Słońce dalej zabija, irytujące postacie dalej irytują, ale od serialu wciąż przez dużą część czasu nie można się oderwać.
Słońce dalej zabija, irytujące postacie dalej irytują, ale od serialu wciąż przez dużą część czasu nie można się oderwać.
Pierwszy sezon belgijskiej produkcji Kierunek: Noc był dla mnie sporym zaskoczeniem (sprawdźcie naszą recenzję). Ekranizacja prozy Jacka Dukaja bardzo dobrze obroniła się w formule krótkiego serialu, który w sześciu odcinkach pokazał pierwsze kilkadziesiąt godzin walki o życie w świecie, w którym światło słoneczne zabija wszystkie formy życia. Zresztą nie tylko życia, to by było pół biedy – promieniowanie szkodzi również nieożywionej materii organicznej poprzez rozbijanie wiązań cząsteczkowych, co sprawia że wszelkie jedzenie staje się bezwartościowe z punktu widzenia wartości odżywczych, a wysokoenergetyczne paliwo lotnicze traci swoje właściwości, co jak domyślacie się, stanowi pewną przeszkodę w kontynuowaniu ucieczki przed słońcem. Chociaż serial potrafił nieco zirytować widza, tak kolejne odcinki kończyły się zmyślnymi cliffhangerami, które sprawiały, że bez wahania włączałem kolejny odcinek. Jak to wygląda w przypadku drugiego sezonu?
Po pierwsze, spieszę z odpowiedzią na pytanie, które nurtuje zapewne wszystkich czytających tę recenzję przed sięgnięciem po drugi sezon. Czy Borys Szyc odgrywa istotną rolę w drugim sezonie i czy „zagranica” wreszcie dostała współczesnego polskiego aktora (poza Tomaszem Kotem), który przyciągnie jej uwagę na dłuższą chwilę? Odpowiedź brzmi – tak, ale nie na długo, a wielka szkoda. Polski aktor poradził sobie znakomicie, ale nie dostał tyle czasu antenowego, żeby mógł pozostawić po sobie znaczący ślad. Wielka szkoda, bo przez jakiś czas twórcy prowadzili akcję w ten sposób, że można było mieć na to realną nadzieję. Cóż, może budżet był zbyt napięty, w końcu Borysowi Szycowi w Polsce na pewno nie brakuje intratnych propozycji.
Przez jakiś czas, mówię tu o pierwszych dwóch odcinkach, widz może mieć wrażenie, że twórcy szykują dla nas powolniejszy, mniej wypełniony akcją, ale równie napięty sezon, w którym główną rolę odgrywa atmosfera związana z długotrwała izolacją i przebywaniem w podziemnym bunkrze. Faktycznie, pierwsza połowa sezonu wydaje się zmierzać na takie właśnie rewiry, jednakże w pewnym momencie scenarzyści pozwalają sobie na zwrot „ku korzeniom”, przez co należy rozumieć szaleńczą gonitwę i rozpaczliwe chwytanie się ostatniej-ostatniej szansy, która jakimś cudem pozostaje jeszcze w zasięgu rąk grupki głównych bohaterów. Serial nabiera wtedy tempa do którego się przyzwyczailiśmy, aczkolwiek nie mogłem nie odnieść wrażenia, że wybrano łatwiejszą drogę.
Ze względu na powyższe, historia cierpi z powodu wad, które podgryzały już pierwszy sezon. Fabuła pełna jest dziur i niemalże niemożliwych zbiegów okoliczności czy założeń, które po prostu trzeba zaakceptować, aby dobrze się bawić. To nie jest zarzut w tych przypadkach w które dotyczą wyłącznie kwestii konstrukcji świata. W każdej dobrej historii, a już na pewno w każdej zawierającej w sobie pierwiastek fantastyki, niezbędne są abstrakcyjne założenia. Problem pojawia się, kiedy weźmiemy pod lupę poszczególne postaci tego dramatu. Wtedy już ciężko, nawet biorąc poprawkę na stresowość sytuacji, brać pewne rozwiązania za chociażby w przybliżonym stopniu racjonalne i wiarygodne. Wszystko ma swoje granice i przecież nie można wszystkiego tłumaczyć wyjątkowymi okolicznościami, zwłaszcza kiedy postać potrafi się zachowywać w miarę racjonalnie przez dziewięćdziesiąt procent czasu, ale od czasu do czasu zrobi coś, co zupełnie nie koresponduje z jego czy jej poprzednim zachowaniem.
Nie oznacza to, że drugi sezon Kierunek: Noc jest serialem złym. Wciąż potrafi trzymać w napięciu, wciąż pod koniec każdego odcinku widz pokrzykuje „co za idioci, ale muszę zobaczyć co się dalej dzieje!”. O dziwo dosyć przyzwoite, chociaż nierówne jest aktorstwo. Trąci mocno amatorszczyzną i naturszczyzmem, ale to nie szkodzi, bo role do odegrania nie są szczególnie trudne. Z tego względu też nie do końca byłem w stanie stwierdzić na ile irytują ułomności scenariuszowe, a na ile problemy z warsztatem. Zdarzają się momenty w których gra aktorska jest bardzo naturalna, a innym razem wydaje się być wyjęta z opery mydlanej, ale biorąc pod uwagę naiwność części dialogów, zastanawiam się czy nawet najlepsi aktorzy udźwignęliby taki balast. To również sprawia, że drugi sezon cierpi z powodu problemów z równym odczuwaniem dramatyzmu i budowaniem emocji. Były odcinki na których przysypiałem, jak również takie które sprawiały, że siadałem na krawędzi kanapy i walczyłem z pokusą puszczenia serialu w podwójnym przyspieszeniu, żeby szybciej przekonać się jak bohaterom udało się wykaraskać z opresji. Ciężko jest powiedzieć jak to dalej będzie wyglądać, bo twórcy wydają się miotać, podobnie jak postaci z tworzonego przez nich serialu.
Kierunek: Noc w drugim sezonie najpierw wytracił impet, żeby później ze zdwojoną siłą rzucić widza w wir wydarzeń. Napięcie rośnie przez cały sezon, który niestety urywa się niemalże w połowie, nie dając poczucia zamknięcia pewnego rozdziału, które można było poczuć po seansie z pierwszą serią. Belgijska produkcja wciąż ma w sobie wiele z tego, za co polubiłem pierwszy. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na fakt, że całość nieco się rozmywa, a na domiar złego traci na świeżości. Chyba wolałbym, żeby twórcy poszli w kierunku, który wyznaczał sam początek drugiego sezonu. Byłoby to trudniejsze, ale odważniejsze i mogłoby się opłacić na dłuższą metę. Zamiast tego mamy niemalże powtórkę z rozrywki. Nie jest źle, ale boję się, że nie będzie już lepiej.