W dzisiejszym kąciku występują Ostatni Potomkowie, Vertical Rafała Kosika, Małe Życia Hanyi Yanagihary i Możesz być bogaty Wolfganga Koydla.
W dzisiejszym kąciku występują Ostatni Potomkowie, Vertical Rafała Kosika, Małe Życia Hanyi Yanagihary i Możesz być bogaty Wolfganga Koydla.
Drugi tom powieści Assassin's Creed: Ostatni Potomkowie przedstawia dalsze losy nastoletniego Owena i jego przyjaciół, którzy zostali uwikłani w konflikt między Asasynami a Templariuszami. Każde ze stronnictw stara się za wszelką cenę odnaleźć wszystkie fragmenty Trójzębu Edenu, niezwykłego artefaktu pozostawionego przez Pierwszą Cywilizację. Pierwszy fragment został odnaleziony, trwają poszukiwania kolejnego - pochowanego ponoć wraz z Mongke Chanem, wnukiem Czyngis-Chana.
Młodzi ludzie zostają rozdzieleni. Sean, Natalya, Grace i David trafiają do Abstergo, gdzie mają komfortowe warunki i doskonałą opiekę, a zajmuje się nimi Victoria Bibeau (która odgrywała ważną rolę w powieści Assassin's Creed: Herezja). Owen i Javier trafiają pod skrzydła jednego z Asasynów, Griffina, spotykają też Rebeccę Crane. Nastolatki odtwarzają losy przodków, które już nie łączą się ze sobą tak, jak w pierwszym tomie. Przeskakiwanie między nimi we współczesności i we wspomnieniach sprawia, że książka wydaje się nieco chaotyczna, a mimo to nie sposób się pogubić.
Autor stara się przedstawić Templariuszy i Asasynów nie jako z gruntu złych czy dobrych. Sean, który jeździ na wózku inwalidzkim, daje się najłatwiej przekonać do sprawy Templariuszy, którzy roztaczają przed nim wspaniałą wizję - że kiedyś znów będzie chodził dzięki specjalnym protezom. Grace chce wykorzystać szansę, jaką dali jej Templariusze, ale też stara się chronić brata, Davida, który nie do końca im ufa. Natalya uważa, że żadna strona nie powinna dysponować ogromną mocą i nie zamierza pozwolić nikomu dobrać się do wspomnień jej przodka i poznać dokładnego miejsca pochówku Mongke Chana. Owen również posiada pewne informacje, gdzie mógł zostać pogrzebany Mongke Chan, choć niezbyt dokładne. Javier z kolei, który nie ma zbyt wiele do zrobienia, postanawia pomóc przyjacielowi poznać prawdę o jego ojcu, który został skazany za morderstwo i zmarł w więzieniu.
Asasyni i Templariusze starają się odbijać sobie wzajemnie nastolatków, toteż w książce znajdziemy mnóstwo brawurowych akcji, pełnych zaskakujących zwrotów wydarzeń i niesamowitych zbiegów okoliczności. Momenty te są starannie wyreżyserowane i ciężko zawiesić niewiarę, a jednocześnie dostarczają wspaniałej rozrywki i sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Szkoda tylko, że przeciwnicy, z którymi mierzą się nasi bohaterowie (policja i ochrona Abstergo), to właściwie statyści, których bez trudu da się pokonać i im uciec.
Książka kończy się w zaskakujący sposób i nie mogę się doczekać, by poznać dalsze losy Owena i jego przyjaciół. Pozostało jeszcze parę pytań, które domagają się odpowiedzi: czy młodzi ludzie znajdą trzeci fragment i czy zdołają pokrzyżować nikczemne plany tych, którzy ich wykorzystali? Czy Owen ma rację, że jego ojciec nie zasłużył na tragiczny los w więzieniu? Na odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze poczekać kilka miesięcy.
Spotkałem się z dwiema opiniami na temat Małego życia. Jedni czytelnicy nie mogli się przebić przez kilkadziesiąt stron, uznając książkę po prostu za nudną, z kolei inni (w tym ja) – już po przeczytaniu 800-stronicowej cegły – twierdzili, że to jedna z najlepszych powieści, jakie mieli okazję przeczytać w całym swoim życiu.
