W tej grze nauczycie się trzymać głowę blisko ziemi i docenicie okopy - nawet jeśli poziom bezpieczeństwa jest w nich tragicznie niski.
W tej grze nauczycie się trzymać głowę blisko ziemi i docenicie okopy - nawet jeśli poziom bezpieczeństwa jest w nich tragicznie niski.
Verdun w pewien sposób jest wszystkim tym, czym nie są najpopularniejsze sieciowe shootery. Nie uświadczycie tu kosmicznych kombinezonów z pokręconymi umiejętnościami w stylu Call of Duty: Black Ops III, rozgrywka nie jest nawet w połowie tak szybka jak w Battlefield 4, możecie zapomnieć też o możliwości wzięcia w swoje ręce sterów czołgu i innych opancerzonych pojazdów. Produkcji w pewien sposób blisko do Rainbows Six: Siege, chociażby dlatego, że w obu tych tytułach pośpiech nie jest wskazany, według mnie najbliżej jej jednak do Red Orchestra czy recenzowanego przeze mnie na łamach gram.pl Insurgency. W obydwu przez większość czasu króluje zasada „jeden strzał – jeden trup” i to niezależnie od tego czy uda Wam się trafić w żołnierza, którego macie akurat na muszce. Jeśli nie, to pewien on wyceluje do Was i samodzielnie przetestujecie brutalność tych realiów.
Przy czym musicie zdawać sobie sprawę z tego, że każda moneta ma dwie strony. Verdun nie jest jak inne, popularne strzelanki i jednocześnie nie jest też ani łatwy, ani przystępny, ani nawet specjalnie efektowny. Wprost przeciwnie, wymaga cierpliwości, nauki, przyswojenia pewnych zasad, a przede wszystkim zmiany nawyków. Jeśli tego nie wprowadzicie w życie, przygodę z Verdun zakończycie w ciągu kilkunastu czy kilkudziesięciu pierwszych minut i raczej nie będzie to czas, który da się wspominać z uśmiechem na ustach.Mogłoby się wydawać, że wojna pozycyjna jest średnim tematem na sieciowego shootera, szczególnie, że wymienione wcześniej produkcje kładą nacisk na szybkość zabawy i raczej krótkie sesje. Na ich tle rozgrywka w Verdun jest długa i wymaga cierpliwości. W podstawowym trybie rozgrywki, Frontlines, na mapach będących odwzorowaniem prawdziwych pól bitewnych spotykają się dwa maksymalnie szesnastoosobowe zespoły, które następnie walczą o dominację i starają się przepchnąć wroga z zajmowanych przez niego pozycji. Zespoły na zmianę zajmują się więc obroną danego terytorium, co następnie przystępują do kontraataku na pozycje przeciwników. Całość wymaga świetnej współpracy i obecności w zespole graczy, którzy rozumieją na czym polega zabawa i pomagają swoim tam, gdzie trzeba, a następnie wspólnym wysiłkiem przystępują do ofensywy. Uważajcie jednak, jak w żadnej grze, w Verdun trzeba mieć oczy dookoła głowy i śledzić przeciwników praktycznie majaczących gdzieś pomiędzy roślinnością czy kluczących między przeszkodami. Łatwo o kulkę znikąd, stąd też wychylenie głowy ponad okop bywa często ostatnią czynnością, którą zrobicie przed przyjrzeniem się animacji własnej śmierci. Nie ma tu taryfy ulgowej, a weterani Verdun koszą tych, którzy nie oduczyli się bezsensownego wyłażenia na otwarty teren praktycznie na kilogramy.
Podczas rozgrywki ogromną rolę odgrywa taktyka. Nie próbujcie biec na pozycje wroga z bojowym okrzykiem, bo możecie nawet się nie rozpędzić. Każdy zespół podzielony jest na cztery grupy składające się z konkretnych żołnierzy będących specjalistami w różnych dziedzinach - to właśnie one decydują o tym czy podstawowym uzbrojeniem jest karabin, pistolet czy coś cięższego. To kim akurat gracie ma ogromne znaczenie dla zadań, które trzeba wykonywać. Dla przykładu dowódca grupy może wzywać specjalne wsparcie w postaci ostrzału czy zrzucenia gazu musztardowego na pozycje zajmowane przez przeciwników, ale jego jedyną bronią jest pistolet, który nijak nie nadaje się do walki na dłuższy dystans - ale też nie musi. Dowódca nie biega przecież sam, a z podległymi mu żołnierzami, którzy pozostając w specjalnej strefie słyszą jego rozkazy oraz otrzymują punkty za postępowanie zgodne z wytycznymi. Współpraca to podstawa sprawnej rozgrywki, choć nie obędzie się też bez wprawnego oka. W Verdun zabicie przeciwnika to wspomniana wcześniej kwestia jednego strzału, pod warunkiem, że nie spudłujecie, ale o to wcale nie jest trudno - brak tu celownika na ekranie, zdajecie się więc tylko na prawdziwe przyrządy celownicze. Lufa broni realistycznie pływa na boki, a pocisk wraz z pokonywanym dystansem coraz bardziej opada, na co trzeba brać uwagę, gdy oddajecie strzał.To wszystko sprawia, że zabawa w Verdun ma naprawdę niezły, choć ciężki klimat i jest bardzo realistyczna. Czuć tu brutalność wojny praktycznie na każdym kroku - gdy rozejrzycie się po polu bitwy zauważycie ciała poległych wrogów oraz współtowarzyszy, to skąpane w błocie, to przyczepione do zasieków. Emocje towarzyszą nawet zwykłemu chowaniu się w okopach, szczególnie, gdy na Waszych oczach z niezidentyfikowanego kierunku przeciwnik zastrzelił właśnie kompana, który pięć metrów dalej próbował akurat wystawić głowę znad zasłony i okazało się, że zrobił to w bardzo złym momencie. Gdy dodatkowo dookoła pole bitwy dziurawi ostrzał moździerzy lub brniecie mozolnie do przodu przez chmruy trującego gazu z maską nasuniętą na twarz wiecie już, że wojna pozycyjna nudna może wydawać się jedynie z nazwy. Verdun to także świetne źródło historycznej informacji o przebiegu Wielkiej Wojny w okolicach tytułowej miejscowości. Deweloperzy opisują nie tylko ogólny jej przebieg, co i historię poszczególnych bitew. Realistyczne jest nie tylko używane uzbrojenie - do gry przeniesiono prawdziwe składy z tamtych czasów dbając o umundurowanie, taktyki i przeznaczenie.
