Anna Brzezińska – „Plewy na wietrze” - recenzja

Trashka
2006/12/10 18:30

Nowa historia Twardokęska i Szarki

Nowa historia Twardokęska i Szarki

Nowa historia Twardokęska i Szarki, Anna Brzezińska – „Plewy na wietrze” - recenzja

Opatrzona intrygującym tytułem – jak to często u Anny Brzezińskiej bywa – powieść „Plewy na wietrze”, to nowa wersja historii zbójcy Twardokęska, tajemniczej, obdarzonej zwolna ujawniającymi się mocami Szarki, nieszczęśliwej wiedźmy i wielu innych. Persony owe po raz pierwszy mieliśmy możliwość poznać w „Zbójeckim gościńcu” (Supernowa, 1999), teraz zaś otrzymujemy poszerzoną wersję ich doli i niedoli. Wersję pełną. Taką, jaką autorka zawsze chciała opowiedzieć. Czy nowy początek „Sagi o zbóju Twardokęsku” jest w stanie bardziej zainteresować czytelników i czytelniczki, niż poprzednia próba?

Czym uwodzą, a zarazem niepokoją Krainy Wewnętrznego Morza?

Zacznijmy od tego, iż nie jest to rzeczywistość z gatunku tych lekkich, łatwych i przyjemnych. Pisarka, mediewistka z wykształcenia, postanowiła przybliżyć nam świat ludzi o innej, wcześniejszej, bardziej pierwotnej, choć równie skomplikowanej jak nasza, mentalności. To ludzie, dla których słowa tak banalne, a jednocześnie zawiłe, jak miłość, nienawiść czy obowiązek, niosły nieco inną treść. Ich znaczenie było bardziej... proste i dosadne. Bo jak miałoby ono prezentować się tam, gdzie widzi się na co dzień, jak łatwo stracić życie, o chudobie nie wspominając? Tu w dodatku bogowie kroczą pośród ludzi, obojętni na ich los lub rozgrywający swe własne gry z przeznaczeniem; ze śmiertelnikami w roli pionków. Nie dziwi zatem, że i sami bohaterowie do miłosiernych czy skłonnych do poświęceń nie należą. Mało jest takich ludzi i bogów w Krainach Wewnętrznego Morza, a co ciekawe i trochę straszne – bardzo łatwo zaakceptować ich sposób postrzegania, choć paradoksalnie nie stają się przez to bliżsi.

Inność świata, w którym musimy się zanurzyć, podkreśla zgrabnie dokonana archaizacja słów i całych wypowiedzi. Zabieg ten nie utrudnia lektury, gdyż pisarka unika stylizacji, która mogłaby okazać się niezrozumiała dla współczesnych. Używane przez nią słownictwo stanowi swoisty kompromis. Generalnie warstwa językowa należy do największych plusów tej powieści – dosadne, rubaszne i brutalne określenia przenikają się z poetyckimi opisami, tworząc ciekawą kompozycję. Niepokój i groza miesza się z zawadiackim poczuciem humoru.

Co istotne, „Plewy na wietrze” nie należą do prostych historii, nie tylko ze względu na znakomicie wykreowaną przez Brzezińską obcość większości bohaterów, tak pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych, ale także grę, jaką prowadzi ona z odbiorcami. Poznajemy ów świat po kawałeczku, zawsze z punktu widzenia jego mieszkańców, żaden wszechwiedzący narrator nie zdradza nam istotnych niuansów ani nawet podstaw, na których oparto prawidła rządzące Krainami. Na wiele pytań uzyskamy odpowiedź w kolejnych tomach, na inne – być może wcale. Ta konstrukcja, zmuszająca do nieustannego tropienia szczegółów i składania ich w całość, dostarcza doskonałej, rozgrzewającej zwoje mózgowe rozrywki.

