Tegoroczna odsłona Call of Duty łatwo nie miała, ale ostatecznie nie jest źle – widać, że Sledgehammer Games miało pomysł na Vanguard, ale być może zabrakło… czasu.
Tegoroczna odsłona Call of Duty łatwo nie miała, ale ostatecznie nie jest źle – widać, że Sledgehammer Games miało pomysł na Vanguard, ale być może zabrakło… czasu.
W tym roku natomiast bardzo zaskoczyły mnie problemy techniczne, z którymi mierzy się Call of Duty: Vanguard. O ile w poprzednich latach nie były one jakoś zbytnio uderzające po oczach, tak źle doczytujące się tekstury, przeciwnicy wtapiający się w podłogę i inne graficzne artefakty to coś, co trochę mnie zaskoczyło. Podobnie jak problem z dźwiękiem przy przeładowywaniu broni czy chwilowe sprzęganie w trakcie rozgrywki, które nie było raczej spowodowane wykorzystanym zagłuszeniem ze strony drużyny przeciwnej. Oczywiście, nie jest to nic, czego aktualizacje by nie mogły wyeliminować, ale w porównaniu do lat poprzednich można spokojnie powiedzieć, że bywało zdecydowanie lepiej. Nawet Black Ops Cold War momentami prezentował się zdecydowanie wyraźniej niż Vanguard, choć trzeba przyznać, że są momenty, które potrafią zachwycić np. lądowanie w Normandii czy przedzieranie się przez lasy na jednej z japońskich wysepek.
A dla świętego spokoju polecam również wyłączyć opcję Motion Blur dla świata – momentami w trakcie ogrywania kampanii wszystko było tak nieczytelne od natężenia efektów specjalnych, że kilka razy nie wiedziałem czy mierzę do swojego kompana czy do przeciwnika. A co najważniejsze to to, że wasze oczy podziękują za to stukrotnie.
Podchodziłem do grania w Call of Duty: Vanguard bez większych oczekiwań, a ostatecznie całość podoba mi się na tyle, iż będę wracał na kilka niezobowiązujących rund w multiplayerze czy trybie Zombies. Mimo wszystko jednak szkoda, że kampania dla jednego gracza nie poszła bardziej w kierunku miksu serii Commandos z Call of Duty, a całość nie została bardziej podlana sosem z filmów Quentina Tarantino. Wtedy taką „fantastykę historyczną” ogrywałbym z o wiele większą przyjemnością niż całą masę retrospekcji o bardzo nierównym tempie. Tym bardziej szkoda, bo Vanguard swoje najlepsze zagrania zostawia na sam koniec… i to bardzo krótki moment.
Co do multiplayera, to tutaj zdania mogą być bardzo podzielone. Podział na trzy różne tryby prędkości rozgrywki (Tactical, Assault i Blitz) nie zawsze spełnia swoje zadanie. Głównie dlatego, że tempo bez względu na tryb jest naprawdę szybkie, a time to kill zdecydowanie krótszy niż w Black Ops Cold War czy Modern Warfare z 2019 roku. Jednym to się spodoba (jak mi), a innych prawdopodobnie szybko odrzuci od wskakiwania na serwery. Zresztą tak samo jak fakt powrotu możliwości skorzystania z osłon terenowych do lepszego celowania. Zostaje tryb Zombies, który z pewnością spodoba się tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z trybem w serii. Odejście od klasycznego strzelania, odblokowywania miejscówek i szukania easter eggów może pomóc nowym graczom odnaleźć się w tym świecie dzięki chociażby możliwości spokojnego wybrania nowych ulepszeń i umiejętności między falami. Nawet jeśli oczekiwaliście od zombiaków w Vanguard nieco bardziej tradycyjnego podejścia, to warto jest im dać szansę i odetchnąć trochę od trybów PvP. Ewentualnie w oczekiwaniu na easter egg hunt poznać wszystkie zasady i dopracować najlepsze buildy.
Koniec końców jest to odsłona Call of Duty pełna skrajnych emocji. Zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Oceniając składowe to prawdopodobnie oceniałbym je tak:
O ile w przypadku kampanii (która trwa ok. pięć godzin) trudno jest coś dodać, tak w zależności od tego jak podpasują wam zmiany względem multiplayera i Zombies możecie od ogólnej oceny odjąć lub dodać jedno oczko. Na papierze Call of Duty: Vanguard prezentuje się jako jedna ze słabszych w ostatnich latach odsłon serii, ale od strony trybów sieciowych mimo pewnych zmian nadal potrafi wciągnąć na długie godziny.