Początek faktycznie może okazać się kłopotliwy, gdyż tak naprawdę nawet po kilku godzinach lektury, nie wiemy do końca, o czym jest Małe życie, a jakakolwiek próba wyjaśnienia tej kwestii w recenzji jest z góry skazana na... ogromną dawkę spoilerów. Z opisu umieszczonego na tylnej okładce dowiadujemy się jedynie, że grupa czterech przyjaciół ze studiów przenosi się do Nowego Jorku, by tam rozpocząć kolejny etap swojego życia. Jak się potem okazuje wcale nie ono takie małe, bo wydarzenia przedstawione na kartach powieści potrafią wzbudzić u czytelnika skrajne emocje (zdarzało mi się cieszyć z sukcesów bohaterów, ale znacznie częściej przygnębiony przewracałem kolejne strony).
Nie spodziewajcie się, że Małe życie będzie nudną historią o przyjaciołach – to unikatowa opowieść, która nawet miłość przedstawia w nietypowy (zaskakujący!) sposób. W książce prześledzimy losy ambitnego aktora, Willema, pragnącego sławy artysty posługującego się ksywką JB, utalentowanego architekta Malcolma i niezwykle tajemniczego Jude'a, o którego zawodzie dowiemy się znacznie później niż w przypadku innych postaci. Zresztą to właśnie na ostatnim z wymienionych bohaterów skupia się znaczna część fabuły i to wydarzenia z jego życia spowodują, że będziemy zastanawiać się nad tym, co jest w życiu ważne dostrzegając, jak wydarzenia z przeszłości mogą bezpośrednio wpłynąć na charakter danej osoby praktycznie na zawsze.
Małe życie napisane jest dość unikatowym stylem. Autorka nie boi się zdań złożonych (nawet takich na pół strony), a liczne wtrącenia są tutaj na porządku dziennym. Mnie to jak najbardziej pasuje, bo sam nie lubię "wygłaskanych" tekstów, ale musicie o tym pamiętać, zasiadając do lektury. Hanya Yanagihara bardzo często nie przedstawia kolejnych wydarzeń po sobie, ale zapewnia czytelnikowi liczne przeskoki w czasie, co – jak się później okazuje – jest jak najbardziej na miejscu i pozwala jej na stworzenie przekonujących postaci. Jednocześnie autorka bardzo często po prostu buduje świat na kartach powieści (zamiast rozwijać fabułę), ukazując pozornie nieistotne wydarzenia, ale z biegiem czasu zauważamy, że ich przedstawienie było naprawdę potrzebne, byśmy mogli uznać kolejne wątki za przekonujące.
Jeśli po kilkudziesięciu stronach Małego życia nie będziecie w stanie przebić się dalej, nie powinniście na siłę czytać dalej tej książki, ale mimo wszystko i tak spróbujcie chociaż zacząć lekturę, bo może okazać się, że przegapiliście świetną powieść. Mnie ta książka porwała już od pierwszej strony i nie mogłem przestać jej czytać aż do samego końca. Zwłaszcza, że w toku opowiadanej historii dzieją się rzeczy niewyobrażalne, a przy tym takie, które mogły spotkać każdego. To opowieść nie tylko o zwykłym, codziennym życiu, ale i ważnych problemach, miłości czy przemijaniu. Niezwykle potrzebna, poruszająca i ujmująca. Polecam i zachęcam.
O Szwajcarii możemy mówić wiele, ale z jednym wszyscy się zgodzimy – to bardzo bogaty kraj. Skąd wziął się jego dobrobyt? Wielu pewnie powie, że dzięki bankom. Odpowiedź równie oczywista co błędna. O faktycznych źródłach sukcesu Szwajcarii, nie tylko gospodarczych, pisze Wolfgang Koydl, niemiecki dziennikarz od lat mieszkający w kraju Helwetów.
