Co prawda nowa gra z Hellboyem na tle innych już powstałych wypada dobrze, ale nie oznacza to, że jest wybitnie – jest niestety średnio.
Są takie marki, które do gier szczęścia długo nie miały nawet, jeśli w innych dziedzinach kultury masowej sobie bardzo dobrze radziły. Trudno bowiem nie wspominając o kultowym, komiksowym Hellboyu Mike’a Mignola nie wspominać również o świetnej roli Rona Perlmana z ekranizacji Guillermo del Toro choć tutaj może będę jednym z niewielu – David Harbour również w tej roli jakoś się odnalazł, nawet jeśli film był nawet daleki od nazwania go “dalekim od doskonałości”.
Można byłoby powiedzieć, że Hellboy jako bohater byłby wręcz idealny w grach komputerowych. Wielki, charakterystyczny, czerwony pół demon, pół człowiek walczący z wszelkimi plugastwami (również nazistami), który potrafi raz przyłożyć, a raz strzelić z Dobrego Samarytanina prosto w oczy… no to przecież nie może się nie udać, prawda? Ostatecznie ze wszystkich gier, w których się pojawił najlepiej wypadł jako dodatkowa postać w Injustice 2.
Dlatego też nie dziwię się, że wielu fanów Hellboya czekało na premierę Web of Wyrd z wytęsknieniem. Bo i gatunek tutaj bardzo sprzyjający zabawie (roguelike), a i błogosławieństwo, jakie dali Mike Mignola z Dark Horse Comics studiu Upstream Arcade również mogły zwiastować coś lepszego niż do tej pory. I mówiąc zupełnie szczerze – źle nie jest, ale i daleko do przełomowego hitu.
Czego by nie mówić – klimat jest!
To, co pierwsze rzuca się w oczy ogrywając Hellboy: Web of Wyrd to fakt, że graficznie całość prezentuje się naprawdę świetnie i niesamowicie klimatycznie. Można byłoby co prawda narzekać na brak większej różnorodności względem lokacji czy przeciwników (głównie różnią się trochę tematycznie w zależności od miejsca, w którym się znajdujemy), ale całość prezentuje się prawie tak, jak na kartach komiksów Dark Horse. Z drugiej strony również całość jest naprawdę porządnie zoptymalizowana i o ile w przypadku pecetów czy konsol nie jest to jakoś wielce zaskakujące, tak postawiłem poprzeczkę trochę wyżej… grając na SteamDecku.
Czy był to dobry pomysł? Jak najbardziej tak! Po prostu swoją strukturą rozgrywki oraz objętością (gra zajmuje jakieś niecałe 3GB) jest idealnym tytułem pod handheldy bez względu na to czy wybierzecie sobie SteamDecka, ROG Ally czy Nintendo Switch. Ma to jednak swoje złe strony, ponieważ tak właściwie Hellboy: Web of Wyrd zbyt rozbudowane również nie jest. Wiele elementów „rogalikowych” czy brawlerowych jest tutaj uproszczonych w miejscach, w których nie powinny (mieszanie umiejętności, system upgrade pozwalający na zabawę buildami i wielokrotne przebiegi etc.), a są skomplikowane tam, gdzie jest to kompletnie niepotrzebne (przeładowywanie broni, które właściwie w starciach jest niezwykle trudne). Oczywiście – największą frajdę w tym wszystkim sprawia ładowanie z łapy każdego napotkanego złola, ale tu również trzeba się wykazać niebywałym zrozumieniem tego, jak kierować poczynaniami Hellboya.
