Jeżeli pamiętacie Mario Party z N64, będziecie wniebowzięci. Ale czy to faktycznie najlepsza odsłona od lat?
Trzy lata temu w moim Switchu zagościł kartridż z Super Mario Party. Kolejną odsłoną popularnej, choć bardzo nierównej serii, która lata świetności przeżywała w epoce Nintendo 64. Czyli na samym początku swojego istnienia. Super Mario Party było pod pewnymi względami powiewem świeżości i kroczeniem w dobrym kierunku po latach stagnacji (po szczegóły zapraszam do recenzji). Ale na pewno nie trafiło w gusta hardcore'owych fanów starych odsłon. Trzy lata później właśnie dla nich stworzono Mario Party Superstars.
Mario Party Superstars to swego rodzaju remake, bo w grze pojawia się pięć plansz znanych z trzech pierwszych części Mario Party, a także setka minigier, które również nie zaskakują niczym nowym. Mało tego – twórcy kompletnie porzucili nowości wprowadzone w Super Mario Party, cofając się w czasie do uwielbianych przez wielu fanów korzeni. Co to oznacza w praktyce?
Jeżeli przygodę z Mario Party zaczęliście od ostatniej edycji z "Super" w tytule, lub po prostu spędziliście z nią sporo czasu, zabawa w Mario Party Superstars może być dla was bolesnym doświadczeniem. Japończycy z NDcube (twórcy serii od Mario Party 9 wzwyż) wyrzucili bowiem minigry ze sterowaniem ruchowym. Pozbyli się 10 grywalnych postaci, dedykowanych kostek używanych do poruszania się po planszy, kapsułek z dodatkami czy rekrutowania pomagierów. Nie ma kooperacyjnych rozgrywek, które były hitem u mnie w domu (ponton w Super Mario Party rządził) i innych elementów, które ten sam developer wprowadził do serii trzy lata temu.
Granie w Mario Party Superstars po Super Mario Party wydaje się być krokiem w tył i skandalicznym pozbyciem się wielu wartościowych elementów. A mimo to nie brakuje głosów, że to właśnie MPS jest najlepszym Mario Party od lat i spełnieniem marzeń fanów.
Coś w tym jest, choć trzeba postawić sprawę jasno – zupełnie inaczej na grę będą patrzeć weterani wzdychający do swojego N64 niż fani serii wychowani na Switchu. Sam pomysł na zrobienie Mario Party w stylu "The best of…" nie jest niczym nowym, bo już w 2017 roku miałem na 3DS-e Mario Party: The Top 100. Czyli jak sama nazwa wskazuje – zbiór stu rzekomo najlepszych minigier z maskotkami Nintendo. W praktyce był to średniak zrobiony bez polotu, wyraźnie żerujący na popularnej marce. Z Mario Party Superstars na szczęście tak nie jest. A przynajmniej nie do końca.
GramTV przedstawia:
Mario Party Superstars, porzucając nowości z poprzedniej części, wraca do korzeni w najlepszym tego słowa znaczeniu. Plansza, czterech graczy, rzut kostką i akcja. Wyrzucenie różnych udziwnień/ulepszeń/urozmaiceń znanych z SMP ma swoje dobre strony, bo podstawowy model rozgrywki Mario Party broni się prawie ćwierć wieku (sic!) po premierze "jedynki". Szczególnie, gdy możemy grać na jednej z pięciu (subiektywnie) najlepszych plansz z całej serii. Peach's Birthday Cake, Space Land, Yoshi's Tropical Island, Horror Land i Woody Woods pojawiły się w trzech pierwszych częściach Mario Party i stanowią doskonałą syntezę tego, co w tych grach najlepsze. Każda plansza ma nie tylko inny motyw przewodni, ale także patent, który wpływa na rozgrywkę. Wszystko bez zbędnych udziwnień i nieczytelnych zasad.
Na jednej z pięciu plansz możemy grać łącznie w sto wyselekcjonowanych minigier, które pochodzą z dziesięciu numerowanych części Mario Party (niektóre były też w Top 100). Wszystkie wymagają obsługi przycisków/gałki, co jest dużym plusem dla posiadaczy Switcha Lite. I ukłonem w stronę weteranów serii, którym nie w smak było machanie Joy-Conem. W teorii ta setka minigier to najlepsze z najlepszych, co wydarzyło się w ponad 20-letniej historii Mario Party. Oczywiście każdy fan ułożyłby pod siebie lepszy zestaw, acz trzeba przyznać, że wybór developera dobrze odzwierciedla bogatą różnorodność.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!