Niestety, pewnie ze względu na swój niezbyt przystępny charakter Verdun popularnością nie grzeszy. Gra dotarła do około 380 tysięcy graczy (tak twierdzi steamspy.com), jednak regularnie grywa w nią tylko ponad 400 osób dziennie - taką średnią podaje serwis Steamcharts. Rekordem przez ostatni miesiąc było 1000 grających jednocześnie, co nie jest oszałamiajacą liczbą, ale w zupełności wystarcza do znalezienia chętnych do rozgrywki na wybranej mapie czy w konkretnym trybie, choć z tymi jest akurat tak, że jest wspomniany wcześniej Frontlines i to właściwie tyle. Możecie poćwiczyć koordynację oko-ręka w opcji "wszyscy na wszystkich" oraz zagrać w klasyczny drużynowy deathmatch, tu jednak bawi się już tylko kilkanaście osób, bo Verdun nie nadaje się za bardzo do klasycznego sieciowego strzelania. Owszem, można tam popracować nad celnością czy podstawami poruszania się, ale niewiele ponadto. Deweloperzy opracowali także "squad defence", który polega na kooperacyjnym odpieraniu kolejnych fal wrogów, ale sztuczna inteligencja wbrew nazwie inteligencją nie grzeszy, potraktujcie więc i ten tryb bardziej szkoleniowo - ot pojedynek strzelecki ze znajomymi do głupio biegających przeciwników. Tak naprawdę pozostaje więc tylko Frontlines i poza nim nic innego. Żeby jednak oddać grze sprawiedliwość dodam, że dla osób, które połkną bakcyla jest to naprawdę wystarczająco. Może jedynie z czasem zaczyna marzyć się o mapach dedykowanych większej liczbie graczy. 32 osoby na jednym serwerze to nie jest coś, co robi wrażenie, szcególnie, że niektóre mapy momentami potrafią wydawać się pustawe.Przy tym wszystkim trzeba dodać, że strona techniczna Verdun obecnie prezentuje się całkiem nieźle. Deweloperzy pracowali nad swoją grą najpierw w ramach wczesnego dostępu, ale wspierają ją nadal mimo roku od premiery - w między czasie tytuł dostał sporo poprawek, a także darmowe rozszerzenie. Choć wcześniej bywało z tym różnie, obecnie zabawa pozbawiona jest większych bugów czy problemów, zadowalająca jest także optymalizacja, dzięki której Verdun na najwyższych ustawieniach nie jest zbyt problematyczny dla kompa o średniej wydajności według aktualnych standardów (testowane na zestawie: Intel i5 4460, GF770 2GB oraz 8GB Ram), gra natomiast prezentuje się całkiem ładnie i dość realistycznie. Nie uświadczycie tu raczej żadnych wodotrysków i nawet ogień wygląda przeciętnie, ale krajobraz i wykonanie poszczególnych elementów pola bitwy naprawdę może się podobać.
Verdun to sieciowy shooter zrealizowany z dbałością o historyczny realizm, który w wierny sposób stara się oddać także charakter Wielkiej Wojny. Grę polecam głównie tym, którzy spróbowali już zabawy z Red Orchestrą czy Insurgency i wcale nie przeszkadza im to, że w tych tytułach trzeba strzelać rzadziej, ale za to celniej, myśleć nad tym co się robi, a przede wszystkim nie biegać bez sensu i szukać dobrych schronień. Rozgrywka nastawiona jest na współpracę, bo samodzielnie na wojnie radzi sobie tylko Rambo. Jeśli sama myśl o chowaniu się w okopach pod ostrzałem wroga i mocowaniu się o to, która drużyna da radę przepchnąć bardziej linię frontu w połączeniu z wymagającym modelem strzelania nie wydaje się Wam zbyt odpychająca, polecam, byście Verdun sprawdzili. Gra jest emocjonująca, choć nie na ten sam sposób, co Black Ops III czy gry z serii Battlefield. I na tym właśnie polega cały jej urok.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!