Pamiętacie Rustler, polską, komediową wersję starych części GTA w realiach średniowiecza? Teraz przenosimy się do fantasy.
Pamiętacie Rustler, polską, komediową wersję starych części GTA w realiach średniowiecza? Teraz przenosimy się do fantasy.
Kto jak kto, ale ja jestem wielkim zwolennikiem recyklingu. Takiego ogólnego, nie tylko segregowania śmieci. Po prostu nie lubię jak rzeczy się marnują. Kwestia oszczędności i praktyczności. Tylko czy dotyczy to też świata elektronicznej rozrywki? Tam oczekujemy rzeczy nowych, świeżych i kreatywnych. Czy reskin gry, w dodatku przeciętnej, może spotkać się z pozytywnym odbiorem? Zaraz się o tym przekonamy.
W 2021 roku premierę miał Rustler, czyli pastiszowa wersja starych, izometrycznych wydań Grand Theft Auto przenosząca akcję z metropolii do średniowiecza. W swojej recenzji wystawiłem ocenę 6,7/10, krytykując głównie nadmierną prostotę kluczowych mechanik, brak polotu w scenariuszu, który miał śmieszyć oraz problemy z punktami kontrolnymi. Na plus zaliczyłem pomysł, liczne nawiązania do hitu Rockstar Games czy rozsądną skalę gry. Umówmy się jednak, taka ocena jest co najwyżej przyzwoita. Rustler wielkim hitem artystycznym nie był. Podobnie w kwestii sprzedaży. Nic co sugerowałoby, że warto zainwestować w duży sequel. Było jednak wystarczająco dobrze, aby coś z tematem zrobić. Tak studio Jutsu Games przeniosło wszystko co zrobiło do małego Atomic Wolf, które zabrało się za miks reskina, sequela i czegoś zupełnie nowego. Jak z tym nietypowym projektem poradzili sobie twórcy świetnego Mad Age & This Guy oraz słabego Liberated?
Co konkretnie oznacza reskin? Przede wszystkim podmiana wierzchniej warstwy i sprzedawanie tego jako coś nowego. Dosłownie. Yet Another Fantasy Title to nic innego jak Rustler w delikatnie innej otoczce. W końcu od średniowiecza do fantasty nie ma zbyt dalekiej drogi. W gruncie rzeczy mamy po prostu nową historię. Ta opowiada o krainie terroryzowanej przez smoka, który zabił dotychczasowego króla. Nowego nie ma, a lokalna ludność czeka na zbawiciela. Tym przypadkowo może się okazać totalnie losowy facet, którego pech polegał na tym, że znalazł się w złym czasie i miejscu. Oczywiście cała historia ma humorystycznie nawiązywać do typowych klisz z powieści, filmów i gier fantasy. Mamy więc rycerza w lśniącej zbroi, karmienie smoka owcami czy oczywiście wzorowanego na Gandalfie (ma nawet podobne imię) maga, który mimo wyraźnej nadwagi próbuje prowadzić głównego bohatera do szczęśliwego finału.
Siłą Yet Another Fantasy Title powinien być więc humor. Podobnie jednak jak w przypadku Rustlera ciężko się go doszukać. Widać, że robili to ludzie znający te wszystkie typowe dla fantasy motywy. Starali się, chcieli do nich nawiązywać (często aż zbyt łopatologicznie), ale komediowego talentu nie odnotowałem. Umieszczanie w tych realiach rzeczy charakterystycznych dla współczesności (np. wątek prokuratora ścigającego jedną z postaci) to zdecydowanie za mało. Przykładowo serial 1670 zdobył popularność i uznanie nie nawiązaniami do naszych czasów, a dobrze napisanymi dialogami pełnymi licznych żartów. W Yet Another Fantasy Title jest tego bardzo mało. Taki zresztą był też Rustler. Jeśli więc gra chce rozśmieszać gracza, powinna robić to znacznie skuteczniej.