Koydl książkę podzielił na trzy rozdziały – mentalności Szwajcarów, ich gospodarka i system politycznym. W pierwszym opowiada dlaczego w tym państwie w pokoju udaje się utrzymać 4 grupy etniczne posługujące się taką samą liczbą języków oraz rzeszę emigrantów z przeróżnych zakątków świata. Koydl opowiada również jak inni w sposobie zachowania są Szwajcarzy. W przypadku rozdziału o gospodarce dowiadujemy się, że utożsamianie omawianego kraju tylko z bankami jest równie głębokie co kałuża po drobnej mżawce. Na koniec zostaje polityka i kwestie ustrojowe, w których Koydl wyjaśnia dlaczego na świecie istnieje tylko półtorej prawdziwej demokracji – całością jest Szwajcaria, połówką Stany Zjednoczone.
Z perspektywy osoby analizującej źródła sukcesu gospodarczego i społecznego innych państw Możesz być bogaty, czyli jak Szwajcaria osiągnęła sukces to pozycja wręcz obowiązkowa. Niezwykle pasjonujące jest poznawanie sekretów tego małego państwa. To przykład podobny do Singapuru, malutkiego kraju otoczonego wielkimi mocarstwami, który w około 30 lat stał się jedną z największych gospodarek na świecie. W przypadku Szwajcarii lista powodów, dla których żyje się tam tak dobrze jest dłuższa niż może się wielu wydawać. Weźmy za przykład obecną sytuację w Polsce związaną ze zmianami w sądach. Szwajcarzy rozwiązaliby to momentalnie rozpisują ogólnokrajowe referendum. Robią to zresztą raz na kwartał, samemu decydując o wielu różnych sprawach, np. przedłużeniu ustawowego okresu urlopowego. Ciekawostka - zdecydowaną większością głosów obywatele odrzucili ten projekt uznając go wprawdzie za atrakcyjny, ale jednak zbyt kosztowny z punktu widzenia gospodarki. Tak zachowuje się dojrzałe społeczeństwo.
Z każdą kolejną stroną książki byłem coraz bardziej zafascynowany tym czego się dowiadywałem. Z drugiej jednak strony strasznie mnie to przerażało. W porównaniu do Szwajcarów, Polska i Polacy robią niemalże wszystko odwrotnie. Nie dziwmy się więc, że jesteśmy w takim a nie innym miejscu.
Vertical, powieść autorstwa Rafała Kosika, opiera się na fascynującym koncepcie. Ludzie z jakiegoś powodu nie mieszkają na ziemi. Zamiast tego, zasiedlają miasta, które metodycznie, centymetr po centymetrze, pną się po grubych, metalowych linach do nieba. Zapytany o powód tej wspinaczki, każdy mieszkaniec takiego miasta powie bez zastanowienia, że miasta zmierzają do znajdującego się w górze Celu, ale czym dokładnie jest ten Cel - tego nie wie nikt.
Rafał Kosik stworzył fascynujący świat, rządzący się własnymi zasadami. Autor poświęca dużo miejsca na objaśnienie, jakie urządzenia czy zwyczaje umożliwiają funkcjonowanie powietrznych miast. Nie jest to twarde science fiction - niektóre mechanizmy są np. wytłumaczone istnieniem tajemniczych, nieskończenie wytrzymałych materiałów. Jednak nawet mimo takich zabiegów, podniebny świat może zafascynować czytelnika.
Niestety, inne elementy powieści nie są równie mocne, co kreacja świata. Kosik nie był w stanie stworzyć przekonujących postaci, co najlepiej widać w wypadku głównego bohatera, Murka - chociaż jest to nastolatek pozbawiony formalnego wykształcenia, zdarza mu się odpływać w filozoficzne rozważania, które raczej nie mogłyby się pojawić u kogoś, kto dopiero nauczył się czytać u progu dorosłości.
Jednak największym problemem jest sama fabuła. Tak jak sam koncept wznoszących się miast jest spójny, o reszcie świata przedstawionego w powieści nie można tego powiedzieć. Szczególnie źle wypada pod tym względem wypada finał, który wygląda jak wzięty z zupełnie innej książki - co gorsza, z książki lepszej, bo wielu innych autorów rozegrało podobny moty w dużo lepszy sposób.
Vertical jest całką niezłą książką - ale tylko, jeśli przestaniemy ją czytać mniej więcej w połowie. Dalsza lektura może niestety zepsuć pozytywne wrażenia.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!