Ekipa Firaxis Games staneła na wysokości zadania i dostarczyła świetne połączenie gry karcianej, turowego brawlera z superbohaterskim szaleństwem. Oto Marvel’s Midnight Suns!
Temat Marvel’s Midnight Suns jest o tyle zawiły, że w całej masie przeróżnych treści związanych Marvelem można byłoby mieć wrażenie, iż Firaxis Games wzięło się za prawdopodobnie jedną z tych grup, o której wielu początkujących fanów Marvela może nawet nie wiedzieć. W czasach, gdy głównie mówimy o Avengers, Guardians of the Galaxy czy od niedawna Thunderbolts ze względu na formowanie grupy w Marvel Cinematic Universe nawet małe zamieszanie może powodować fakt, ze nie mówimy tutaj o “Synach Północy” a “Słońcach Północy”. Nawiązania do oryginalnej drużyny oczywiście są i jest ich wiele, ale mimo wszystko twórcy starają się nakreślić, że to coś nowego i świeżego, korzystającego z już istniejących na kartach komiksu fundamentów.
I w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ mimo wszystko nie trzeba zbyt mocno mierzyć się wrażeniem nakreślonym przez filmy i popularniejsze komiksy. Nawet, jeśli duża część zespołu to dobrze znani bohaterowie oraz ci, którzy nie mieli szansy zaprezentować się w ostatnich latach np. Ghost Rider czy Blade. Okazuje się bowiem, że w pewnym momencie dwa zupełnie inne światy będą musiały współpracować ze sobą i stawić czoła potężnemu zagrożeniu ze strony Lilith. A pomóc w walce może tylko i wyłącznie bohater, który wcześniej już ją zgładził… Tu pojawia się rola przebudzonej przez wielu latach Hunter i tylko ona jest w stanie sprawić, aby proroctwo związane z Midnight Suns się nie spełniło.
Nie ukrywam, że trochę specjalnie nie pisałem w większych szczegółach pierwszych wrażeń z Marvel’s Midnight Suns. Głównie dlatego, że z jednej strony bardzo trudno jest pominąć wszelkie spoilery, a z drugiej rozpisywanie się o mechanikach oraz tym, jak rzeczywiście działa flow rozgrywki widać dopiero w kolejnych aktach wraz z rozwojem postaci oraz relacji.
Teraz, po ponad 40 godzinach spędzonych z grą mogę powiedzieć jedno – dostałem to, czego oczekiwałem.
Razem przeciwko złu
Fabularnie Marvel’s Midnight Suns dzieli się właściwie na dwa etapy – ten opowiadany doraźnie poprzez misje fabularne oraz ten opowiadany przez wydarzenia w The Abbey, czyli kryjówce drużyny Midnight Suns. Przez co ten drugi etap w dużej mierze polega na budowaniu relacji z bohaterami, poznawaniu dodatkowych historii (np. klubów bohaterów… tak, dobrze czytacie) oraz wszelkich innych rozmów i szybkich zleceń od towarzyszy. Dochodzi do tego również podsłuchiwanie niektórych dialogów między nie tylko tymi, którzy znajdują się w bazie wypadowej, ale i tych będących w innych miejscach. Przykładowo – mogą pojawić się relacje podawane przez interkom w C.E.N.T.R.A.L. czy też publikowane w Superlinku niczym na Facebooku.
GramTV przedstawia:
Dialogów i przerożnych rzeczy do czytania jest dużo. Właściwie wyłączając wszystkie dialogi mające znaczenie fabularne (można je łatwo zauważyć po tym, że okienka są niżej niż w przypadku luźnych pogadanek) to przeklikiwania się przez przeróżne rozmowy oraz wybór tych odpowiedzi, które w jakiś sposób przybliżą nas do oczekiwanego rezultatu potrafi zająć chwilę. Część z nich to proste „wybierz jasną/ciemną stronę”, dzięki czemu Hunter otrzymuje również możliwość korzystania z mocniejszych wariantów kart z każdej ze stron. Dodatkowy pancerz symbolizujący „jestem po jasnej/ciemnej stronie mocy” w gratisie!
