Wśród prezentowanych lektur między innymi długo oczekiwana książka Jarosława Grzędowicza, czyli Hel 3, a także inne ciekawe pozycje. Zapraszamy!
Wśród prezentowanych lektur między innymi długo oczekiwana książka Jarosława Grzędowicza, czyli Hel 3, a także inne ciekawe pozycje. Zapraszamy!
Wyobrażam sobie, że ciężko jest żyć z łatką Wielkiego Pisarza. Zwłaszcza ciężko jest w przypadku, kiedy odbiorcami są miłośnicy fantastyki, znani przecież ze swoich humorów. Jak to mawiał George Lucas: „łaska geeków na pstrym koniu jeździ, a raz zyskaną estymę można łatwo stracić”. Do tego nakłada się inna znana prawda: tym głośniejszy jest huk upadku, im większy jest Wielki Pisarz. Nawet powalenie na kolano czy lekkie zgięcie grzbietu brzmi wtedy jak bolesne „KO” rodem z wrestlingowych wyczynów Hulka Hogana. W związku z czym, skoro Jarosław Grzędowicz dla polskich fanów fantastyki był w ekstraklasie, to jak można nie usłyszeć huku wydania kiepskiej książki?
Autor Hel-3 wychodzi z ciekawego założenia, skutkiem czego naprawdę świetnie czytało mi się… skrócony opis udostępniony przez wydawnictwo. Świat niedalekiej przyszłości wygląda jak przerysowanie naszych najgorszych obaw. Wojujący islam ogarnia prawie cały Bliski Wschód. Europa i Ameryka duszą się pod jarzmem ekologów i biurokratów. Chińczycy robią co chcą, czyli głównie pieniądze. Społeczeństwo jest ogłupiałe i większość czasu spędza na graniu w gry, bądź w Meganecie (taki nasz Internet, ale „mega”), na oglądaniu bądź to propagandy, bądź to krótkich relacji na żywo kręconych przez tak zwanych „evenciarzy”. Jednym z nich jest główny bohater Norbert, który wpada na trop czegoś wielkiego. Spisku, odkrycia, intrygi i skandalu w jednym.
Wizja dystopijnej przyszłości oparta jest niestety na dosyć wątłych podstawach. Nie ma nic złego w przerysowywaniu pewnych kwestii, tak długo jak oparte jest to o jakieś sensowne założenia, albo chociażby jakieś wiarygodne, nawet jeżeli abstrakcyjne tłumaczenia. Tutaj tego nie ma, skutkiem czego nie mogłem oprzeć się przytłaczającej nierealności wizji, która ostatecznie wydała mi się po prostu infantylna. Do tego dochodzi mało charyzmatyczny główny bohater, który nie pozwalał mi się oderwać od wystawianego co i rusz na pierwszy plan świata przedstawionego.
Nie mogę się tez oprzeć wrażeniu, że Grzędowicz piszącHel-3 w pewnym momencie zorientował się, że książka miała mieć 500 stron, a on zapełnił już 450. Ostatnie rozdziały są sklejone naprędce, dynamizm pomiędzy postaciami gwałtownie przyspiesza, a wydarzenia pędzą jak szalone – nie raz elementy, które powinny zasłużyć na cały rozdział, skracane są do stwierdzenia że „hej, mamy wieści. Wydarzyło się to i tamto”. Nawet tytułowy pierwiastek Hel 3 nie dostaje wystarczająco dużo miejsca. Jako czytelnik nawet nie miałem czasu, aby oswoić się z nową rzeczywistością. W zasadzie na paru ostatnich kartach strzela się tematami jak z karabinu, a akcja jak wlokła się wcześniej, tak nagle leci do przodu jak szalona. A co się wydarzyło na końcu… no powiem tak, kopara mi opadła z wrażenia, aczkolwiek nie było to wrażenie pozytywne.
Jarosław Grzędowicz rozciągnął 20% treści na 80% książki, co nie mogło skończyć się dobrze. Jedyną osobą, która jest końcówką bardziej zdezorientowana od głównego bohatera, swojskiego Norberta, jest tylko sam czytelnik. Należy docenić Grzędowicza za fantazję, nawet jeżeli tym razem popłynął trochę za daleko w infantylnych i płytkich fantazjach geopolitycznych, ale z bólem muszę stwierdzić, że Hel 3 nie zostanie na długo w mojej pamięci, a jeżeli już, to jako przykład przygody kiepsko zaplanowanej.
W ostatnim czasie przyjąłem też na klatę drugą część cyklu „Ogień ludzkości”, który zacząłem jeszcze w lutym. Nie mam jakoś szczególnie dużo do powiedzenia na temat środkowej części trylogii. Powiela błędy wcześniej wypunktowane. Tempo akcji co prawda przyspiesza, ale autor zachowuje rodzaj ślimaczego tempa narracji, która usypia czytelnika.
Czytanie gdzieś w połowie drugiego tomu zaczęło mi przypominać granie w średniej jakości grę science-fiction – jakbym starał się strawić zmodyfikowanego, ale boleśnie znajomego i wypranego z jakości i emocji klona Mass Effecta (to żaden przytyk do Andromedy, bo jeszcze nie grałem). Na plus zagłębienie się w szczegóły dotyczące rozmaitych ras i cywilizacji. Na minus fakt, że autor wiele rzeczy tłumaczy pobieżnie, jakby zdając sobie sprawę z tego, że wszystko trzyma się na słowo honoru, a w innych miejscach niepotrzebnie wypycha opisy, dokładając kolejną cegiełkę do stosiku ziewnięć.
