Nie pokuszę się o stwierdzenie, że E3 jeszcze wróci. Odwołanie tegorocznej decyzji nie musi jednak oznaczać, że branża nie potrzebuje już targów.
Nie pokuszę się o stwierdzenie, że E3 jeszcze wróci. Odwołanie tegorocznej decyzji nie musi jednak oznaczać, że branża nie potrzebuje już targów.
Wydaje się, że E3 z kultowych targów stał się chłopcem do bicia. Problemy ciągnęły się za wydarzeniem od dawna, a pandemia wymusiła odwołanie edycji 2020. W tym roku impreza miała jednak wrócić do dawnej formy. Zamiast tego najpierw wszyscy duzi gracze zrezygnowali z udziału, a następnie organizująca E3 ESA ogłosiła odwołanie tegorocznej edycji. To już należy nazwać szokiem. Coś bardzo złego musiało się wydarzyć skoro targi zostały odwołane na trzy miesiące przed terminem. Nasuwają się więc dwa pytania - dlaczego tak się stało i czy to nie oznacza końca E3?
Najprostsza odpowiedź mówi, że nikt już nie potrzebuje stacjonarnych targów. Pandemia pokazała, że można zorganizować wydarzenia online i tam pokazać swoje materiały wideo. Na bok na razie odstawmy fakt, że jest to dosyć płytkie spojrzenie na takie wydarzenia. W końcu E3 to nie tylko konferencje największych firm i festiwal trailerów. Mnóstwo deweloperów i wydawców jeździło do Los Angeles, a mimo wszystko na żadnej prezentacji ich nie było. Wątek, który jest tutaj niezwykle ważny to koszty. Od dłuższego czasu mówi się o “konflikcie” między największymi graczami, a Entertainment Software Association, organizatorem E3. Ze względu na wysokie opłaty za umieszczenie stoiska wiele dużych firm regularnie wycofuje się z uczestnictwa. Jeśli więc szukać powodów odwołania kolejnej edycji, trzeba zacząć właśnie tutaj.
W Internecie ciężko znaleźć konkretne liczby, zwłaszcza że ESA usunęła już ze swojej strony broszury informacyjne dotyczące wcześniejszych edycji. Gdzieniegdzie da się znaleźć porównania kosztów między największymi branżowymi wydarzeniami, ale nie zawsze podane kwoty pochodzą z tych samych lat. Potwierdza się tam jednak to, że E3 jest zdecydowanie najdroższe. Dla dużego wydawcy przyjazd i zakwaterowanie grupy pracowników, przygotowanie stoiska, opłacenie go i najlepiej dokupienie paczki gadżetów dla odwiedzających to wielomilionowe wydatki. Do tego trzeba doliczyć jeszcze koszty przygotowania trailerów czy dem. Idące na to pieniądze są więc astronomiczne. Nic więc dziwnego, że najwięksi buntują się. Z jednej strony koszty są ogromne, z drugiej w ciągu kilkudniowego E3 kumuluje się przytłaczająca liczba informacji, a więc nie wszystko dociera do graczy. Nic więc dziwnego, że jeszcze przed pandemią niektórzy wydawcy (np. EA) rezygnowali z oficjalnego uczestnictwa w E3, ale wystawiali się w halach czy hotelach tuż obok Convention Center, gdzie odbywa się główne wydarzenie.
Warto w tym momencie zadać sobie pytanie kim jest ESA i dlaczego chce tak kasować deweloperów i wydawców. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież to prywatna firma, wykonała pracę budując prestiż E3, gromadzi dziesiątki tysięcy odwiedzających i rynkowo wycenia swoje usługi. Otóż rzeczywistość jest nieco inna. Entertainment Software Association nie jest prywatną firmą, a organizacją założoną przez największych graczy branży elektronicznej rozrywki. Każdy też może do niej dołączyć. Jej celem jest promowanie gier wideo i lobbowanie. W przeszłości ESA odpowiadała między innymi za powstanie systemu ratingowego ESRB, amerykańskiego odpowiednika PEGI. Na liście swoich działań ma również fundację finansującą stypendia dla młodych twórców, którzy chcą stawiać pierwsze kroki w cyfrowej rozrywce. Po odwołaniu drugiej z rzędu edycji pojawiło się więc pytanie czy ESA pozbawione zysków z E3 będzie w stanie finansować swoje pozostałe obowiązki. Zarządzający instytucją Stanley Pierre-Louis w niedawnym wywiadzie dla GamesIndustry.biz stwierdził, że na ten moment nie ma takiego zagrożenia.