Później natomiast pojawiają się dialogi związane z relacjami z innymi bohaterami, a tu już sprawa się komplikuje. O ile w części rozmów łatwo jest wysnuć w jakim tonie powinniśmy z pewnymi osobami rozmawiać, tak nie zawsze te odpowiedzi muszą dać maksymalną liczbę punktów przyjaźni i pomóc w zbudowaniu kolejnego poziomu relacji. Niektóre dadzą ich mniej, inne odejmą kilka oczek. Dlatego też warto wybierać odpowiedzi biorąc pod uwagę również charaktery poszczególnych bohaterów oraz znajomość wydarzeń z przeszłości. Tutaj również muszę pochwalić Firaxis za to, że mimo wprowadzenia nowych i dobrze znanych bohaterów gracz ma do wyboru czy chce poznać kogoś bliżej czy nie. Przykładowo – nie potrzebuję poznawać od samego początku historii Iron Mana czy Doktora Strange’a, ale bardzo chętnie poznam historię Nico Minoru czy Magik, z którymi mi po drodze jakoś specjalnie nie było. Dlatego też twórcy specjalnie żartują sobie w momentach, gdy dobrze znani i bardziej ograni marketingowo bohaterowie pojawiają się w grze. Nie dość, że jest to dobry element humorystyczny mocno kontrastujący z momentami ponurą fabułą, to po prostu trafia idealnie w punkt niektórych bohaterów czy ich adwersarzy.
Ponieważ mimo wszystko historia, mimo że miejscami poprowadzona z uśmiechem i całą masą popkulturowych nawiązań, to momentami również gra na poważnych tonach. Ponieważ mimo wszystko – powraca organizacja Hydra, pojawiają się tematy okultystyczne, a zagrożenie ze strony Lilith i jej sługusów jest zdecydowanie zbyt wysokie, aby je bagatelizować. Dodatkowo pojawiają się tematy obyczajowe, trochę poważniejszych rozmów związanych z historiami poszczególnych bohaterów. Ostatecznie Firaxis bardzo sprawnie tymi tematami manewruje nawet, jeśli część dialogów można byłoby spokojnie pominąć. Głównie dlatego, że to tylko takie przybicie stempelka „tak, jesteśmy po nos w bagnie… wybierz kolejną misje, sprzątajmy to”. Z drugiej strony jednak w połączeniu z przerywnikami filmowymi całość ogląda się jak dobry superbohaterski serial, a niektóre sytuacje i historie przypominają relacje, które przywodzą mi na myśl serię X-Men i szkołę Charlesa Xaviera. Całkiem dosłownie, jeśli weźmiemy pod uwagę niektórych bohaterów. Jest kilka dobrych fabularnych twistów i nieoczekiwanych rozwiązań, są również sceny po napisach, które warto zobaczyć. Można byłoby powiedzieć, że to “Marvel jak Marvel”, ale z tą nutą magii (znowu… dosłownie, bo okultyzmy i EMO KIDS) i pikanterią związaną z tym, że Midnight Suns oraz Avengers to dwa zupełnie inne światy – świat outsiderów i świat superbohaterów z pierwszych stron gazet.
Właściwie to dobrym porówananiem w przypadku Marvel’s Midnight Suns byłoby to, pod kątem dialogów oraz relacji z bohaterami jest bardzo podobna do… serii Persona i warto to wszystko robić głównie po to, aby profity w postaci dodatkowych atrybutów, wzmocnionych ataków bohaterskich oraz ogólnego podbicia poziomu drużyny, za czym idą kolejne dodatkowe profity. To wszystko bowiem mocno przydaje się w kolejnych etapach rozgrywki oraz trudniejszych misjach, ale to nie są jedyne atrakcje w The Abbey, bo jest jeszcze kilka innych tematów do rozwinięcia.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.