Darksiders Genesis, nowa odsłona popularnej serii, nie jest trzecioosobową grą akcji, lecz produkcją, która w oficjalnych zapowiedziach budziła skojarzenia z cyklem Diablo. Mimo zastosowania rzutu izometrycznego i rozgrywki nastawionej na masową eksterminację napotkanych przeciwników otrzymaliśmy coś, co trudno nazwać hack’n’slashem inspirowanym hitem Blizzarda. Nie ma tu chociażby tradycyjnego awansowania na kolejne poziomy doświadczenia, pozyskiwania nowych rodzajów broni oraz pancerzy różniących się od siebie statystykami czy też standardowego drzewka rozwoju postaci. Są natomiast rozwiązania zgoła odmienne, które sprawiają, że Darksiders Genesis niewątpliwie zasługuje na wysoką ocenę. Zwłaszcza, że każda z zaproponowanych przez twórców mechanik działa wyśmienicie. Ale po kolei.
Na potrzeby Darksiders Genesis przygotowano scenariusz z akcją osadzoną przed wydarzeniami ukazanymi w pierwszej odsłonie cyklu. W związku z tym nie trzeba znać poprzednich części, by zrozumieć historię opowiedzianą w recenzowanej produkcji. Sama fabuła nie jest może szczególnie wyszukana, ponieważ opowiada o dwóch Jeźdźcach Apokalipsy, którzy na zlecenie Rady mają wyeliminować całą armię Lucyfera, a na końcu rozprawić się z samym Diabłem, by nie doprowadzić do zachwiania równowagi na całym świecie. Głównymi bohaterami są Wojna i Waśń, którzy różnią się od siebie nie tylko nastawieniem do całej sytuacji, ale także sposobem radzenia sobie z trapiącymi ich ciągle problemami.
Co prawda autorzy bazują na utartych schematach, nie mamy wrażenia, że fabuła w Darksiders Genesis została dodana na siłę, bo kolejne wątki opowieści śledzi się z ogromną przyjemnością. To zasługa świetnie, powiedziałbym że momentami nawet fenomenalnie nie tylko napisanych, ale i zagranych dialogów. Pełne specyficznego humoru wypowiedzi postaci widocznych na ekranie niejednokrotnie budzą uśmiech na twarzy, co nie jest zasługą wyłącznie samych twórców gry, ale i polskich aktorów. Darksiders Genesis zostało bowiem wydane w wersji z dubbingiem, który wypada doprawdy fenomenalnie. To jedna z niewielu gier, w których zamiast pośpiesznie szukać w opcjach możliwości zmiany głosów na angielskie, delektowałem się każdą, nawet najkrótszą i najmniej znaczącą kwestią dialogową.
Darksiders Genesis można ukończyć w pojedynkę, swobodnie przełączając się między grywalnymi postaciami, ale twórcy zaimplementowali również tryb współpracy dla maksymalnie dwóch graczy, który dostępny jest zarówno lokalnie, jak i za pośrednictwem internetu. Wojna ma do dyspozycji ogromny miecz, więc jeśli chcecie kogoś trafić raz, a porządnie, to powinniście wybrać właśnie tego bohatera; dodatkowo posiada on widmowy sierp umożliwiający przyciąganie intruzów czy też wybranych obiektów otoczenia, a także miecz worpalny służący do zabijania wrogów oraz aktywowania rozmaitych mechanizmów celem odblokowania przejść do kolejnych obszarów. Waśń oferuje zupełnie inny styl walki, bowiem posiada wirujące ostrza, w efekcie czego zadaje mniejsze obrażenia jednym ciosem, ale wyprowadza je znacznie szybciej. Do tego posiada broń palną, dzięki której może eliminować nieprzyjaciół z dalszej odległości za pomocą rozmaitych pocisków. To oczywiście nie wszystko, bo z czasem odblokowujemy kolejne elementy wyposażenia i zdolności pasywne.
Warto zaznaczyć, że w Darksiders Genesis walka nieustannie sprawia ogromną frajdę. Na ekranie pojawia się sporo przeciwników, ale nigdy nie jest ich na tyle dużo, byśmy stracili orientację. W przywołanym już Diablo bardzo często wrogowie wręcz zasłaniali naszego bohatera, przez co musieliśmy atakować na oślep, tutaj natomiast wciąż doskonale wiemy, gdzie znajduje się nasz protagonista i mamy nad nim pełną kontrolę. Same bitwy nie należą do szczególnie wymagających, o ile dogłębnie eksplorujemy lokacje (o tym za chwilę), a jeśli jeden z naszych wojowników polegnie w starciu, to po dwudziestu sekundach ponownie pojawi się na ekranie (w tym czasie będziemy kierować drugim Jeźdźcem Apokalipsy).
Wspomniałem już, że w Darksiders Genesis nie ma tradycyjnego drzewka rozwoju postaci. Otóż za pokonywanie wrogów (mowa zarówno o szeregowych przeciwnikach, jak i bossach) odblokowujemy rdzenie istoty (istnieje także możliwość kupienia ich u sprzedawców, o ile dysponujemy odpowiednią liczbą dusz pozyskiwanych głównie za zabijanie napotkanych przeciwników; czasem dusze znajdziemy np. w skrzyniach), które umieszczamy w slotach. Jeśli zdobędziemy określoną liczbę rdzeni istoty tego samego typu, to odblokujemy jego wyższy poziom, zwiększając zawarte w nim statystyki (np. siłę ataku). Pokonywanie tych samych wrogów jest więc bardzo opłacalne.
