Gdy faraonowie powstają z martwych, Bayek postanawia rozwiązać zagadkę klątwy.
Gdy faraonowie powstają z martwych, Bayek postanawia rozwiązać zagadkę klątwy.
Pierwsze DLC do Assassin's Creed Origins, The Hidden Ones (Ukryci) było przedłużeniem głównego wątku fabularnego przedstawionego w podstawowej wersji gry. Drugi dodatek, The Curse of the Pharaohs (Klątwa Faraonów) to zupełnie nowa opowieść, bardzo silnie nawiązująca do egipskiej mitologii. Nie trzeba znać wcześniejszych wydarzeń, by dobrze się bawić i zrozumieć prezentowaną historię.
Pradawne tajemnice, potwory i powstający z martwych faraonowie... Zdawać by się mogło, że twórcy popuszczą wodze wyobraźni i otrzymamy opowieść bardziej przypominającą majaki szaleńca niż coś, co da się racjonalnie wytłumaczyć. Tymczasem starożytne miasto Teby i otaczające je regiony wyglądają zupełnie normalnie, życie toczy się swoim rytmem, ludzie próbują radzić sobie z codziennymi problemami (a Bayek, swym zwyczajem, pomaga im je rozwiązać). Różnica polega na tym, że region ten dotknęła klątwa, od czasu do czasu pojawiają się przerażające widma dawno zmarłych faraonów, które wyładowują swój gniew na mieszkańcach. Ledwo stawiamy stopę w Tebach, mamy okazję przekonać się, że dzieje się coś bardzo złego.
Co spowodowało gniew dawnych władców? Wydaje się oczywistym, że ma to związek z rabowaniem grobowców, ale czy chodzi o zwyczajną profanację, czy kryje się za tym coś jeszcze? Fani serii dodadzą sobie dwa do dwóch i bez trudu domyślą się rozwiązania zagadki, jeszcze zanim zrobi to Bayek. Finał historii również jest mało zaskakujący, bo opiera się na ogranym schemacie, ale cała opowieść wciągnęła mnie dużo bardziej niż fabuła podstawki czy DLC The Hidden Ones. Wcześniej brakowało mi czegoś, co pozwoliłoby poczuć klimat niesamowitości starożytnego Egiptu, a The Curse of the Pharaohs wyszło naprzeciw moim oczekiwaniom.
Gdy zajrzałam do grobowców w Dolinie Królów i zobaczyłam, co znajdowało się wewnątrz, długo nie mogłam pozbierać szczęki z podłogi. To był koniec zwykłych historii i początek niesamowitych opowieści o wierzeniach Egipcjan i ich wizjach zaświatów. Lokacje w Egipcie zachwycały wyglądem miast, świątyń i ogromnych przestrzeni, natomiast to, co znajdowało się w krainie umarłych, zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie. To właśnie tam można zobaczyć ogromne pola trzcin, po których majestatycznie suną statki, olbrzymie skorpiony i inne, dziwne stworzenia, gigantyczne rzeźby, które wśród piasków rozrzucił szalony artysta, pola dawnych bitew czy przepiękne, skąpane w słońcu miasto. Możemy spotkać tam zmarłych ludzi i dokończyć pewne sprawy, których nie zdążyliśmy zrobić za ich życia, albo pomóc tym, którzy nie zdołali dotrzeć na miejsce wiecznego spoczynku.
Potyczki z faraonami w wątku głównym zapewniają sporą frajdę. Bossowie potrafią mocno bić, jeśli Bayek zostanie złapany w combo, ledwo uchodzi z życiem. Mimo to walki nie sprawiły mi trudności, z mieczem z automatycznym ładowaniem adrenaliny wystarczyła odrobina cierpliwości i odsuwania się na bezpieczną odległość po każdym ataku, by powoli i metodycznie wykończyć każdego z bossów. Twórcy nie przygotowali żadnych niemiłych niespodzianek w postaci ataków dystansowych czy błyskawicznego skracania odległości, więc można było uciekać do woli i czekać na okazję do zadania ciosu. Można też walczyć z widmami faraonów, pojawiającymi się losowo na mapie. W tym przypadku jednak taktyka "uderz i uciekaj" okazała się kiepskim pomysłem: gdy jedno z widm dwukrotnie po prostu znikło w połowie walki, odechciało mi się na nie polować. Powinnam zdobyć parę poziomów więcej, podnieść level broni i wykupić ulepszenia, ale to wiązało się ze żmudnym zbieraniem surowców i doświadczenia. Zamiast więc czerpać radość z losowych spotkań, nauczyłam się je ignorować.
Misje w DLC The Curse of the Pharaohs są podobnie rozbudowane, jak w podstawce: każde zadanie główne czy poboczne składa się z kilku etapów. Jeśli zostaniemy poproszeni o danie nauczki nieuczciwemu rybakowi, możemy być pewni, że nie wystarczy przyjść i złoić mu skóry, by przemówić mu do rozumu, a jeśli uratujemy więźnia i odprowadzimy go do domu, przyjdzie nam jeszcze wyświadczyć mu kolejną przysługę. Czasem wręcz tęskniłam za prostszymi zadaniami, szczególnie w momentach, gdy np. świeżo ocalony kazał Bayekowi udać się w trzy miejsca i pozbierać zaginione posążki. "No nie, kolejne zadanie typu idź i przynieś" - myślałam. Do znudzenia przewijały się też lokacje, w których można było pozbierać skarby, najczęściej z bezużyteczną, pospolitą bronią.
Doświadczenie zbierało się powolutku, po 11 godzinach rozgrywki dotarłam do końca misji głównego wątku, z 53 poziomem bohatera. Zostało mi jednak jeszcze nieco zadań pobocznych i spora liczba lokacji do zwiedzenia. Raczej nie pokuszę się o odkrycie wszystkich miejsc ze skarbami, jest ich tak dużo, że nawet moja natura każąca wyciskać z ulubionych gier ostatnie soki zaczyna się buntować. Może kiedyś... The Curse of the Pharaohs zdecydowanie nie jest dodatkiem, który powinno przechodzić się jednym tchem, raczej powoli delektować się zwiedzaniem i odkrywaniem.
Podsumowując - The Curse of the Pharaohs okazało się dużo lepsze niż oczekiwałam. Wreszcie można poczuć niesamowitość starożytnego Egiptu i zanurzyć się w mitologię. Rewolucji w sposobie projektowania misji i dodatkowych zadań nie ma, ale za to można napawać się fantastycznym projektem krainy umarłych, składającej się z bardzo zróżnicowanych, ciekawych miejsc. Dodatek wystarcza na wiele godzin zabawy i jest zdecydowanie warty polecenia.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!