Recenzja filmu Star Trek: W nieznane. Kolejny odcinek serialu

Kamil Ostrowski
2016/07/24 14:15
1
0

Jeżeli po wyjściu z kina czujecie się jakby w ciągu ostatnich dwóch godzin nic się nie wydarzyło, to chyba nie świadczy dobrze o filmie, nie?

Recenzja filmu Star Trek: W nieznane. Kolejny odcinek serialu

Uwielbiam nowe odsłony Star Treka. Restart serii z 2009 roku pozostawił mnie pod wielkim wrażeniem i z ogromnymi nadziejami na kolejne filmowe odsłony, na odrodzenie się niegdyś kultowej marki, na dostosowanie jej do realiów obowiązujących w XXI wieku. Pod wpływem euforii próbowałem wtedy nawet sięgnąć do starych seriali, ale niestety nawet względnie nowe Następne pokolenie nieco odrzuciło mnie swoją anachronicznością. Obejrzenie paru odcinków potraktowałem jednak jako wartościową lekcję historii. Stąd też mogę stwierdzić, że najnowszemu filmowemu Star Trekowi jest najbliżej ze wszystkich nowych filmów właśnie do klimatu serialu. Koncepcyjnie to świetny ruch, który na pewno może się spodobać, zwłaszcza po tym jak dostaliśmy wcześniej dwie, bardzo podobne do siebie części. Niestety, sam film cierpi po prostu z powodu przerażającej nijakości i średniactwa, wynikiem czego są po prostu dwie godziny nudy.

Scenarzyści W Nieznane (ciekawostka - wśród nich jest Simon Pegg, aktor grający „Scotty’ego”) ewidentnie mieli używanie. Na końcu poprzedniej części dano widzowi do zrozumienia, że załoga USS Enterprise w najnowszej odsłonie Star Treka uda się w klasyczną podróż w nieznane i faktycznie, już na początku filmu widzimy ekipę kapitana Kirka gdzieś w połowie pięcioletniej misji badania kosmosu i nawiązywania stosunków dyplomatycznych. Czy można sobie wyobrazić lepsze otwarcie? Niestety, duch przygody jednak nieco podupadł wśród załogi, co daje o sobie znać już w pierwszych minutach, a przynajmniej można to powiedzieć o samym dowódcy. Jak się później okaże, nie tylko on przeżywa kryzys egzystencjalny. Wątki „poszukiwania siebie” są niestety przeraźliwie bezsensowne i zwyczajnie nudnawe. Niepotrzebnie obniżają i tak niespieszne tempo nowego Star Treka.

Największą jednak bolączką W nieznane w moim mniemaniu jest jednak brak charyzmatycznego antagonisty. W 2009 roku mieliśmy świetnego Nero z całkiem sensowną zemstą. Następnie na scenę wkroczył równie dobry, a może i lepszy Khan ze swoimi diabolicznymi planami i ponadprzeciętnym umysłem (w tej roli bardzo dobry Benedict Cumberbatch). Tym razem dostaliśmy za to przeciwnika płaskiego, wręcz kartonowego, a w dodatku o bardzo wątpliwych motywacjach. Krall, bo tak nazywa się wódz grupy wojowników nieznanego pochodzenia, zdaje się zresztą być postacią wręcz trzecioplanową – podyszy nad uchem, rzuci Kirkiem parę razy, poszuka jakiegoś artefaktu, ale w gruncie rzeczy czasu na rozwinięcie jego postaci nie ma praktycznie w ogóle, za wyjątkiem paru krótkich scen w ostatnich piętnastu minutach filmu.

GramTV przedstawia:

W takiej sytuacji, kiedy nie udaje się sensownie rozpisać dwóch filarów scenariusza, zadanie ratowania fabuły i przyciągania uwagi widza powinno spaść na barki relacji pomiędzy załogą, która stanowi przecież barwną i magnetyczną mieszkankę. Znów pudło, bo tych interakcji było na tyle niewiele, że ledwie potrafiły sprawić, żebym nie zasnął w trakcie dwugodzinnego seansu. Poprzednie części pełne były świetnie napisanych dialogów czy nawet one-linerów ze strony Kirka, Spocka, McCoy’a, Scotty’ego czy nawet Chekova. Nie brakowało napięcia, ale i specyficznego humoru. Nie brakowało nowych postaci drugoplanowych. W nieznane oferuje zaledwie parę takich rodzynków, z czego połowę widzieliśmy już na zwiastunach, natomiast jedyna nowa postać drugoplanowa jest po prostu beznadziejnie nudna.

Po tej dosyć długiej tyradzie na temat wad nowego Star Treka pewnie sądzicie już, że to tragiczny film, na który szkoda czasu i który spowoduje, że ledwie co wskrzeszona marka znów zniknie z pola widzenia na dobrą dekadę. Zupełnie tak nie jest, a moje ostre słowa wynikają bardziej z rozczarowania niż obiektywnej wartości tego dzieła. Wciąż dobre wrażenie robią konstrukcja świata i jego obfitość. Dosyć przyjemny jest przez jakiś czas motyw „podróży w nieznane” i całego klimatu skupionego na eksploracji kosmosu. Nieźle radzą sobie zresztą też aktorzy, którzy już ewidentnie po prostu zżyli się ze swoimi postaciami i znają je od podszewki. Wreszcie akcja jest całkiem przyzwoita, podobnie jak zdjęcia i montaż wszelkich walk, bitew i potyczek. Krótko mówiąc – z technicznego i koncepcyjnego punktu widzenia to bardzo dobry film. Po prostu brakuje w nim „magii”.

Nie ma się co spieszyć z oglądaniem nowego Star Treka, który zdecydowanie odstaje od swoich wybitnych w swojej klasie poprzedników. W Nieznane to jak nudnawy odcinek serialu, który akurat śledzicie. Jasne, trzeba go obejrzeć, bo przecież jesteście już wciągnięci w świat, fabułę, itd. Możliwe, że seans dostarczy nawet Wam nieco przyjemności. Niemniej, nie liczcie na to, że z kina wyjdziecie pod jakimkolwiek wrażeniem. Najprawdopodobniej już na drugi dzień zresztą zapomnicie jakiekolwiek szczegóły z fabuły filmu, jednak śmiało można poświęcić na niego wolne popołudnie korzystając z promocji na bilety. Po prostu nie róbcie sobie wielkich nadziei.

Komentarze
1
Kresegoth
Gramowicz
24/07/2016 14:59

Mam podobne wrażenia. Oglądało się, jak odcinek serialu. To akurat policzę na plus. Gorzej wypada od strony technicznej. Za dużo zbliżeń w scenach akcji, za dużo ciemności (dosłownie 3/4 filmu dzieje się w ciemnych miejscach typu planeta nocą albo podziemia), słabe 3D (co przy ilości ciemnych scen strasznie męczy oczy). Sceny z rojami były okropne. Nie dość, że ciemne, to przy ilości obiektów i tempie przemieszczania odnosiło się wrażenie oglądania ruchomej, rozmazanej plamy.