Co ciekawe, poszczególne rdzenie istoty możemy w każdej chwili usunąć z danego gniazda i przenieść w inne miejsce, co pozwala nam eksperymentować i tym samym uzyskać jak najlepszą kombinację. W ten sposób zwiększamy moc ataku Wojny i Waśni, pasek gniewu oraz liczbę punktów życia. Jest to niezwykle istotne, ponieważ przed rozpoczęciem każdego poziomu gra wskazuje nam zalecaną moc danej postaci. Kiedy takową nie dysponujemy, powinniśmy powtórzyć wcześniejszy etap, by zdobyć więcej przedmiotów lub też zmniejszyć poziom trudności (dostępne są trzy: łatwy, normalny i wysoki).
Wydawać by się mogło, że konieczność drugiego przejścia ukończonego już levelu to nic przyjemnego, ale nie w Darksiders: Genesis, które może pochwalić się naprawdę świetnie zaprojektowanymi lokacjami. Oczywiście do celu misji prowadzi wyłącznie jedna ścieżka, ale podobnie chociaż jak w Lords of the Fallen (chociaż w Dark Souls także, ale recenzowana produkcja bardziej kojarzy się z „Lordsami” ze względu na styl graficzny) możemy z niej na chwilę zboczyć, by sprawdzić, czy w odnogach nie kryją się jakieś cenne przedmioty. A uwierzcie mi, że kryją się i to w dość sporych ilościach, co skutecznie zachęca co eksploracji. Zwłaszcza, że nie ma tu jakichkolwiek zapychaczy – wszystko, co zbieramy, przyda nam się w dalszej części rozgrywki. Nawet monetki, bo za zebranie określonej liczby znajdziek tego typu otrzymamy całkiem sporo dusz, które wydamy na przykład na wspomniane już rdzenie istoty.
Na ukończenie Darksiders Genesis potrzeba około 15 godzin, ale czas ten można oczywiście wydłużyć. Nie tylko poprzez „maksowanie” ukończonych już etapów (co, nota bene, ułatwią nam mapy poszczególnych obszarów zdobywane w trakcie eksploracji lokacji), ale także na arenie, do której dostęp otrzymujemy mniej więcej w połowie kampanii fabularnej. Odpierając fale nadciągających przeciwników będziemy zdobywać liczne bonusy, na przykład dusze, co stanowi doskonałą okazję do tego, by zwiększyć możliwości bojowe zarówno Wojny, jak i Waśni. Warto dodać, że przed rozpoczęciem każdej rozgrywki na arenie, tak samo jak w kampanii, musimy zwrócić uwagę na zalecaną moc bohatera.
Mało jest rzeczy, które w Darksiders Genesis nie przypadły mi do gustu. Przyczepić mogę się do niezbyt zróżnicowanych modeli przeciwników. Wielokrotnie można odnieść wrażenie, że wciąż pokonujemy tych samych wrogów. Na to można oczywiście przymknąć oko, ale jest w tej grze coś, co wielokrotnie powoduje niemałą irytację. Poza eksploracją oraz walką w Darksiders Genesis obecne są także sekwencje platformowe oraz nieskomplikowane zagadki natury logicznej. Gdzieś więc musimy skoczyć, coś musimy przenieść z jednego miejsca na drugie, i tak dalej. Dlaczego więc nie możemy sobie tego w pewnym sensie ułatwić, swobodnie obracając kamerą? W momencie, gdy kierowaną przez nas postać zasłania jakikolwiek obiekt otoczenia, staje się ona przezroczysta. Nie ułatwia to jednak sprawy, bo tak czy owak bardzo trudno wskoczyć dokładnie tam, gdzie trzeba. Nie ma również mowy o ewentualnym przybliżaniu i oddalaniu obrazu.
Zamiast tradycyjnych, w pełni wyreżyserowanych przerywników filmowych, autorzy Darksiders Genesis serwują nam komiksowe plansze, natomiast podczas dialogów na ekranie widzimy jedynie narysowaną sylwetkę przemawiającego bohatera oraz napisy. Można w takiej sytuacji podejrzewać twórców albo o lenistwo, albo o brak środków, które umożliwiłyby im stworzenie cut-scenek z prawdziwego zdarzenia. Ale nie w tym przypadku, bo za całość odpowiedzialne jest Airship Syndicate, czyli ekipa mająca na swoim koncie przepięknie wykonane Battle Chasers: Nightwar.
Darksiders Genesis jest bez wątpienia czarnym koniem bieżącego roku (no właśnie, nie wspomniałem, że po lokacjach można poruszać się także wierzchowcem, co za niedopatrzenie z mojej strony!). To świetna gra dla jednego i dwóch graczy, w której cieszy zarówno eksploracja świetnie zaprojektowanych lokacji, jak i sprawiająca mnóstwo frajdy walka z hordami wrogów. Trudno cokolwiek złego powiedzieć o systemie rozwoju postaci, bowiem również tutaj Airship Syndicate spisało się doprawdy wyśmienicie. Na dokładkę mamy fenomenalny polski dubbing. Gdyby nie ta statyczna kamera, na pewno byłaby „dziewiątka”, a tak cóż...