Pewnie się zaraz obruszycie i zaprzeczycie, że nie, wcale nie, że nas, graczy, obrażam, szkaluję i w ogóle. Że może niektórzy są chamami, prostakami, pozbawionymi kultury osobistej i dobrych manier burakami. Ale nie wszyscy. To wyjątki. I nie można tak opisać całej społeczności. Niestety, nie jest to prawda. Wręcz przeciwnie. Wyjątkami są ci, którzy właśnie chamscy i wulgarni nie są. A dlaczego jestem tego taki pewien? To proste. W Internecie wszyscy są chamscy. To jest niestety cecha tego medium, konsekwencja tego, czym Internet jest, jakim jest środkiem komunikacji. Sprzyja chamstwu. Tutaj już chyba, nie zaprzeczycie, czyż nie? Przypomnicie sobie pierwszą z brzegu dyskusję w komentarzach pod jakimś artykułem na Onecie, jakiś wielki shitstorm na Facebooku, wymianę prostych, żołnierskich słów w trakcie rozgrywki w jakieś popularnej grze. I pokiwacie głową. Faktycznie, ludzie w Internecie są dla siebie na ogół o wiele mniej uprzejmi, niż na żywo. To oczywiste. I bezsporne. A dlaczego?
Dlatego, że przekaz w Internecie pozbawiony jest sygnałów niewerbalnych. Pisałem już o nich kilka tygodni temu w innych okolicznościach i przywołam je jeszcze raz teraz. Większość komunikacji między ludźmi odbywa się na poziomie niewerbalnym. To, co mówimy, same słowa, to, według większości badaczy, zaledwie jedna trzecia tego, co komunikujemy. Resztę nasz rozmówca odczytuje w wyrazie twarzy, w gestykulacji, w mowie ciała, w tonie głosu i tak dalej. Resztę, czyli głównie uczucia. Takie jak na przykład uraza czy smutek. I gdy rozmawiamy z kimś na żywo, to tej osoby nie obrażamy. Nie dlatego, że jesteśmy dobrze wychowani, uprzejmi niesamowicie, taktowni i w ogóle. Nie, dlatego, że ludzie tak naprawdę są w głębi duszy dobrzy. I na ogół nie chcą nikomu robić przykrości, tak podświadomie. A wiedzą, jakie słowa sprawiają przykrość, bo to widzą w przekazie niewerbalnym tej drugiej osoby. Więc ich nie wypowiadają. Tak to działa mniej więcej. A właściwie działało, dopóki nie było Internetu.
W Sieci nie ma przekazu niewerbalnego. Nie widzimy drugiej osoby. Jeśli powiemy jej coś przykrego, to… no cóż, powiedzieliśmy. Nie widzimy, że ją skrzywdziliśmy. Że jej jest przykro. Że jest smutna, urażona, zagniewana. A jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni, żeby to odczytywać z przekazów niewerbalnych, że nie widząc ich, uznajemy po prostu, że to nie ma miejsca. Że jest wszystko w porządku. Że rozmawiamy sobie tak jak zwykle, choć oczywiście tak nie jest. Dlatego właśnie w Internecie jesteśmy tacy chamscy, my wszyscy. Tak łatwo jest nam obrażać innych ludzi i być agresywnymi w taki lub inny sposób. To nie nasza wina. To znaczy, jasne, nasza wina, bo powinniśmy brać poprawkę na to o czym napisałem powyżej o braku komunikacji niewerbalnej i być świadomi, że to, że nie widzimy reakcji na nasze słowa, nie oznacza, że tej reakcji nie ma. Ale to jest bardzo, bardzo trudne. I na razie to zostawmy na jakąś inną dyskusję. Fakt jest taki, że w Internecie jesteśmy chamscy. Kropka.
I to jest punkt wyjścia do tej obserwacji, którą dziś się chciałem podzielić. To, że gracze, jako internauci, zachowują się generalnie jak buraki, mamy już ustalone. Niestety, wydaje mi się, że to sprawia także, że stajemy się chamscy poza Siecią. Tak bardzo przyzwyczajamy się do komunikowania się w taki sposób, że to zaczyna wpływać na nasze zachowanie na żywo. Nie w pełni jeszcze, na szczęście. Nadal okazuje się, że ognista dyskusja w sieci jakąś osobą, zmienia się w pełną szacunku i spokojną rozmowę z dokładnie tą samą osobą i z użyciem dokładnie tych samych argumentów, jeśli się ją przeprowadzi na żywo. Ale obawiam się, że negatywny wpływ Internetu już można odczuć na innych polach. I mam przykłady, które wydają się potwierdzać moją tezę.
