Zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdyby do jednego napędu wrzucić płyty z Dark Messiah of Might and Magic i Dark Souls? Najprawdopodobniej uzyskalibyśmy taki sam efekt, jak producenci z rodzimego studia Hyperstrange odpowiedzialnego za stworzenie Elderborn. Być może wcześniej nie słyszeliście tego tytułu, ale warto nadrobić zaległości, bo to bez wątpienia jedna z najlepszych polskich gier w ostatnim czasie. I nie mówię tego tylko dlatego, że jej autorzy ewidentnie inspirowali się wspomnianymi już Soulsami oraz Dark Messiah, bowiem w toku rozgrywki zauważycie, że wzorowali się m.in. także na Doomie i Hexenie.
Do wyboru są cztery poziomy trudności: normalny, trudny, Elderborn oraz zbyt trudny, ale nie liczcie na wiele urozmaiceń, bowiem w zależności od stopnia wyzwania przeciwnicy będą po prostu zadawać większe obrażenia. W sumie to bardzo dobrze, gdyż produkcja nawet na „normalu” potrafi dać graczom w kość, chociaż mimo wszystko polecam spróbować swoich sił na Elderbornie, a w drugim przejściu (napisy końcowe zobaczycie stosunkowo szybko, po jakichś ośmiu, maksymalnie dziesięciu godzinach) zmierzyć się z wyzwaniem i ukończyć całość na najwyższym poziomie trudności. Dlaczego? Bo gra jest bardzo uczciwa. Nie giniemy dlatego, że autorzy źle rozmieścili wrogów na mapie (nie licząc jednego fragmentu w dalszej części). Śmierć postaci to w zdecydowanej większości przypadków konsekwencja naszej brawury.
Nie bez powodu zacząłem recenzję Elderborn właśnie od kwestii poziomu trudności, bo w produkcji studia Hyperstrange to właśnie gameplay stoi na pierwszym miejscu. Owszem, jest tu jakaś historia, w której jesteśmy wybrańcem ratującym świat, ale tak naprawdę nie ma co się tym za bardzo przejmować, chociaż czasem warto posłuchać lektora i zapoznać się z kilkoma niuansami fabularnymi. Najważniejsze jest jednak to, by załapać, że akcja rozgrywa się w mieście Jurmum. Przeczytajcie na głos, a zrozumiecie.
Elderborn rozpoczyna się w dość zaskakujący dla mnie sposób. Pierwsze kilka sekund rozgrywki to – wbrew pozorom – nie walka z przeciwnikami, ale próba zrozumienia, dlaczego tracę punkty zdrowia. Chwila nieuwagi wystarczy, by aktywować mechanizm, który sprawia, że pod naszymi stopami znajdą się kolce. To jednak ciekawa lekcja, bowiem Elderborn, tak jak wspomniane już Dark Souls, niejednokrotnie zmusza do powolnej eksploracji lokacji celem uniknięcia rozmaitych pułapek. Łatwo w nie jednak wpaść, ponieważ tempo poszczególnych walk z przeciwnikami jest równie szybkie, jak w Doomie. Skoro już o tej strzelance mowa, to w Elderborn także szukamy kluczy, by przejść do kolejnych etapów.
Po każdej śmierci w Elderborn odradzamy się przy ostatnio aktywowanej fontannie, czyli de facto ognisku z Dark Souls. Odpoczywając przy niej odrodzimy wszystkich przeciwników, ale zregenerujemy także pasek życia głównego bohatera. Jeśli nie chcemy tego robić, możemy ograniczyć się do wykorzystania zdobytej esencji (dusz) na level, ale ją również tracimy w chwili śmierci i musimy dojść do miejsca zgonu, jeśli chcemy ją odzyskać. Brzmi znajomo? Oczywiście, o ile jesteśmy fanami studia From Software.
Rozwijając postać wybieramy jedną z trzech głównych kategorii: potęga (lepsze obrażenia bronią białą i od umiejętności), szybkość (zwiększona prędkość ataków i poruszania się) oraz wytrwałość (dodatkowe punkty zdrowia). Każda dziedzina zawiera także przydatne zdolności do odblokowania. Dzięki nim możemy parować pociski, urywać głowy niemilcom i rzucać nimi w przeciwników, miażdżyć oponentów szarżą czy też sprawiać, że esencja będzie wchłaniać się automatycznie (bez konieczności podnoszenia jej z ziemi).
Nie wszystkie ciosy da w Elderborn da się zablokować, dlatego też gra pozwala na wykonywanie uników oraz kopnięć, a także przeprowadzanie kontrataków. Co istotne, możemy to robić praktycznie w nieskończoność, bo tak jak np. w Sekiro: Shadows Die Twice nie ma tu paska wytrzymałości. To świetna decyzja twórców, która sprawia, że nie trzeba się w ogóle ograniczać i można łączyć wiele ataków w potężne kombinacje. Jeśli już jesteśmy przy tym temacie, to dodam, że Elderborn początkowo oddaje do naszej dyspozycji jedynie miecz, ale z czasem w ekwipunku znajdziemy również włócznię, topór, sierp i nie tylko. Każdym typem oręża macha się zupełnie inaczej i każdy sprawdza się w innych sytuacjach, co skutecznie zachęca do eksperymentowania.
Pod względem oprawy wizualnej Elderborn wygląda jak produkcja z minionej generacji konsol, ale nie uważam tego za wadę – przeciwnie: dzięki takiemu zabiegowi jeszcze łatwiej poczuć klimat starszych tytułów, do których nawiązuje recenzowana produkcja. Grafika w połączeniu z utworami dla fanów ciężkiego brzmienia idealnie komponuje się z tym, co Elderborn proponuje nam w kwestii rozgrywki. Tutaj wszystko ze sobą współgra, tworząc jedną, spójną całość.
Elderborn to gra trudna i bardzo szybka, a przy tym niesamowicie satysfakcjonująca. Co prawda nie zjadłem zębów na Dark Messiah of Might and Magic czy Hexenie, ale na Dark Souls oraz Doomie – jak najbardziej. Nawet jeśli jednak nie mieliście do czynienia z żadnym z wyżej wymienionych tytułów, a po prostu lubicie FFP-owe siekanki z domieszką RPG, ciekawie zaprojektowanymi lokacjami, różnorodnymi rodzajami broni i walką, która od pierwszej chwili aż do samego końca rozgrywki daje mnóstwo frajdy, to dzieło rodzimego studia Hyperstrange powinniście kupić już teraz (na Steamie kosztuje raptem 53,99 złotych, co jest ceną nie tyle adekwatną, co niską, w stosunku do jakości i zawartości).