Wojna z Neganem powinna być prawdziwą ucztą dla fanów. Niestety, pierwsza połowa ósmego sezonu Żywych Trupów to dno i metr mułu.
Wojna z Neganem powinna być prawdziwą ucztą dla fanów. Niestety, pierwsza połowa ósmego sezonu Żywych Trupów to dno i metr mułu.
Twórcy The Walking Dead niestety nie rozpieszczają swoich fanów. Sezon szósty dał serialowi drugie życie. Później przyszła wyraźna zniżka formy - siódmy sezon był tragicznie słaby, w szczególności druga połowa, aczkolwiek dosyć szybko zapomniałem o bólu zębów związanym z oglądaniem tego nieznośnego gniota i ze sporymi nadziejami chłonąłem kolejne odcinki ósmego sezonu. Niestety, na półmetku Żywe Trupy, delikatnie rzecz ujmując, nie radzą sobie najlepiej.
Nie mogę dojść do ładu ze swoim rozczarowaniem, gdyż zwyczajnie nie rozumiem co jest powodem takiego stanu rzeczy. Przecież w przypadku komiksu wojna z Neganem dostarczała niezapomnianych wrażeń, a kolejne tomy chłonąłem bez przystanków. Dlaczego w takim razie będąc na fabularnym zakręcie, który wyraźnie sprzyja generowaniu emocji, scenarzyści serialu nie potrafili ukręcić chociażby paru przyzwoitych odcinków? Dlaczego postaci do tej pory ciekawe, mądre, charyzmatyczne, nagle stały się zwyczajnie głupie, a ich motywacje niewiarygodne, czyny irytujące, czy wreszcie one same zaczęły polegać na szczęściu, bardziej niż na własnych umiejętnościach bądź rozumie? Dlaczego The Walking Dead stało się idiotyczną telenowelą w której deus ex machina jest decydującą siłą sprawczą, a postaci giną dopiero, gdy aktorzy je grający decydują, że szkodzi to ich karierze?
Powyższe dramatyczne wezwania wydobywały się z mego gardła po obejrzeniu pierwszych ośmiu odcinków ósmej serii. Wojna z trudem skleconego przymierza trzech osad: Alexandrii, Wzgórza i Królestwa z demonizowanymi Zbawcami skupionymi wokół Negana zaczyna się dosyć przyzwoicie. Pomijam fakt, że plan tych dobrych” jest dosyć oczywisty, jednak jestem skłonny uwierzyć, że sukces tego przedsięwzięcia wynika z faktu posiadania „kreta” w szeregach przeciwnika. Pochwalić jednak trzeba wykonanie, więc do pewnego momentu bawiłem się nawet jako-tako. Niestety, nie musiałem długo czekać na to, aż główni bohaterowie zgłupieją, zaczną się sztucznie kreowane rozterki i konflikty na bezsensownym tle.
Z tego wszystkiego aż zacząłem przychylnym okiem patrzeć na Zbawców i Negana. Zalążek cywilizacji przez nich stworzony w gruncie rzeczy jest oparty o dosyć uczciwe zasady, a krzywda nie dzieje się nikomu, kto pozostaje lojalny i nie spodziewa się cudów na kiju. Bezpieczeństwo zapewnione. Jasno określona ścieżka awansu. Przełożony, który potrafi docenić podwładnych mających dobre pomysły. Okej, do tego dochodzi element lekkiej psychopatii, ale powiedzmy sobie szczerze – to jest apokalipsa zombie, a nie zabawa w dom. Co natomiast oferuje w zamian Rick i ekipa? Chaos, załamania nerwowe co dwa sezony i siłowe przejmowanie władzy w każdej społeczności, w jakiej się tylko znajdą. Przecież to jakiś cyrk.
