonia
  • leniwy level design
  • miejscami polskie napisy brzmią jak z translatora
  • domyślnie zaprojektowana pod pada od Xboksa
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!