Coś dla miłośników niezbyt szybkiego kina akcji z niezbyt sensownym wątkiem kryminalnym.
Coś dla miłośników niezbyt szybkiego kina akcji z niezbyt sensownym wątkiem kryminalnym.
Pod ostrzałem to tak zwane „kino średniego budżetu”, jakiego zaczyna już w świecie wielkiego ekranu powoli brakować, powiem niemalże cały kurczący się rynek pełnometrażowych produkcji filmowych wypełniają blockbustery, a same kina podgryzane są przecież nieustannie przez usługi streamingowe czy wypożyczalnie filmów, w których świeże produkcje pojawiają się coraz wcześniej (niejednokrotnie równolegle z wydaniem „klasycznym”, czyli obecnym na salach projekcyjnych, vide najnowsza Diuna). Pomiędzy kolejnymi świetnymi serialami i niezłymi filmami debiutującymi co chwila na każdej z popularnych platform VOD, których nie trzeba tutaj wymieniać z nazwy, ciężko jest znaleźć czas czy uzasadnienie ku temu, żeby pójść do kina na film wciąż komercyjny, ale o niewielkim budżecie i nie nastawiony tak bardzo na zysk. Film w żadnej mierze nie artystyczny, ale zdecydowanie kameralny i nie mający żadnych aspiracji ku temu, żeby stać się hitem, przynoszącym twórcom fortuny, które zapewnią byt ich rodzinom na dziesięć pokoleń do przodu. Krótko mówiąc, coraz mniej miejsca jest w kinach dla filmów w rodzaju Pod ostrzałem, więc nic dziwnego, że w naszym kraju wylądował prosto na VOD, a i na Zachodzie na projektorach miał dla siebie dosłownie chwilkę. A szkoda, bo ogląda się go całkiem przyjemnie.
Pod ostrzałem pełnymi garściami czerpie z klasycznych strzelanin z lat 80tych, chociaż raczej z tych nieco poważniejszych, trącących Autostopowiczem z 1986 roku, a nie Zabójczą Bronią z Melem Gibsonem (chociaż i do tego nawiązań nie brakuje). Zarys fabuły wygląda następująco: pewien cwaniaczek, do tej pory będący na usługach mafii i bogatych typków, musi się skryć w areszcie małego posterunku policji, gdzieś na pustynnej Newadzie, aby uniknąć śmierci z rąk najemnego mordercy. Szybko okazuje się, że chętnych na jego głowę jest więcej, a on próbuje przekonać młodą policjantkę do współpracy, przynajmniej w zakresie jaki pozwoliłby im obu przetrwać noc.
Film zaczyna się bardzo powoli, co z pewnością zmyli widzów mających nieco mniej cierpliwości, ale też nieumiejących wyłapać rozmaitych smaczków i delektować się pewnym powolnym wymuskaniem z jakim twórcy kreują miejsce akcji. Właściwie można powiedzieć, że głównym bohaterem Pod ostrzałem jest wspomniany już posterunek policji, ze swoimi zakamarkami, sposobem pracy, postaciami które tam spotkamy. To nic innego, jak rodzaj hołdu złożonego dla wszystkich posterunków policji w Stanach Zjednoczonych, które tyle setek razy były już dewastowane w rozmaitych filmach. Tę pieczołowitość widać w kadrach, w świetle, w surowości i starannie zaaranżowanej tandecie. To największa zaleta tej produkcji, chociaż niejedyna.
Pod ostrzałem to film który nieco wlecze się przez większość czasu, żeby potem na parę minut gwałtownie przyspieszyć i znowu powrócić do tempa niemalże medytacyjnego. Nie sądziłem że kiedyś to powiem, ale… brakowało mi w tym filmie strzelanin. Reżyser Joe Canahan wydaje się jakby niepewny swoich umiejętności, przez co dawkuje nam akcję, ograniczając się do tego co niezbędne, żeby zaspokoić absolutnie podstawowe potrzeby twórcze wynikające z przyjętej konwencji. To film o rozróbie na posterunku do diabła, nie ma niczego złego w tym, żeby postrzelać trochę gęściej!
Drugą z bolączek Pod ostrzałem jest fabuła dziurawa jak wyposażenie biurowe grającego w filmie (rolę pierwszoplanową, co już ustaliliśmy) posterunku policji po prawie dwóch godzinach seansu. Twórcy starają się tworzyć pewne pozory wiarygodności, na przykład podając głównej bohaterce, to jest czarnoskórej policjantce, zastrzyk z adrenaliny, żeby nieco podreperować jej stan (aż przypomniały mi się zastrzyki z adrenaliny z Left 4 Dead), aczkolwiek wiele sytuacji z filmu można wyjaśnić tylko nagłymi przypływami rozmaitych hormonów osób biorących udział w całej akcji, bo sensu w tym za wiele nie ma.
Podsumowując, Pod ostrzałem to całkiem ciekawy film, na wielu polach udany, w paru miejscach zręczny. Co prawda kiepski poziom aktorstwa i dialogi będące gdzieś na pograniczu przyzwoitych i dobrych, skutecznie stanęły mu na przeszkodzie do zostania filmem dobrym, ale jest poprawny z plusem. Czy ten plus wystarczy, żebyście go wypożyczyli? Moim zdaniem warto, pod warunkiem że akurat nic lepszego nie znajdziecie w kinach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!