Sicario powraca i już nie zachwyca, wręcz ledwie się podoba

Kamil Ostrowski
2018/07/24 10:00
2
0

Kontynuacja jednego z najlepszych filmów ostatnich lat (i nawet z tym nie handlujcie) nie robi takiego wrażenia jak oryginał, chociaż wielu widzom może się spodobać.

Sicario powraca i już nie zachwyca, wręcz ledwie się podoba

Pisząc w 2015 roku recenzję Sicario nie mogłem wyjść z zachwytu. Ogromny magnetyzm filmu, nieznośnie piętrzące się napięcie, genialna gra aktorska, prosty, ale zaskakujący scenariusz, a także potężny ładunek audiowizualnej doskonałości składał się na znakomity film, bez wątpienia wpadający w kategorię artyzmu. Za zrobienia sequela zabrał się jednak nie Denis Villeneuve (znany również z Arrival czy Blade Runner 2049, a obecnie pracujący nad Diuną), a Stefano Sollima, do tej pory znany ze znakomitych produkcji gangsterskich: serialu Gomorra i filmu Suburra. Reżysera mamy solidnego, Benicio del Toro i Josh Brolin również na posterunku… na co czekamy?

Film kontynuuje opowieść o walce specjalnej komórki CIA z kartelami narkotykowymi. Ataki terrorystyczne jakich dokonują w USA dżihadyści udaje się połączyć z gangami z Meksyku, które zajmują się przemytem ludzi na dużą skalę. W filmie pada zresztą stwierdzenie, że przemyt ludzi to obecnie dla zbrodniarzy najlepszy biznes, bo człowiek po drugiej stronie granicy przynosi zyski jeszcze przez długi czas. Nie wiem jak to się ma kilogram-do-kilograma w porównaniu z kokainą, no ale niech będzie – nie ma co ukrywać, przemyt ludzi uciekających za lepszym życiem to świetny interes, w Europie również odczuwamy to na własnej skórze. Tak czy inaczej, dzięki zakwalifikowaniu karteli narkotykowych jako organizacje terrorystycznych, bohaterowie dostają do dyspozycji niemalże nieograniczone środki. Przy pomocy drobnej intrygi i paru akcji „fałszywej flagi” postanawiają napuścić na siebie główne narko-gangi. W takich okolicznościach Alejandro Gillick, były sicario (zabójca), obecnie współpracujący z CIA nawiązuje specyficzną więź z Isabelą Reyes – córką narkotykowego bossa.

Nie będę Wam zdradzał co się dzieje dalej, bo scenariuszowo druga część Sicario zasługuje na spore uznanie. Historia jest bardziej zawiła i częściej zaskakuje, niż w przypadku oryginału. Pytanie tylko „co z tego?”, skoro opowiedziana jest w sposób o wiele gorszy. Kuleje tempo – o ile pierwszy Sicario był ciekawą wariacją na temat włożenia hitchcockowskiej maniery w ramy filmu akcjo-kryminalnego, tak tutaj mamy wyraźne odpłynięcie w stronę klasycznego kina akcji. Więcej tu łubudubu, niż budowania napięcia. Więcej łopatologii, niż zabawy niedopowiedzeniami. Wreszcie więcej prymitywnego brutalizmu kinowego, niż obscenicznego realizmu prawdziwej przemocy. Sicario zapierał mi dech w piersiach i szokował, Sicario 2 natomiast próbuje mnie bawić, ale mu się nie udaje.

GramTV przedstawia:

Żadnego wrażenia nie robią też charaktery, które wyraźnie spłaszczono od czasu premiery oryginału. Widać, że aktorzy dwoją się i troją, pragnąc wepchnąć odrobinę głębi w denne rozmowy, jednakże jak to się mówi: ten konar nie zapłonie. Zwyczajnie nie ma tutaj na czym pracować –widać ciężar leżący na sercu dwóch głównych aktorów spektaklu, to znaczy Benicia del Toro jako Alejandro Gillicka i Josha Brolina wcielającego się w Matta Gravera. Na siłę jakby próbują oni nadać pewien magnetyzm ich relacji dwóch samców alfa, jednakże ostatecznie niewiele z tego wychodzi.

Byłem bardzo, ale to bardzo nakręcony na Sicario 2: Day of the Soldado. Możliwe, że dlatego właśnie film niespecjalnie mi się spodobał. Widziałem oczyma wyobraźni twórcze rozwinięcie już sprawdzonej, przynajmniej w moich oczach, interesującej koncepcji. Tymczasem nowy reżyser, to także nowe zasady, co w tym przypadku dało efekt taki, że opowieść o walce z kartelami stała się boleśnie typowa. Nie jest tragicznie, bo miejsce na parę dobrych scen się znalazło (walka z policją meksykańską), jednakże finalnie nie mogę powiedzieć z czystym sumieniem, żebym uznał wypad do kina za udany. Takich filmów jak Sicario 2: Day of the Soldado widziałem już setki. Oryginalny Sicario, mimo że doczekał się sequela, pozostaje więc jedyny w swoim rodzaju.

Komu spodoba się Sicario 2: Soldado Day of the Soldado? Zacznę o tego komu się nie spodoba – tym, którzy oczekują cudeńka porównywalnego z pierwszą częścią. Kto zaś uda się do kina w poszukiwaniu „zwykłego” kina akcji dla prawdziwych, milczących mężczyzn, a zarazem nie ma zbyt wielkich wymagań co do wakacyjnego repertuaru, ten ma szansę wyjść z sali zadowolonym.

Komentarze
2
marcin-malysza
Gramowicz
24/07/2018 18:18
twilitekid napisał:

> jednego z najlepszych filmów ostatnich lat

 

not sure if serious?

 

przecież to szmira była...

Kwestia gustu, Ja ogladając część pierwszą bawiłem się przednio :D 

twilitekid
Gramowicz
24/07/2018 14:39

> jednego z najlepszych filmów ostatnich lat

 

not sure if serious?

 

przecież to szmira była...