Polski Indiana Jones – tak o nim mówili. Okazuje się jednak, że to, co zrobił Netflix, niegodne jest nazywać się tym samym tytułem co pierwowzór sprzed wielu lat. Pan Samochodzik i templariusze to naprawdę „kamieni kupa”.
Boże drogi, jak ja się jarałem wszelkimi informacjami na temat nowej wersji Pana Samochodzika, oglądałem wszelkie zapowiedzi, zdjęcia i czytałem newsy. Mało tego wygrzebałem w bibliotece egzemplarz książki i przekopałem YouTube i resztę internetu w poszukiwaniu urywków, ciekawostek na temat starej wersji, tej, którą pamiętam ze szczenięcych lat. Naprawdę przygotowałem się do odbioru nowego, które miało nadejść i w swojej naiwności, wierzyłem, że to się może udać. Doktorat z Pana Samochodzika prawie gotowy!
I co? Nowe, co to miało być lepsze, fajniejsze okazało się jak kubeł lodowatej wody, bejzbol od kibola i kopniak w podbrzusze jednocześnie. Nowe nie cieszy, nie bawi, nie uczy, nie wzrusza, nie jedzie na nostalgii. Fani, co ja gadam, wtedy to byli wielbiciele – nie będą zadowoleni. Zresztą chyba nie tylko oni.
Od razu mówię, że nie liczyłem na wierną adaptację książki, ani na kopię filmu. Wszystkie one powstały w epoce słusznie minionej, ale dla mojego pokolenia były legendą, którą można się dzielić z własnymi dzieciakami. Nowy Pan Samochodzik został wynaleziony od nowa, jest całkiem inny, nowoczesny i pozuje na bohaterów współczesnego kina akcji. Niemniej jednak, oglądając ten film z młodym pokoleniem, miałem ochotę zasłonić im oczy i krzyknąć – Nie oglądajcie tego, ja opowiem Wam, jak to było albo zobaczymy film ze Staśkiem Mikulskim, tym od „Bruner, nie ze mną te numery!”.
Wiem, że tworząc teraz taki film, trzeba brać poprawkę na wiele elementów. Zdaję sobie sprawę, że wytworzone w socjalizmie utwory, niekoniecznie znajdą zrozumienie u współczesnej młodzieży, zwłaszcza że wpuszczając film w trzewia globalnego streamera, zapewne liczymy na międzynarodowy sukces. Wiadomo, że zagraniczniaki niekoniecznie muszą rozumieć kontekst, żart i przesłanie. Jednak nie zgodzę się, że zastępowanie obśmiewanej przez lata propagandy socjalistycznej i tzw. pedagogicznego smrodku, poprawnością polityczną jest dobrą drogą. O nie!
Reżyserujący to widowisko Antoni Nykowski i scenarzysta Bartosz Sztybor zdecydowali się na odejście od poprzednich wzorców, co jest całkiem słuszne. Dlaczego tak uważam, napisałem pokrótce powyżej. Niemniej jednak dokonali konwersji wszystkiego do niekoniecznie fajniejszej wersji. Niby upgrade, a jednak wchodzi to słabo. Weźmy główną postać, czyli Pana Samochodzika. Z jednej strony jest to naukowiec i poszukiwacz przygód – tu bym zakończył podobieństwa z Indianą Jonesem – a z drugiej wyznawca piąchy i kopniaka. Widać tutaj wyraźne upozowanie na bohaterów kina akcji, a może nawet superbohaterów, bo w końcu zbiera on sobie drużynę pomagierów. Skoro już mowa o drużynie, to musicie wiedzieć, że jednemu z harcerzy Pana Samochodzika zmieniono płeć i teraz jest on dziewczyną.
GramTV przedstawia:
I tu wkracza bardzo wymuszony i stereotypowy feminizm. Naprawdę nie mam nic przeciwko temu nurtowi ani w życiu codziennym, ani też w kinie i uważam, że wszędzie potrzeba nam mocnych kobiet. Jednak robienie z druhny Wiewióry małej-starej mądrali, rzucającej wyświechtane teksty, tylko po to, żeby wypełnić jedną z misji filmu, jest słabe. Sama postać nie jest zła i dałoby się z niej zrobić dobry użytek na ekranie. Ma poczucie humoru, momentami jest błyskotliwa, ale jak zasunie tekstem w stylu „jako feministka…”, to wszystko opada.
