Jest wydawca, z którym wyjątkowo nie po drodze polskim producentom gier. Poznajcie historię o tym, jak Take-Two Interactive wpakowało krajowych twórców w tarapaty.
Najwięksi wydawcy na świecie nie wydają zbyt często polskich hitów. Większość gigantów miała w portfolio tylko po jednej lub dwie gry, jak Square Enix (Outriders), Ubisoft (seria Call of Juarez), Electronic Arts (Bulletstorm i prehistoryczny Fire Fight), Sony (Bound) czy Microsoft (Gears of War Judgement). Konami pierwszy raz z polskim studiem będzie mieć w październiku za sprawą Silent Hill 2. A co z resztą? Gdzie jest Capcom, Sega czy Activision? Jakoś dotychczas omijali krajowych deweloperów. Podobnie ma się sytuacja z Take-Two Interactive. Z tą różnicą, że ten wydawca podejmował poważne kroki w kierunku polskich studiów. Nic jednak z tego nie wyszło. Do tego narobił bardzo dużo problemów. O nich, jak i o trudnym losie deweloperów wiszących na umowach z wydawcami, będzie ten tekst.
Szalejący po branży kryzys to nie tylko zwalnianie pracowników i zamykanie studiów. Wiele złego dzieje się też z umowami wydawniczymi. Główni rynkowi gracze ograniczają wydatki i nawiązują mniej współprac. Twórcom ciężej jest więc pozyskać partnera, bez którego dokończenie gry może być niemożliwe. W końcu musimy pamiętać, że to właśnie wydawcy są najczęściej źródłem finansowania bardzo kosztownej produkcji gier. Bez nich wielu deweloperów może zwijać interes. Co gorsza, niektórzy wręcz wycofują się z już podpisanych umów. Takim przykładem jest Take-Two Interactive, które w ostatnim czasie zostawiło na lodzie trzech polskich, bardzo dobrych producentów. Dwóch pogrążyła niejasna przyszłość Private Division, które podobno ma nawet zostać wystawione na sprzedaż. Szczegóły ostatniego projektu nie zostały sprecyzowane, a więc ciężko powiedzieć czy ta gra miała być wydana przez Private Division czy nieco starsze i bardziej znane 2K Games. Rockstar Games, a więc trzeci filar wydawniczy Take-Two Interactive (jest jeszcze Zynga, ale mobile to inny świat) raczej nie powinniśmy brać pod uwagę.
O jakie gry chodzi? Project Dagger od People Can Fly, Project C od Bloober Team oraz Cyber Slash od One More Level. Wszystko to oczywiście nazwy robocze. O żadnej z gier zbyt dużo nie wiemy. Najbardziej tajemniczy jest pierwszy tytuł, action adventure realizowany głównie przez amerykański oddział studia, które na koncie ma Outriders. O powodach rozstania dwa lata temu opowiedział mi prezes spółki, Sebastian Wojciechowski.
Rozmowy dotyczące dalszego kształtu projektu prowadziliśmy z Take-Two już od pewnego czasu. Szukaliśmy wspólnej drogi pod względem kreatywnym i biznesowym. Koniec końców nie udało nam się dojść do wspólnej wizji i obie strony naturalnie skierowały się ku zakończeniu współpracy.
GramTV przedstawia:
W ramach porozumienia People Can Fly otrzymało prawa do gry i jej dalszego rozwoju. Oczywiście nie za darmo. Jeśli doszłoby do wydania, Take-Two Interactive przysługiwałaby rekompensata za dotychczasowy wkład finansowy w rozwój Project Dagger. Przypomnijmy, że to właśnie wydawca wykładał pieniądze na prace nad grą, zapewniając People Can Fly stabilność finansową. Z tego też spółka generowała zysk (oraz z analogicznej współpracy ze Square Enix). Wycofanie się partnera spowodowało, że nie ma komu zapłacić za utrzymanie studia. W 2022 roku PCF twierdził, że ma własne środki, które pozwolą dokończyć grę i wydać ją w modelu self-publishing. Po drodze konieczna była jednak emisja akcji, w ramach której spółkę dofinansował południowokoreański Krafton. Kwota inwestycji wyniosła aż 134 mln zł. Niestety to nie wystarczyło, aby dokończyć prace. Niedawno spółka ogłosiła, że rezygnuje z dalszych działań nad Project Dagger i dokona odpisów w wysokości prawie 70 mln zł. Zespół ma teraz pracować nad nowym projektem właśnie dla Kraftona, którym będzie dodatkowy tryb do jednej z jego gier. Wielce prawdopodobne, że chodzi o PUBG.
W nieco lepszej sytuacji wydaje się być Bloober Team, który niedawno stracił kontrakt z Private Division. Spółka podkreśla, że powodem była zmiana strategii wydawcy, a nie jakość czy postępy prac. Finansowo wygląda to też inaczej niż w przypadku People Can Fly. Przede wszystkim Bloober Team początkowo chciał wydać tę grę samodzielnie, ale dopiero duże zaangażowanie wydawcy sprawiło, że podjęto decyzję o współpracy. Korzystne były też warunki finansowe, które pozostawiały w rękach dewelopera większość decyzji kreatywnych oraz prawa do IP. Obecnie sytuacja krakowskiej ekipy jest stabilna, a zbliżająca się premiera Silent Hill 2 może ją znacząco poprawić. Możliwe, że Project C będzie wydany samodzielnie, ale trwają też rozmowy z potencjalnymi partnerami. Na razie więc ciężko powiedzieć co się wydarzy, bo Bloober Team komunikacyjnie skupiony jest na zbliżającej się premierze. W kolejnym kroku powinniśmy usłyszeć o Project M, które powstaje we współpracy z Nintendo. Co ciekawe tutaj również doszło do rozwiązania umowy. Prace trwały w Draw Distance, ale finalnie Bloober Team zakończył tę kooperację pozostawiając twórców Serial Cleaner w fatalnej sytuacji finansowej. Powód decyzji nie został podany, ale czytając wypowiedzi Piotra Babieno, prezesa krakowskiego studia odnoszę wrażenie, że zadecydowała chęć przeniesienia projektu do lepszego zespołu, aby stworzyć maksymalnie dobrą grę. W końcu jak współpracujesz z Nintendo to musisz dostarczyć jakość na najwyższym poziomie.
Redaktor z prawie dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!