Już wkrótce na Netflixie zadebiutuje nowy polski serial. Oceniamy, czy jest na co czekać.
Za Niemca…
Dopiero co na Apple TV+ zakończył się interesujący serial Pięć dni w szpitalu Memorial, opowiadający o huraganie Katrina, który uderzył w Nowy Orlean w 2005 roku, a fani tej tematyki będą mogli już wkrótce przypomnieć sobie rozgrywające się kilka lat wcześniej wydarzenia z zalanego Wrocławia. Aż dziwne, że polska kinematografia nie ruszyła jeszcze tego tematu, aby przedstawić go w fabularyzowanej opowieści. Zmieni się to na szczęście za sprawą Netflixa, który powrócił do tych dramatycznych wydarzeń w serialu Wielka woda. Nie spodziewajcie się jednak zapierającej dech w piersiach historii, przynajmniej nie w pierwszych dwóch epizodach.
Jest rok 1997. Wielka fala powodziowa zbliża się do Wrocławia i okolicznych miejscowości. Lokalne władze, na czele z kandydującym na urząd prezydenta Jakubem Marczakiem (Tomasz Schuchardt), wykorzystują wszystkie dostępne środki, aby ograniczyć skutki nadciągającej katastrofy. Na miejsce zostaje wezwana wykwalifikowana hydrolożka Jaśmina Tremer (Agnieszka Żulewska), która wychowywała się we Wrocławiu. Miejscowi eksperci nie zamierzają jednak słuchać jej rad, podobnie jak politycy martwiący się jedynie medialnymi doniesieniami. W międzyczasie Andrzej Rębacz (Ireneusz Czop) staje na czele grupy zbuntowanych mieszkańców wsi, którzy nie chcą dopuścić do zniszczenia wału przeciwpowodziowego. Czasu jest coraz mniej, a nadciągająca wielka woda zagraża wielu mieszkańcom całego regionu.
GramTV przedstawia:
Jeszcze zanim ruszymy do Wrocławia, aby z główną bohaterką ratować piękne miasto, zostajemy uraczeni planszą, w której twórcy tłumaczą, że za chwilę obejrzymy fikcję, jedynie opartą na prawdziwych wydarzeniach. Nie szukajcie więc w Wielkiej wodzie odpowiedzi, dlaczego powódź z 1997 roku zebrała swoje żniwo i czy można było temu jakkolwiek zaradzić. Serial Netflixa luźno podchodzi do tego tematu, przesłaniając polityczną poprawność nad samą narracją i stworzeniem wartkiej i ciekawej historii.
Główna bohaterka to inteligentna, niezależna i twarda kobieta, która nie da się zdominować żadnemu mężczyźnie. Postać jakich wiele w ostatnich latach, choć wciąż jest to coś nowego dla polskiego kina. Dlatego też twórcy nie potrafili umiejętnie poprowadzić tej postaci, która błyskawicznie staje się zmorą każdego przeciwnika lewej strony politycznej barykady. Nie ze względu na jej poglądy, walkę z myśliwymi, czy wyemigrowanie do Holandii, aby odwiedzać coffee shopy. Jaśmina jest wykreowana na kobietę, która ma zawsze rację, a wszyscy inni się mylą. Każdy jej pomysł jest błyskotliwy i może przechylić szalę zwycięstwa na stronę Wrocławia, a cała reszta próbuje jej tylko przeszkodzić.
"Aż dziwne, że polska kinematografia nie ruszyła jeszcze tego tematu, aby przedstawić go w fabularyzowanej opowieści."
Nie wiem czy o to autorowi chodziło mówiąc "kinematografia", ale np. serial Rojst (2 sezon) porusza tę tematykę, bo dzieje się w 1997 po przejściu fali. Swoja drogą polecam.
A odpowiedź chyba dosyć oczywista - realizacja filmu o powodzi, tak żeby była autentyczna, raczej kosztuje. Nakręcenie niskobudżetowego filmu który tylko zakłada "że gdzieś tam jest powódź w tle" raczej mija sie z celem...