Jakiś czas temu zajrzałem na Twitcha, na streama mojej znajomej, która transmituje sobie swoje granie z całkiem sporym powodzeniem. Śliczna dziewczyna, do tego bardzo dobrze gra, więc względnie duża popularność nie dziwi. Nie zaglądałem tam od dawna i akurat miałem jakiś impuls, żeby popatrzeć, co tam słychać. I po kwadransie myślałem, że zwymiotuję. Jak to się teraz modnie mówi? Dostałem raka od komentarzy? Skisłem? No, to właśnie to. Poziom komentarzy był żenujący. Obrzydliwy. Jakbym powiedział, że byłem zdegustowany, to byłby niesamowity eufemizm. Ilość chamstwa w tych komentarzach, ilość wulgarnych zaczepek, ilość prymitywizmu była dla mnie zaskoczeniem. Za takie komentarze, jakie tam były, na żywo dostaje się w twarz. A moderatorzy nawet nie reagowali. Ba, sami się dołączali. I jeszcze wyszydzali i wyśmiewali gościa, który zwrócił uwagę na to, jak właśnie chamsko się komentujący zwracają do dziewczyny. Wiecie, teksty na poziomie przysłowiowego „szarpałbym jak Reksio szynkę” tam leciały i to były jeszcze te bardziej uprzejme. Bagno. Szambo. Dosłownie. Dlaczego? Przecież nie powinno tego być, bo w oknie transmisji był feed z kamerki i było ją widać. I słychać. Więc mieli jej przekaz niewerbalny, nie? Powinni widzieć, jak ich niesamowicie wulgarne uwagi sprawiają jej przykrość. Tyle, że nie widzieli. Bo ona nie dawała tego po sobie poznać. Ignorowała je lub się uśmiechała. Zapytam ponownie – dlaczego? Nie wiem. Ale wydaje mi się, że dlatego, że jest przyzwyczajona, do tego, że tak właśnie wygląda komunikacja w tym medium. I oni też są przyzwyczajeni. Za bardzo przyzwyczajeni, obawiam się.
I drugi przykład, świeżutki, dzisiejszy. Byłem sobie na takiej lokalnej imprezie growej u mnie w mieście. Różne atrakcje, turnieje, stoiska i tak dalej. Mało ważne zresztą. Istotny dla całego wywodu był tylko konkurs cosplay (stąd takie a nie inne grafiki między akapitami, żeby choć trochę pasowało do tematu). Była scena, byli widzowie, jakieś kilkadziesiąt osób chyba, byli też cosplayerzy. Wychodzili po kolei, prezentowali strój i jakąś aranżację tudzież choreografię małą, kłaniali się i wychodzi. Normalne, nie? Tak to zwykle wygląda. Tyle, że ja byłem zaskoczony jedną rzeczą. Pierwszy występ. Wychodzi przebrana dziewczyna, robi swoje, gra muzyka. Kończy. Kłania się. Zaczyna wychodzić. Ja unoszę dłonie i zaczynam klaskać. I klaszczę sam przez ten dość długi moment, aż reszta zdaje sobie sprawę, że w sumie to wypada występ nagrodzić brawami. Bo przecież wypada, nie? Czy ja jestem jakiś dziwny? Dziewczyna się postarała. Przygotowała strój. I występ. Włożyła w to wysiłek. Nikt jej za to nie zapłacił. No to brawa należą się jej jak psu buda, czyż nie? A mimo to nikt nie klaskał, dopóki się jeden klakier nie wyrwał. I znów – dlaczego? Przecież zbyć taki występ milczeniem, to jest chamstwo, prawda? Mnie się wydaje, że jest. Mogę się mylić, więc poprawcie mnie proszę, ale według mnie to jest strasznie prostackie i prymitywne, tak całkowicie olać czyjeś zaangażowanie i wysiłek. Kompletny brak szacunku dla drugiej osoby. Nie mówię, żeby od razu pohukiwać, wiwatować czy coś, ale brawa to cholera podstawa. A wydaje mi się, że by żadnych braw nie było, gdybym ja nie zaczął klaskać. Dlaczego? Znów przez Sieć. To nie tak, że ci ludzie na widowni to skończone chamy i buraki. Na pewno nie. Ale są przyzwyczajeni to czegoś innego. Na YouTube się nie klaska. A tutaj pod sceną nie było przycisku z lajkiem. To co mieli zrobić. Nic. I nic by pewnie nie zrobili, a dziewczyna by zeszła za scenę przeświadczona, że jest beznadziejna, że występ był do niczego, a strój może wyrzucić.
I tego się właśnie boję trochę. Internet jest siedliskiem chamstwa. Z wiadomych powodów. Nawet naprawdę uprzejmi, spokojni i mili na żywo ludzie, zmieniają się w nim w plujących jadem buraków. To wiemy. Ale nie wiemy, że to zaczyna działać też trochę w drugą stronę chyba. Może przesadzam. Obym się mylił. Ale chyba się nie mylę. Wydaje mi się, że ta kultura wyrażania się w Internecie, a właściwie brak kultury, przesącza nam się do rzeczywistości powolutku. I że powinniśmy na to uważać. Nawet bardzo.
Powyższy felieton wyraża osobiste poglądy autora i nie może być utożsamiany z całą redakcją portalu