Film ma dobry start. Wszystko zaczyna się wedle powiedzenia „z buta wjeżdżam” i jest rzeczywiście bardzo dynamicznie i widowiskowo. Jak przystało na film aspirujący do miana młodzieżowego kina akcji, mamy pościg, trochę walki i poznajemy główny atrybut Pana Samochodzika, czyli jego nietuzinkowy pojazd.
Później jest, moim zdaniem, już tylko gorzej. Postać Pana Samochodzika to wymuskany naukowiec, z gatunku takich co to i przyłożyć potrafi, jak jest potrzeba. Szorstki, niby dowcipny i błyskotliwy, ale nie ma kompletnie zadatków, żeby błyszczeć jak Indiana Jones, ani zjednać sobie przychylność trójki dzieci, pragnących posmakować przygody i mieć w nim mentora. W tym ostatnim odstaje kompletnie od książkowo/serialowego pierwowzoru, który w umiejętny sposób zjednał sobie zaufanie i przyjaźń harcerzy.
Film jest zdecydowanie łatwy w odbiorze. Nie powoduje u widza żadnych refleksji, ani nawet nie wciąga. Przelatuje się po nim spokojnie, bo nic nie prowokuje do głębszego analizowania. Same postacie również są płytkie, beznamiętne i nie zapadają w pamięć. Nie ma kompletnie chemii widz-postać. Scenarzysta zadbał o łopatologiczne podawanie wydarzeń, co sprawia, że film momentami wprawia w zażenowanie.
Gry, filmy, seriale, komiksy, technologie i różne retro
graty. Lubię także sprawdzać co słychać w kosmosie. Kiedy przytrafia się okazj wyjeżdżam w podróże dalekie lub bliskie i robię tam masę zdjęć.
Pytanie czy to wina "Netflixa", czy Polacy którzy nakręcili ten film mieli taką "wizję artystyczną", bo przy tego typu produkcjach Netflix chyba za wiele się nie udziela w kwesti kształtu filmu poza łożeniem kasy (no i może jedynie nakreśla jakieś ogólne zasady + akceptacją pomysłu/budżetu). Jeżeli nie potrafią wykorzystać potencjału budżetu od Netflixa, no cóż, to już wina ekipy filmowej. W przypadku polskich filmów byłem póki co pozytywnie zaskoczony np. Krakowskie potwory czy Wielka woda były spoko.
mktiger
Gramowicz
18/07/2023 08:39
Lucek napisał:
Książek o Panu Samochodziku było kilkanaście. Materiał źródłowy jest. Niestety wiemy jaką taki materiał ma wartość dla Netflixa.
mktiger napisał:
Ciii, nie mów tego głośno, bo jeszcze netflix zechce nasz unieszczęśliwić dalszymi częsciami ;)
Całka napisał:
Warto zaznaczyć, że poprzedni Pan Samochodzik że Staszkiem Mikulskim był... serialem TV a nie filmem. Jak na fana przystało wypadałoby to wiedzieć a nie pleść farmazony.
Końcówka filmów rodzi pewne "tajemnicze" obawy co do kontynuacji ;)
Jula
Gość
17/07/2023 08:54
Nie wiem do kogo scenarzyści chcieli z tym trafić. Mam piętnaście lat, więc w teorii chyba do ludzi w moim wieku. Obejrzałam to i mam do powiedzenia jedno: KATASTROFA!!! Samochodzikowi daleko do miłego pasjonata przygód, a do folii Indiany Jonesa zwyczajnie nie pasuje. Feministyczne teksty Wiewióry żenują, zamiast edukować. Zbyt dalekie od oryginału, żeby zadowolić starych miłośników oraz zbyt drętwe, żenujące i źle zaplanowane, by zjednać sobie nowych. Czas poświęcony na oglądanie uważam za zmarnowany. Nie polecam.