Zrobienie dobrej komedii nie jest proste, a studio Atomic Wolf pewnie nie miało możliwości zatrudnić profesjonalnego komika do napisania scenariusza (jakie daje to efekty pokazuje High on Life). Co innego kwestia rozgrywki. Tutaj mam większe zastrzeżenia. Jedyna znacząca nowość jaką zauważyłem w grze to czary. Tych jest kilka i służą też do regeneracji zdrowia czy usuwania pościgu “policyjnego”. Szkoda tylko, że w walce nie ma z nich wiele pożytku. Pojedynki są zdecydowanie zbyt szybkie i chaotyczne, aby miało sens zastanawiać się jakiego czaru użyć. Dodatkowo system został praktycznie nietknięty. W Rustlerze ograniczało się to do machania przed siebie mieczem. Nie ma więc nawet tak podstawowych mechanik jak “lockowanie” się na wybranym wrogu. Wtedy te czary jeszcze miałby jakiś sens. Tak wszystko jest nieprzeciętnie toporne i mało przyjemne. Nowość jest więc odhaczona, ale czy znacząco wpływa na rozgrywkę? Niestety nie.
Cała reszta gry też wygląda jak wyglądała w Rustlerze. Nawet mapa wydaje się bardzo podobna (z miastem na północy). Pozostałe mechaniki prezentują się dokładnie tak samo, przynajmniej z perspektywy kogoś kto ostatnio grał w to 3 lata temu. Pamięci perfekcyjnej nie mam, a więc być może doszło do drobnych korekt, ale trudno je odczuć. W zasadzie na plus możemy wymienić tylko system zapisu, który w Rustlerze był dosyć męczący. Teraz punkty kontrole występują częściej i mniej jest przez to irytacji powtarzaniem sporego kawałka gry. Szkoda więc, że Atomic Wolf nie zdecydowało się poprawić więcej rzeczy. Jazda konna jest jaka jest - ani pasjonująca ani irytująca. O walce już wspominałem. Skradanie jest z kolei niezwykle proste w konstrukcji. Jak dodamy do tego mało śmieszne dialogi to wychodzi na to, że Yet Another Fantasy Title ma problemy z tym, aby coś robić wyjątkowo dobrze.
Wielka szkoda, że zabrakło czasu, pieniędzy, a może po prostu chęci, aby grę rozwinąć. Można było chociażby przebudować system sterowania. W przypadku gry na padzie musiałem dokonać ręcznych korekt, bo sprint dostępny tylko przy wciśniętej lewej gałce jest szalenie niewygodny. Aż trudno uwierzyć, że nikt nie zwrócił na to uwagi na testach. Sam zmieniłem w ustawieniach przycisk na B. Niestety gra robiła problem z tego, że odpowiada on też za pomijanie dialogów, a więc dokonała zamiany klawiszy. Irytujące jest też blokowanie się postaci jeśli na jej drodze stoi jakiś przedmiot lub NPC. Nikt wtedy nie chce ustąpić. Mamy więc kilka stosunkowo drobnych rzeczy, które w większości już występowały w Rustlerze i spokojnie można było je poprawić.
Gdybym był złośliwy to recenzję Yet Another Fantasy Title zbudowałbym na cytatach z recenzji Rustlera. Skoro sam ją napisałem to chyba krzywda się nie stanie jeśli zrobię mały recykling. Na pewno nie byłby on tak mocny jak w przypadku studia Atomic Wolf. Zamiast tego po prostu szybciej przejdę do podsumowania. Nowe, polskie “GTA w świecie fantasy” to moim zdaniem zbyt nachalny reskin Rustlera. Gdyby to jeszcze była świetna gra to może bym to zrozumiał. To jednak był przeciętniak, z kilkoma zbyt prostymi mechanikami, które pełniły kluczową rolę w rozgrywce. Nie rozumiem więc dlaczego w nowym tytule nikt nie zdecydował się na rozwinięcie chociaż walki. Tak Yet Another Fantasy Title byłby znacznie lepszą grą niż pierwowzór.
I tak jednak uważam, że jest lepszy. Jeśli ktoś nie grał w żadną z tych produkcji, myślę że korzystniej sięgnąć po nowszą z nich. Jej ocena końcowa będzie niższa, bo to jednak to samo w delikatnie innej otoczce. To musi się odbić na finalnej nocie. Stawiając jednak oba tytuły na równi myślę, że Yet Another Fantasty Title jest delikatnie ciekawszy i lepiej wykonany. Różnice nie są radykalne, ale istnieją. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale jeśli ktoś tęskni za ideą stojącą za starymi odsłonami GTA, warto rozważyć najnowszą produkcję Atomic Wolf.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!