Myślę, że każdy z nas będzie w stanie wskazać kilka rzeczy, których brakuje mu w grach. Mechaniki, pomysły, rozwiązania czy tematy. Mimo że nowych rzeczy powstaje całe mnóstwo, nasze ukochane hobby wcale nie jest tak innowacyjne. Nie chcę przesadzać, ale faktycznie musimy zauważyć, że dynamika zmian nie jest szczególnie duża. Zwłaszcza obecnie, w czasach wszechobecnych remasterów, remaków czy rebootów. Pole do rozwoju jest więc całkiem spore.
Myślę więc, że każdy z Czytelników wskaże kilka rozwiązań, których brakuje mu w grach. Czasami są to rzeczy, które już były i mogłyby wrócić, innym razem innowacje, na które czekamy od lat. Liczę więc na to, że nie tylko spodoba Wam się moje TOP 10, ale i wykażecie się kreatywnością w komentarzach. To co, ruszamy?
Większa destrukcja otoczenia
Zaczynamy od rozwiązania, którego wyjątkowo brakuje mi w grach. Pamiętacie Red Faction i destrukcję otoczenia, którą tam mieliśmy? A stare części Battlefielda, na przykład Bad Company? Tam to się działo, zwłaszcza w trybie wieloosobowym. Był nawet Crackdown 3, który w multi, głównie dzięki chmurze, oferował ogromną demolkę. To jednak było dawno temu. Gry się rozwijają, mamy nowe technologie i coraz lepsze sprzęty, ale mimo wszystko o destrukcji otoczenia stale się zapomina. Ważniejsza jest rozdzielczość, HDR, ray tracing czy jakość tekstur. Chciałbym, aby to się zmieniło i wreszcie zaczęły powstawać gry, które pozwolą w większym stopniu niszczyć otoczenie. Nie musi to być od razu poziom Red Faction: Guerrilla, ale coś co wyraźnie odejdzie od statycznych lokacji.
Zmieniający się świat gry
Nie wiem czy dużo osób wpadnie na ten pomysł. Mi jednak krąży on po głowie od dawna. Zauważyłem, że wirtualne światy w grach (myślę głównie o tych otwartych) są bardzo statyczne. Rzadko kiedy zdarza się, że w trakcie rozgrywki coś się zmienia, głównie w architekturze. Bywa, że w wyniku działań zaprezentowanych w wątku fabularnym zburzony zostanie jakiś budynek. To jednak tyle. Ja chciałbym jakiegoś sandboksa, który to zmieni. Widzę oczami wyobraźni świat, który modyfikuje się wraz z upływem czasu i wykonanymi przez nas zadaniami. Jeśli w The Elder Scrolls robię zadania dla gildii, jej siedziba rozwija się. Jeśli pomagam wieśniakom odbudować wioskę, na końcu widzę efekt końcowy. Jeśli w GTA biorę udział w wielkim napadzie, po nim jakiś budynek jest wysadzony. Ewentualnie wraz z upływem czasu plac budowy zamienia się w gotowy wieżowiec. Takie rzeczy zdarzają się, ale niezwykle rzadko. Brakuje mi w tym skali i uczynienia z tego ważnego elementu budującego wirtualny i żyjący świat.
Duże historie w małej skali
Co kryje się pod tym enigmatycznym opisem? Gry bardzo często opowiadają monumentalne historie o wojnie czy walce dobra ze złem. Gracz najczęściej umieszczany jest w samym centrum wydarzeń i wielokrotnie to on musi odegrać kluczową rolę. Pytanie czy nie jest to już nieco zbyt nudne. Osobiście jestem lekko zmęczony historiami od zera to obrońcy ludzkości. Bardzo chętnie zobaczyłbym historie w mniejszej skali. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby były one częścią czegoś większego. Możemy mieć więc Call of Duty z III wojną światową, ale dlaczego nie opowiedzieć o losach jednego z wielu żołnierzy, który ma w tym konflikcie jakąś swoją osobistą historię? Nie zawsze to my musimy być najważniejszą postacią, mimo że bywa to niezwykle atrakcyjne. Już Oblivion pokazał, że główny bohater może obserwować jak ktoś inny zabija finałowego bossa. Nikomu się przez to krzywda nie stała, a dzięki temu do teraz wielu pamięta to zakończenie.