Mads Mikkelsen jest pijany przez osiemdziesiąt procent filmu. Podobnie jak zdecydowana większość postaci drugoplanowych. Krótko mówiąc, film był skazany na sukces.
Mads Mikkelsen jest pijany przez osiemdziesiąt procent filmu. Podobnie jak zdecydowana większość postaci drugoplanowych. Krótko mówiąc, film był skazany na sukces.
Jeżeli miałbym wskazać na swoje ulubione krainy geograficzne w kontekście kina, to bez wątpienia wskazałabym na tę trójkę: Korea Południowa, Francja i Skandynawia. Pierwsza z nich urzeka mnie egzotyczną manierą gry aktorskiej podaną w przystępny sposób, której towarzyszy niemalże hollywoodzki rozmach. Znad Loary pochodzą filmy o wyraźnym wydźwięku społecznym, stworzone i zagrane bez żadnych kompleksów. Natomiast skandynawskie filmy kocham za wrażliwość na człowieka, doskonały nienachalny humor i ogromny dystans do siebie, do norm, do schematów, ale także wielką odwagę w zadawaniu niewygodnych pytań i tworzeniu niewygodnych konstrukcji (ale bez rosyjskiego poczucia beznadziei). W tym rozumieniu Na rauszu jest filmem, który mógł powstać tylko na zimnej północy.
Obraz skupia się wokół grupki czterech przyjaciół w średnim wieku, którzy podczas kolacji urodzinowej upijają się doszczętnie. Zanim jednak objęcia Bachusa odbiorą im władzę nad możliwością wyboru kierunku przemieszczania się i wykluczą możliwość poprawnej składni, poruszą temat ciekawej hipotezy z pogranicza antropologii, psychologii i biologii. Zakłada ona, że naturalnym stanem każdego człowieka jest delikatne upojenie alkoholowe, tj. około pół promila alkoholu we krwi. Następnego ranka jeden z bohaterów postanawia kontynuować libację, a tym samym wejść w tryb o którym mówili poprzedniego wieczora. Z uwagi na niezłe efekty jednodniowego mini-eksperymentu paczka spotyka się wieczorem, aby omówić dalsze kroki. Oczywiście postanawiają podjąć się wyzwania i przez najbliższych parę tygodni utrzymywać stałe pół promila. Na efekty nie trzeba długo czekać. Efekty powiedziałbym… rozmaitego kalibru i charakteru.
Mylą się jednak ci, którzy spodziewaliby się po Na rauszu czegoś w rodzaju duńskiego Pod mocnym aniołem. To tylko pozornie jest opowieść o problemach z piciem i łatwości popadania w alkoholizm. Kłóciłbym się nawet co do tego czy Na rauszu tak jednoznacznie piętnuje kulturę picia i picie w ogóle, co tak często wyczytywałem w recenzjach zagranicznych. Moim zdaniem film stanowi krytykę czy też może raczej refleksję nad mieszczańskim stylem życia (co zresztą reżyser Thomas Vinterberg robił już na przykład w Komunie). Bohaterowie filmu przez rozpoczęciem eksperymentu mają różne sytuacje życiowe. Część z nich jest szczęśliwa, inni wręcz przeciwnie, parę osób jest troszkę młodszych, inni już wkraczają w kryzys wieku średniego (w tym główny bohater, grany przez Maddsa Mikkelsena). Co ich łączy, to łagodne usposobienie, spokojne, ułożone życie osobiste i nuda trapiąca codzienność.
Zdaje się, że dlatego właśnie główni bohaterowie filmu z takim entuzjazmem biorą udział w “eksperymencie”. Szukają ekscytacji, nowości, powiewu świeżości. Potrzebują czegoś co sprawi, że życie odzyska smak. Przoduje w tym wysunięty na czoło Martin, który dzięki kopniakowi od odrobiny promili odzyskuje animusz w pracy, spontaniczność i romantyzm z małżeństwie, a także pewność siebie i kreatywność. Żeby zabić w sobie wyrzuty sumienia i niejako wytłumaczyć przed samym sobą regularne alkoholizacje, należało to ubrać w szaty pseudonaukowe, ale tak naprawdę chodziło o nadanie życiu swego rodzaju kolorytu. I to się przez jakiś czas udaje. Pytanie tylko, jak długo można igrać z ogniem, którym przecież jest codzienne picie substancji bądź co bądź uzależniającej i wpływającej destrukcyjnie na organizm. Łatwo przesadzić, a pół winka co parę godzin szybko przestaje starczać. Muszę przyznać, że takiego drugiego dna w filmie “o chlaniu” się nie spodziewałem.
Polskich widzów na pewno do kin i przed telewizory Na rauszu przyciągnie nie tylko wdzięczną tematyką, ale też świetnym warsztatem reżysera i doskonały aktorstwem. Dzięki temu przez film płyniemy lekko i przyjemnie, zupełnie jak podchmieleni/podwiniaczeni/podwódczeni bohaterowie. Doskonale w swojej roli nieco wypalowego faceta w średnim wieku spisuje się Mad Mikkelsen, ale również jego kompani: Thomas Bo Larsen jako Tommy, Magnus Millang jako Nikolaj i Lars Ranthe jako Peter. Całości wdzięku dodaje fantastyczna ścieżka dźwiękowa z uroczym kawałkiem What a Life, znanym już ze zwiastuna.
Na rauszu to kolejny film, który pojawia się w naszych kinach niedługo po zakończeniu długiego okresu ich haniebnego zamknięcia, a na który musicie się wybrać, jeżeli tylko znajdziecie jakiś seans w swojej okolicy. Thomas Vinterberg po raz kolejny stworzył obraz, który nie jest tym, czym się na początku wydaje. Na rauszu nie jest filmem o piciu. Pod płaszczykiem lekkiego komediodramatu kryje się błyskotliwa diagnoza zastałej, mocno zblazowanej klasy średniej krajów dobrobytu. Nie da się uniknąć tego sformułowania. To po prostu doskonały film. Do obejrzenia nawet na trzeźwo.