GramTV przedstawia:
Bowiem rozgrywka w przypadku Web of Wyrd jest momentami zbyt wolna jak na dynamicznego brawlera przystało. Można byłoby tutaj uzasadniać to wszystko tym, że bohater jest taki a nie inny, ale tak właściwie można mieć wrażenie, iż po prostu ekipie Upstream Arcade zabrakło pewnego doświadczenia w dziedzinie brawlerów, aby pewne przywary demona wykorzystać zdecydowanie bardziej na korzyść. Tym bardziej, że ostatnim co chcielibyśmy robić Hellboyem to chować się za ścianą (choć rozwalone elementy filarów można wykorzystać do rzucania w przeciwników – za to plus!). Całość działa więc w prosty sposób, gdzie jeśli już uda się wbić w timing, to warto go wykorzystać do końca i bić ile wlezie. Nawet w trakcie walki z bossem, gdzie pojawiają się dodatkowe mechaniki do oswojenia. Natomiast jeśli Hellboy wpadnie w pułapkę, to tak naprawdę każda próba ucieczki z niej skutkuje kolejnymi razami wymierzonymi w jego stronę.
Trudno również mimo proceduralnie generowanych map poczuć ekscytację z eksplorowania The Wyrd. Co prawda to zawsze pewne urozmaicenie prób, ale biorąc pod uwagę jak inne elementy rozgrywki można uznać za „do bólu podstawowe”, tak również trudno tutaj mówić o ukrytych bossach czy też postaciach z uniwersum Hellboya, które polubiliśmy przez te wszystkie lata.
Wracając jednak jeszcze do jednego, dość ważnego elementu całej zabawy. Na wstępie wspominałem, że tak naprawdę nawet David Harbour jakoś się odnalazł w roli Hellboya, prawda? W przypadku Web of Wyrd ekipa Upstream Arcade postawiło na dość zaskakujący ruch obsadzając w roli charakterystycznego rogacza zmarłego w tym roku Lance’a Reddicka. Czy się udało? Bardzo połowicznie i miejscami bardzo nierówno. Momentami nawet zastanawiałem się czy Hellboy jako bohater powinien tak brzmieć… ewentualnie czy to rzeczywiście Lance Reddick podkłada pod niego głos. Nie mniej jednak mimo wielkich chęci oraz szacunku, jakim szanuję Reddicka jako aktora coś tutaj nie poszło w pełni tak, jak powinno.
To co w tej sytuacji z Hellboyem zrobić?
To nie jest tak, że Hellboy: Web of Wyrd to gra, której unikać się powinno. Biorąc jednak pod uwagę to, jak mocno do przodu poszło wszystko w temacie gatunku roguelike można stwierdzić, że weterani nie odnajdą tutaj wyzwania. Co innego początkujący, którzy chcieliby na spokojnie zapoznać się z podstawami „rogalowania”. W takim wypadku myślę, że Web of Wyrd trafi w pewne gusta, ponieważ otoczka i klimat związany z Hellboyem wylewa się tutaj hektolitrami.
Szkoda jednak, że wiele elementów rozgrywki jest tutaj aż nazbyt topornych, aby sprawiały frajdę z bicia kolejnych przeciwników. Bez tego trudno mówić o grze, w którą chce się grać godzinami – czy to w metrze, czy to w domu, czy na wyjeździe służbowym. Głównie dlatego, że niewielkie rozmiary sprawiają, że to idealna gra handheldowa, a że ostatnio coraz więcej możliwości ogrywania gier w ruchu, to myślę, że warto z niej w tym wypadku skorzystać. Mimo wszystko szkoda, że Hellboy: Web of Wyrd w ostatecznym rozrachunku staje się grą, w którą zagrać można, a nie trzeba… i mówię to w przypadku, gdy pojawią się jakieś fajne obniżki na Steam.
5,0
Ani źle, ani dobrze - nowe przygody Hellboya sprawdzić można, ale nie oczekujcie po nich za wiele.
Plusy
Hellboy wreszcie z grą, która nie jest totalnym crapem.
Klimat żywcem wyjęty z komiksów Mike’a Mignola.
Jako wstęp do roguelike? Nawet się sprawdzi.
Lance Reddick momentami świetnie wciela się w rolę Hellboya...
Minusy
... po to, aby za kilka chwil było zupełnie odwrotnie.
Mimo wielkich chęci zabrakło w tym brawlingowym sosie nieco finezji i luzu.
Weterani roguelike raczej tu nie znajdą zbyt wiele dobra.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!