Masz za sobą bardzo ciężki tydzień. Może nawet bardzo ciężki miesiąc. Nie ma więc nic piękniejszego od chwili, kiedy wreszcie możesz zrobić sobie kawę (lub poczęstować się kieliszkiem wina), usiąść i odpocząć, nie robiąc absolutnie nic, prawda? Otóż nie. Dlaczego nie? Pomijając fakt, że nierobienie niczego jest w dzisiejszych czasach trudną do opanowania sztuką, to zdaje się też być nudnym rozwiązaniem – przynajmniej wtedy, gdy zamiast nic-nie-robienia możesz wziąć do rąk wielki miecz, aby poodcinać parę kończyn. I choć odcinanie kończyn nie brzmi jak prawdziwa forma odpoczynku, to długie tygodnie właśnie w ten sposób uciekałam od rzeczywistości – prosto do średniowiecznego świata Chivalry 2.Tam nikogo nie obchodzi nieliniowa fabuła z tuzinem różnych zakończeń. Tam nikt nie zwraca na uwagi na znaki zapytania na minimapie — i to wcale nie dlatego, że w Chivalry 2 nie znajdziemy ani minimapy, ani tym bardziej znaków zapytania. Nikomu żadna z tych rzeczy nie byłaby tutaj potrzebna. Podobnie jak nikomu nie są tu potrzebna głębia, drugie dno, czy mroczne sekrety fikcyjnego świata do odkrycia.
Dlaczego w taki sposób opisuję swoje pierwsze doświadczenie z Chivalry 2? Ponieważ jest to też moje pierwsze doświadczenie z tym gatunkiem. Ba, muszę przyznać, że właśnie przez brak wcześniejszej styczności z tego typu grami długo zastanawiałam się, co takiego może być w naparzaniu się wszystkim, co wpadnie w ręce tylko po to, aby wygrać i powtórzyć całość od nowa. Choć już od bardzo dawna w mojej bibliotece Steam znajduje się także Mordhau, nigdy nie było okazji rzeczywiście zrobić z tego faktu użytek. Dopiero gdy udało mi się oderwać od produkcji studia Torn Banner, spróbowałam swoich sił we wspomnianym Mordhau i… Bardzo szybko wróciłam do poprzedniego tytułu. I chociaż nie do końca wiem w ogóle, dlaczego sięgnęłam po Chivalry 2, pewna jestem jednego: nie żałuję. Z kilku powodów.Roczna ekskluzywność Chivalry 2 dla sklepu Epic Games Store nie jest jednym z nich. Nie będę wprawdzie rozpisywać się na temat tego, co uważam o takich zagraniach, ale zdradzę tylko, że osobiście prawie w ogóle nie korzystam z tej platformy i preferuję konkurencję, czyli w tym przypadku Steama oraz GOG-a. Nie potrafię jedynie zrozumieć osób, które właśnie z powodu niedostępności Chivalry 2 w innych sklepach wystawili grze najniższe możliwe noty i krytykują tak, że pewnie wychodzą im żyły na czole.
Jeśli mam być szczera, to za każdym razem, gdy z lekkim grymasem na twarzy włączałam klienta Epic Games Store i czekałam na uruchomienie się gry, wystarczyło kilka sekund na polu walki, aby zapomnieć, że ta — czy jakakolwiek inna — platforma w ogóle istnieje. Tak bardzo wciągnęło mnie to, co do zaoferowania ma Chivalry 2. Mówiąc to mam na myśli szarżowanie na przeciwnika przy akompaniamencie dzikich (i często komicznych) okrzyków i machanie tym, co akurat mój nieustraszony wojownik miał w dłoniach.