Ponad 600 stron, zero rysunków, kilka wykresów na krzyż, stosunkowo mała czcionka i pełno zagadnień naukowych oraz wyników badań. Brzmi jak koszmar każdego studenta. Tak w teorii wyglądają Pułapki myślenia. Mimo wszystko z własnej woli sięgnąłem po tę książkę i uważam ją za jedną z najważniejszych pozycji jakie kiedykolwiek było mi dane przeczytać.
Daniel Kahneman to urodziny w Tel Awiwie profesor psychologii. Razem z nieżyjącym już Amosem Tverskim przez lata prowadził badania nad modelami racjonalności decyzji. Na chłopski rozum – dlaczego podejmujemy takie a nie inne decyzje i w jaki sposób otoczenie wpływa na nasze osądy. Wyniki lat pracy okazały się na tyle ważne, że zrewolucjonizowały nie tylko psychologię, ale i inne dziedziny nauki. Kahneman został między innymi nagrodzony Nagrodą Banku Szwecji w dziedzinie nauk ekonomicznych (czyli potocznie Nagrodą Nobla w dziedzinie ekonomii). Co takiego wyszło z jego badań i dlaczego ma to coś wspólnego z Pułapkami myślenia?
Ekonomia to nauka o podejmowaniu decyzji (a nie tylko gospodarce jak wielu może się wydawać). Nie mówi się o tym zbyt wiele, a sam dział ekonomii zajmujący się tymi zagadnieniami (ekonomia behawioralna) nie należy do tych najbardziej popularnych. Mimo wszystko w analizowaniu ludzkich zachowań jest coś niezwykle pasjonującego, co aż wylewa się z Pułapek myślenia. Dzięki temu przez pierwsze strony przechodziłem w niezwykłym tempie, chłonąc wnioski z kolejnych badań. Po lekturze książki Daniela Kahnemana nieco inaczej patrzy się na świat. Łatwiej jest zrozumieć też zachowanie wielu ludzi, a nawet ruchy społeczne i polityczne które rządzą we współczesnym świecie.
Miejsca jest niewiele, a o Pułapkach myślenia można mówić bardzo długo. W skrócie, książkę polecam absolutnie każdemu kto chociaż w minimalnym stopniu interesuje się tematem racjonalności decyzji. Może nie brzmi to jak dobra zabawa, ale pokazuje jak działa współczesny świat. Globalizacja czy Internet powodują, że powstają rzeczy niesamowite. Nowej wiedzy przybywa w zatrważającym tempie. Z drugiej strony jesteśmy atakowani przez wiele bodźców, a to sprawia że myślimy inaczej niż kiedyś. Świat przyspieszył, a to też wpływa na nasze rozumowanie. To dobrze i źle jednocześnie.
Pułapki myślenia powinny być nie tylko lekturą obowiązkową dla ekonomistów czy psychologów, ale i... projektantów gier wideo. O tym jednak mam nadzieję napisać nieco więcej w niedalekiej przyszłości.
W ostatnich latach głośno było o wielu przypadkach księży czy zakonników, którzy porzucili sutannę i wrócili do świeckiego życia. Jednak próżno było szukać w mediach historii zakonnic, które zdjęły habity. Marta Abramowicz w swoim reportażu Zakonnice odchodzą po cichu próbuje zajrzeć za bramy klasztory i dać szansę, by te kobiety opowiedziały o swoim życiu, swoich decyzjach i drodze, którą przeszły.
Każda historia, którą poznajemy w tej książce jest inna, lecz mimo to bardzo wiele łączy wszystkie byłe zakonnice. Niektóre kobiety poszły do zakonu, by nieść pomoc ludziom, dla innych był to naturalny krok dla zaspokojenia swoich duchowych potrzeb. Jednak klasztorna rzeczywistość uniemożliwiała realizację tych zamierzeń i marzeń. Z wywiadów wyłania się wizja zakonów żeńskich jako instytucji totalnych, gdzie członkinie są pozbawione możliwości decydowania o najbardziej błahych sprawach: muszą się rozliczać z każdej wydanej złotówki, nie mają możliwości zagospodarowania nawet minuty swojego czasu bez wiedzy przełożonej, niemożliwe jest obejrzenia filmu, przeczytanie książki czy nawet porozmawianie z określoną osobą, jeśli zwierzchniczka nie wyrazi na to zgody. Sytuacja jest zgoła odmienna w wielu zakonach męskich, gdzie bracia w dużej mierze samodzielnie decydują o swoim życiu - zakonnicy mogą realizować swoje pasje, kontynuować naukę na studiach lub poświęcać się pomocy innym.
Autorka reportażu starała się znaleźć przyczynę tego dysonansu między zakonami męskimi i żeńskimi. W poszukiwaniu odpowiedzi przeprowadzała wywiady z braćmi, starała się nawiązać (często bezskutecznie) kontakt z zakonnicami trwającymi w posłudze, a także zgłębiła dziesiątki książek i prac naukowych poświęconych temu zagadnieniu. Z jednej strony na los polskich zakonnic wpłynęły uwarunkowania historyczne i polityczne, z drugiej jednak jest to także problem globalny - Watykan, mówiąc delikatnie, nie jest skłonny do tego, by uznać kobiety w kościele za równorzędnego partnera.
Zakonnice odchodzą po cichu to reportaż, który w zniuansowany sposób pokazuje obraz klasztornego życia, unikając jednoznacznych ocen. Równocześnie jest to pozycja niezwykle interesująca dlatego, że pokazuje świat kobiet, które żyją w kompletnie innym świecie, pomimo tego, że możemy je każdego dnia spotkać na ulicy, w pociągu czy w kościele.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!