Polski kryminał, którego finału nie da się przewidzieć. Ze świetną grą aktorską i niesamowitymi ujęciami.
Polski kryminał, którego finału nie da się przewidzieć. Ze świetną grą aktorską i niesamowitymi ujęciami.
Jak głosi Wikipedia, rojst to „zbiorowisko roślinnych terenów podmokłych; miejsce podmokłe, niskie i bagniste, porośnięte mchami, krzewinkami i karłowatymi drzewami lub zbiorowisko roślinne tworzących torfy gatunków torfowców. Są to zbiorowiska roślinne zanikające z powodu nadmiernego osuszania terenów i eksploatacji torfu”. Możemy zobaczyć, jak ono wygląda w czołówce najnowszego oryginalnego serialu od Showmax, czyli właśnie Rojst, któremu ciężko wskazać poważne wady. Zalet można wymienić natomiast całkiem sporo, bo mamy tutaj do czynienia z jednym z najlepszych polskich seriali ostatnich lat.
Bardzo istotna cecha Rojstu nie zmieściła się niestety we wstępie. Poza tym, że serial wyreżyserowany przez Jana Holoubka jest kryminałem, a występujący w nim aktorzy niewątpliwie stanęli na wysokości zadania, niezwykle ważne jest również umiejscowienie akcji. Mowa o latach 80. ubiegłego stulecia, które autorzy starają nam się przypomnieć na wiele sposobów, na przykład osadzając wydarzenia niektórych scen w Pewexie czy też pokazując na ekranie samochody z tamtego okresu (m.in. popularnego „malucha” i dużego Fiata). Tak naprawdę jednak historia przedstawiona w tym serialu równie dobrze mogłaby rozgrywać się współcześnie, ale wtedy nie moglibyśmy powiedzieć, że Rojst zainteresuje osoby tęskniące za wspomnianymi czasami.
Za przygotowanie scenariusza odpowiadają Jan Holoubek i Kasper Bajon. Same założenia fabularne są pozornie typowe dla kryminałów. Nie chcąc zbyt wiele zdradzać napiszę jedynie o ogólnikach, które można poznać stosunkowo szybko. Jest zabójstwo, jest ciało, jest sprawca, który przyznaje się do winy. Prokurator udaje się na miejsce zdarzenia, morderca zostaje skazany i trafia za kratki. Wydaje się, że na tym koniec, ale tak naprawdę to dopiero początek, bo niemalże jednocześnie dowiadujemy się, że para nastoletnich kochanków popełniła samobójstwo. Jak nietrudno się domyślić obie sprawy są ze sobą mocno powiązane. Na klasyczne pytanie „o co tutaj tak naprawdę chodzi” próbuje odpowiedzieć przede wszystkim młody dziennikarz, Piotr Zarzycki (w tej roli Dawid Ogrodnik), który rozpoczyna swoją karierę w Kurierze Wieczornym, trafiając tam pod opiekę doświadczonego Witolda Wanycza (Andrzej Seweryn).
Całość składa się raptem z pięciu odcinków, a każdy z nich trwa niecałą godzinę. Dzięki temu ciężko mówić o nudzie, bo poszczególne epizody ogląda się jednym tchem; najlepiej od razu, a nie czekając tydzień na kolejną część historii. Tutaj wciąż coś się dzieje, a do wątków głównych dochodzą także poboczne wydarzenia, jak chociażby to związane z przeszłością Wanycza. Żadne z nich nie jest tu dodane przez przypadek czy też na siłę, ale wszystko łączy się w spójną całość. Owszem, można narzekać, że w Rojście nie dowiemy się więcej na temat wszystkich bohaterów, bo przedstawiona opowieść to świetny temat na grubą książkę. Patrząc jednak na to, że rozmaite tomy powstają z okazji premier filmów, to kto wie, być może i Rojst zobaczymy niedługo w księgarniach?
Showmax może być dumne, bo oto za sprawą recenzowanego serialu trafia do ścisłej czołówki. Aktorzy grający tutaj pierwsze skrzypce momentami wchodzą na wyżyny swoich umiejętności. Mowa zwłaszcza o przywołanym już Dawidzie Ogrodniku, a także Magdalenie Walach (wdowa po mężczyźnie zamordowanym w początkowych scenach serialu). Nie gorzej wypadają pozostali, w tym wspomniany Andrzej Seweryn czy Zofia Wichłacz (Teresa, żona Piotra). Trudno jednak pogodzić się z faktem, że Piotr Fronczewski, który miał być twarzą Rojstu (i jest nią, przynajmniej w materiałach reklamowych), nijak nie pasuje do powierzonej mu roli gangstera, a poza tym otrzymuje jedynie role epizodyczne. Nieprzekonująco wypada także Jacek Beler, który również wciela się w negatywną postać.
Do Rojstu można się jednak łatwo zrazić, bo zanim przejdziemy do głównego dania, Showmax proponuje obejrzenie krótkiego prologu, który niewiele wnosi do samej opowieści, a przy tym jest zrealizowany po prostu przeciętnie. Tak, jakby za ten wstęp odpowiadała zupełnie inna ekipa. Nie zważajcie na to, bo jak już wspomniałem parę razy, serial jest godny poświęcenia kilku wieczorów, a raczej jednego, bo teraz można oglądać jeden odcinek za drugim i jest to oczywiście najlepsze rozwiązanie.
Rojst nie tylko wciąga jak bagno ze względu na fabułę, ale robi ogromne wrażenie za sprawą fenomenalnych ujęć, bardzo dobrej gry aktorskiej oraz ciekawego umiejscowienia akcji. Wszystko tutaj ze sobą się odpowiednio łączy, dając niesamowity efekt, na jaki fani polskich seriali czekali od wielu, wielu lat. Bardzo dobrze, że Showmax proponuje oglądanie recenzowanego dzieła także w wersji z angielskimi napisami, bo wierzę, że Rojst będzie w stanie zrobić karierę poza granicami naszego kraju. Widzowie spoza Polski co prawda nie docenią klimatu lat 80., ale na pewno będą mieli na uwadze intrygujący scenariusz i pozostałe zalety, o których już wspomniałem.