Sonic Frontiers to gra, która wywołuje dość mieszane reakcje wśród fanów niebieskiego jeża. Sprawdzamy, czy są powody do obaw czy wręcz przeciwnie!
Nie będę owijał w bawełnę – nigdy nie byłem fanem gier platformowych w 3D. Dlatego też zawsze wolałem się bawić w klasyczne odsłony 2D przygód sympatycznego, włoskiego hydraulika czy miotającego pięśćmi ziomeczka szukającego klatek w lesie. Do Sonic Frontiers na Gamescomie podchodziłem z dużą rezerwą i tak właściwie przez pierwsze kilka minut spędzonych z buildem targowym kompletnie… nie wiedziałem co powinienem robić. Co prawda pętla rozgrywki została nam przedstawiona na krótkiej prezentacji (i jest to bardzo łatwa do przyswojenia sprawa), ale po wejściu w otwarty świat i bieganiu Soniciem w różnych kierunkach zacząłęm się zastanawiać w którym kierunku rzeczywiście powinienem iść.
Teoretycznie zadanie było proste – zadaniem Sonica było znaleźć odpowiednią liczbę kluczy, aby uwolnić jednego z dobrze znanych bohaterów w uniwersum. W przypadku Ares Island był to Knuckles, a żeby było tego mało to każdy z bohaterów w jakimś stopniu stracił pamięć i zadaniem niebieskiego jeża jest szybkie (pun intended) znalezienie klejnotów, które pomogą w przywróceniu wspomnień. Cała reszta związana z tym w którą stronę ruszymy, które zadania wykonamy w pierwszej kolejności to już zależy od nas. Najważniejsze jest to, aby zebrać co trzeba, a przy okazji również łapać punkty doświadczenia i poziomy wymieniane na późniejsze dodatkowe umiejętności Sonica. Co do poziomu trudności to jest on dość mocno zróżnicowany. Bez względu na to czy mówimy o zagadkach związanych z przemieszczaniem się z punktu A do punktu B, czy też walce z bossami (niektóre starcia wymagają sporej zręczności) łatwo jest ocenić czy to jest dobry moment na to, aby brać się za to czy lepiej poczekać z tym po zdobyciu kilku kolejnych mocy czy też zwiększeniu prędkości Sonica. Nie oznacza to jednak, że nie możemy się rzucić z motyką na słońce i wziąć się za olbrzymiego Stridera – pojedynek z nim głównie polegał na grindowaniu po poręczach, a reszta rozchodziła się głównie o obrażenia zadawane w walce wręcz, więc jeśli ktoś jest cierpliwy to jest szansa ściąć go na kilka tur nawet ze zmieniającymi się atakami po jego stronie.
Tu również pojawia się dodatkowe utrudnienie, ponieważ to, że bohater będzie coraz szybszy wcale nie oznacza, że łatwiej będzie nam walczyć z przeciwnościami losu. Teoretycznie zmiana układu kamery na tę “spokojniejszą” powinna pomóc, ale to nadal nie zmienia tego, że wielka moc (a w zasadzie prędkość) to wielka odpowiedzialność. Trzeba również przyzwyczaić się do dość specyficznego systemu walki oraz wykorzystywania konkretnych kombinacji przycisków w trakcie starć. Kilka razy udało mi się dość mocno zakręcić przy starciu z mniejszymi stworami, ale przy bossfightach długo zastanawiałem się czy powinienem skupić się na wykonywaniu tych superataków czy po prostu podbiec i naciskać jak najszybciej przycisk odpowiadający za podstawowe uderzenia.
GramTV przedstawia:
O ile na początku rzeczywiście miałem problem z odnalezieniem się na Ares Island, tak bardzo szybko zauważyłem, że jak już mnie bardzo mocno wciągnęła eksploracja oraz szukanie większych przeciwników do pokonania, tak mój czas z demem Sonic Frontiers dobiegł końca. Może dlatego, że większość zagadek jest wbrew pozorom w miarę przystępna jeśli chodzi o rozwiązanie – kilka tapnięć w przyciski w podpowiednim momencie, kilka uskoków na lewo i prawo. Ewentualnie podążanie z prędkością światła w danym kierunku wytyczonym przez bramki. Do tego przyjemna muzyka w tle oraz zmieniające się pory dnia. Można się zapomnieć i nie dziwię się, że trzydziestominutowa sesja z grą skurczyła się momentalnie.
Jedyne, co niepokoiło mnie dość mocno to oprawa graficzna, która jakoś mocno mnie nie powaliła na kolana, a całość prezentowała się jakby była w zdecydowanie niższej rozdzielczości niż powinna. O ile to była zwyczajna uroda tego buildu nie wiem, ale na nieco ponad dwa miesiące przed premierą można mieć małe obawy. Zwłaszcza, że teren nie był również przesadnie naszpikowany drobnymi detalami, szczegółami czy roślinnością. Można było mieć nawet wrażenie, że był aż zbyt pusty… nawet jeśli to był teren głównie pustynny. Dlatego też bardzo ciekawy jestem jak wypadnie gra w listopadzie, ponieważ trzon rozgrywki potrafi wciągnąć, a śmiało można zakładać, że grając od początku bez wymaksowanych statystyk będzie dużo terenu do zwiedzania i punktów do zdobycia. Trudno mi jednak powiedzieć czy jest to rzeczywiście ta gra, na którą fani platformówek, a przede wszystkim Sonica, czekają. Tutaj dużą rolę będzie zapewne grała również historia dobrze znanych bohaterów, rozwiązywanie tajemnic i to, jak mocno będzie zmieniał poziom trudności w zależności od postępów w zabawie.
Do premiery jeszcze ponad dwa miesiące i ciekawy jestem na ile moje wrażenia zmienią się pod wpływem buildu na premierę. Na ten moment jest w dobrze, ale daleko mi do zachwytów podobnych do tych, które miałem chociażby przy powrotach innych kultowych postaci z dawnych lat. Jest jednak nadzieja, bo tak jak mówiłem – na początku kompletnie nie potrafiłem się odnaleźć w tej formule rozgrywki, ale z czasem zaczęła mi ona coraz lepiej podchodzić i wciągać na dobre. Dlatego też o ile mój termometr wskazuje zaledwie “lekko ciepły” przy Sonic Frontiers, to ciekawy jestem co dalej… i ewentualnie jaka będzie prędkość maksymalna Sonica w najwyższym punkcie rozwoju jeża.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!