Netflix lubi ryzyko, lubi filmy, które pozwolą mu zdobyć szanse na statuetki i lubią kiedy w ich autorskich filmach i serialach występują gwiazdy. Mamy tutaj komplet.
Netflix lubi ryzyko, lubi filmy, które pozwolą mu zdobyć szanse na statuetki i lubią kiedy w ich autorskich filmach i serialach występują gwiazdy. Mamy tutaj komplet.
Kolejny głośno komentowany film ze stajni Netflixa przeszedłby pewnie bez większego echa (chociaż to przyzwoite oglądadło), gdyby nie fakt, że to najlepsza, najdojrzalsza i prawdopodobnie również najpoważniejsza rola Adama Sandlera w historii. Aktor do tej pory kojarzony stricte z komediami dla statusiałych nastolatków, albo zdziecinniałych tatuśków postanowił wykorzystać swój wizerunek do stworzenia czegoś z nieco wyższej półki. Wyszło całkiem nieźle.
Poznajcie Howarda Ratnera, handlarza błyskotkami rodem z Nowego Jorku. Żyd w średnim wieku nie prowadzi zwykłego sklepiku na parterze, do którego można by wejść z poziomu ulicy. Jego towary zobaczyć można „po znajomości”, po tym jak zostanie się zaproszonym przez jednego z dotychczasowych klientów. Howard nie handluje byle czym: drogie zegarki (często podrabiane, bądź nieznanego pochodzenia), drogie kamienie czy biżuteria wyrabiana na miejscu (jak wisiorek z Furby ze złota, wysadzany diamentami). Klientów nie musi być wielu, wystarczy żeby dokonali kilku transakcji, a Ratner może przez najbliższy czas wieść dostatnie życie. Problem w tym, że kilka nieudanych transakcji może go również wysłać na bruk. Jakby tego było mało, ma też problem z hazardem i to grą na bardzo, bardzo wysokie stawki.
Nie chcę zabrzmieć snobistycznie, ale żeby odpowiednio poczuć klimat Nieoszlifowanych diamentów dobrze by było, żeby widz choć przez chwilę był w Nowym Jorku. Jak mało który film udaje mu się oddać tętnienie miasta w którym wiecznie coś się dzieje, w którym bieg nigdy nie ustaje. Pnące się ku niebu wieżowce, niezliczone biura, mieszkania, zakamarki, wiecznie zatłoczone chodniki i ulice. Historia Ratnera jest tylko jedną z tysięcy, dziesiątek tysięcy, może setek tysięcy, które rozgrywają się jednocześnie na ulicach Wielkiego Jabłka, a które zasługują na opowiedzenie. Nie wszystkie poznamy, ale czuć je krążące w powietrzu.
Jakby tego było mało, również historia Ratnera opowiadana jest w sposób bardzo intensywny. Nie wszystkim będzie to odpowiadało. Scena goni scenę, akcja goni akcję, temat goni temat, a wrażenie pościgu potęguje świetna ścieżka dźwiękowa i bardzo dynamiczny montaż. Główny bohater ma na głowie naprawdę sporo - żonę, której marzy się tylko rozwód, kochankę której marzy się sława, dzieci które domagają się uwagi, no i łowców długów, którzy w imieniu swoich mocodawców domagają się spłaty. A dodajmy, że handlarz błyskotkami z Manhattanu nie ma w zwyczaju pożyczać pieniędzy na rozwój interesu od banków czy innych instytucji zaufania chociażby z kręgu “kulturalnych”. O nie, nie, nie - tutaj chodzi o starą, dobrą/złą mafię.
Jeżeli chodzi o aktorstwo, to oczywiście pierwsze skrzypce gra Adam Sandler, który rzeczywiście stara się wyjść trochę poza znany już schemat o którym pisałem powyżej. Częściowo mu się to udaje, ale trudno przy tym nie odnieść wrażenia, że aktor tego formatu (niewielkiego, umówmy się) tak naprawdę nie ma warunków, żeby zaprezentować coś więcej. Prawda jest taka, że Ratner to taki sam Sandler, jakiego znamy z innych filmów z Sandlerem, po prostu rzucony w nieco inne okoliczności. Jest więcej poważniej, bo po prostu Sandler znalazł się w poważnej sytuacji. Co do reszty aktorów niewiele można powiedzieć. Głównie są.
Jak już wspominałem, Nieoszlifowane diamenty ogląda się przyzwoicie. Nie jest to film szczególnie wybitny, aczkolwiek ogląda się go przyjemnie. Nie zanudza, nie brakuje momentów w których napięcie każe nam wstrzymać oddech, dialogi są świetnie napisane i prawdę mówiąc, ostatni zwrot akcji naprawdę sprawił, że opadła mi kopara. Nie jest to inny Adam Sandler, ale starego komedianta wykorzystano najlepiej jak się dało - do zrobienia czegoś porządnego.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!