Już wcześniej miałem kiepskie mniemanie o części aktorów, którzy obecnie wysunęli się na pierwszy plan. Alanna Masterton jako Tara, Christian Serratos grająca Rositę i Josh McDermitt w roli Eugena’a to trójka najbardziej bezsensownych postaci w tym serialu i równie dobrze mogłoby ich nie być. Morgan, wcześniej wyróżniający się ciekawym charakterem, całkowicie się zepsuł. Ale żeby Andrew Lincoln (Rick) i Norman Reedus (Daryl) zaczęli mnie wkurzać? Żeby okazali się bezmyślnymi, pozbawionymi charyzmy kukiełkami z nerwami w strzępach? Tego mój scenariusz nie zakładał, więc jestem autentycznie w szoku. Sytuację ratuje trochę Lauren Cohan grająca Maggie Greene, która fajnie wchodzi w rolę przywódcy i Chandler Riggs jako Carl, który wreszcie przestał wkurzać cały fandom. Negan jest dalej cudowny i Jeffrey Dean Morgan powinien sobie pogratulować trzymania jako-takiej oglądalności Żywych Trupów. Mam nadzieję, że dostanie premię.
Pierwsza połowa sezonu miała momenty, ale ogólne wrażenie jest bardzo negatywne. Czuję się okradziony z charyzmatycznych postaci i wręcz ze straconego czasu. Wojna z Neganem to stracona okazja, którą zmarnowali scenarzyści Żywych Trupów. Nie dam głowy czy uda się jeszcze to naprawić po tym jak serial wystartuje na nowo za parę miesięcy.
Tekst stanowi moją opinię na temat ósmego sezonu The Walking Dead po obejrzeniu pierwszej połowy sezonu. Po wypuszczeniu ośmiu odcinków emisję przerwano zgodnie z planem – serial powróci pod koniec lutego. Tekst zostanie w odpowiednim czasie zaktualizowany i wypromowany ponownie na stronie głównej portalu.
Absurdalne konstrukcje rodzą się w głowach scenarzystów The Walking Dead. Potrafią oni jednocześnie prezentować Ricka i jego sprzymierzeńców jako mocarnych weteranów walki o przeżycie, żeby zaraz później dać im się zaskoczyć w najgłupszy możliwy sposób. Przykład? Rick wraz z towarzyszem wychodzą z lasu zbliżając się do kryjówki wroga, który jest przetrzebiony, ma pełno rannych i generalnie zaszył się w budynku. Wychodzą z lasu na drogę i nagle „łups” – Rick dostaje w łeb kolbą karabinu. Totalne zaskoczenie, Rick najwyraźniej założył sobie klapki na oczy i nie był w stanie patrzeć na boki. Innym razem ta sama postać ma niemalże nadludzkie zdolności w walce, potrafi szlachtować na prawo i lewo ledwie spoglądając w stronę ciosu, jedną ręką odganiając żywe trupy, nie robiące na nim żadnego wrażenia, a drugą seriami masakrować Zbawców (wrogą grupę w tym sezonie). Parodia.
Inna sprawa – mam wrażenie, że The Walking Dead doszło do takiego etapu, w którym bohaterowie umierają wyłącznie, gdy aktorzy przestają mieć ochotę ich grać. Nic nie wskazuje na to, żeby scenariusz zmierzał ku jakiemuś większemu rozstrzygnięciu, żeby ktoś planował dalej niż na jeden sezon do przodu. Po pierwszym spotkaniu z Neganem akcja jest po prostu chaotyczna, nieskładna, bohaterowie głupi, a całość zdaje się być wyłącznie maszynką do krojenia pieniędzy i akumulacji profitów wynikających z oddania największych fanów.
Pojawiło się parę ciekawych wątków, aczkolwiek zdecydowana większość zarówno nowych, jak i starych, jest po prostu głupia. Zresztą „głupi” to jest słowo, które najczęściej przychodzi mi na myśl, kiedy staram się wyartykułować swoje zdanie na temat ósmego sezonu. Wszystko tu jest głupie. Duże sprawy i małe sprawy. Pierwszoplanowe postaci i drugoplanowe postaci. Umówmy się, że The Walking Dead zawsze trzeba było traktować z lekkim przymrużeniem oka, ale seria nigdy w taki sposób nie urągała inteligencji widza.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie będę więcej oglądał Żywych Trupów. Przykro mi, paliwo się już wypaliło, nic mnie w tym serialu nie grzeje, a każda iska nadziei w rodzaju postaci Negana, zaraz zostaje pochłonięta przez czarną dziurę beznadziei jaką jest reszta postaci, wątków i zwrotów akcji. Odmawiam psucia sobie pamięci o The Walking Dead dalszym oglądaniem tego gniota.