Warto zwrócić uwagę, iż nie uświadczymy tu walki dobra ze złem, brak wyraźnie rozgraniczającej je linii. To konflikt jednych racji przeciwko innym, nieustanny bój o to, by okpić przeznaczenie, nie dać się zapędzić w kozi róg lub unieść wichrom jak marne plewy. Naturalnie bohaterowie należą do tych nielicznych, którzy przynajmniej pozornie mają szansę na zwycięstwo. A jest nim po prostu przetrwanie dziejowej zawieruchy. Zbliża się bowiem czas wielkich zmian, przełom tak w sferach sacrum, jak i profanum. Przemiany społeczne oraz przemiany fundamentalne dla całego uniwersum o bogatej mitologii. Jak sobie poradzą: zbój, który rad by wreszcie odpocząć, wygrzewając się na skarbach, książęce rodzeństwo wplątane w igraszki bogów, kobieta, która sama jest igraszką bogów, a zarazem największym dla nich niebezpieczeństwem i wreszcie wiedźma? Postać tragiczna, jedna z nielicznych osób o szczerozłotym sercu, lecz umysłem zaćmionym mgłą szaleństwa zrodzonego z pragnienia krwi, dopadającego wszystkie niewiasty obdarowane i przeklęte ową mocą.

To właśnie najlepiej oddaje ponurą rzeczywistość odmalowaną przez Brzezińską – niewinną istotą, ofiarą otaczających ją sił oraz zwykłych ludzi okazuje się być przede wszystkim „zła” wiedźma.

Nie tylko klimat przykuwa uwagę, lecz także sama fabuła. Jej konstrukcja obfituje w liczne wątki, nieraz bawiące się z czytelnikami w ciuciubabkę – długie chwile błądzimy po omacku, zanim przepaska zostanie zdjęta i połączymy kolejne elementy zmyślnie zadzierzgniętej intrygi. Czym jednak różni się owa powieść od poprzedniej wersji? Racjonalna odpowiedź brzmi: ilością szczegółów, informacji oraz warsztatem. Bardziej emocjonalna zaś: „Zbójecki gościniec” stanowił kawał surowego, choć treściwego ciasta, teraz mamy apetyczny tort. Jedyne, co może nie przypaść do gustu pewnej części odbiorców, to ilość ozdobników, niekiedy zbyt duża.

„Saga o zbóju Twardokęsku” doczekała się już trzech tomów („Plewy na wietrze”, „Żmijowa harfa”, „Letni deszcz. Kielich”), niebawem otrzymamy zmodyfikowaną – podobnie jak niniejsza część - „Żmijową harfę” (II t.) i zupełnie nowy „Letni deszcz. Sztylet.” (IV t.). Anna Brzezińska trzykrotnie zdobyła już Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla: za opowiadania „A kochał ją, że strach” i „Wody głębokie jak niebo” oraz powieść – rzeczoną „Żmijową harfę”. Naprawdę intryguje, czy uda jej się zdetronizować własne ozdobione laurem dokonanie. Sądząc po tej książce, istnieje spora szansa.

GramTV przedstawia:

Czy nowy początek „Sagi o zbóju Twardokęsku” jest w stanie bardziej zainteresować czytelników i czytelniczki niż poprzednia próba?

Zdecydowanie tak.

Plusy: + warstwa językowa + kompozycja i wielość wątków + skomplikowana, barwna fabuła + „obcość” bohaterów + bogata mitologia + nastrój Minusy: - czasami przerost formy nad treścią

Autor: Anna Brzezińska Tytuł: Plewy na wietrze Wydawnictwo: Runa 2006 Wydanie: okładka miękka, 576 str. Cena: 34,50 zł

Komentarze
23
Usunięty
Usunięty
31/12/2006 14:14

Mi tam imię Eragon bardziej niż z Aragornem kojarzy mi się ze słowem Dragon, no ale każdy ma swoją interpretacje ;P

Sephirath
Gramowicz
13/12/2006 22:06

I kolejny dzień zwłoki (ale na Was wsiadłem :P)... Nieładnie ;)

Usunięty
Usunięty
13/12/2006 09:52

Czytałem kiedyś "Zbójecki gościniec" i nawet mi się podobał, ale - używając słów z recenzji - dla mnie był to troszkę zbyt surowy kawałek ciasta i nie czytałem już kolejnych części. Przeczytałem za to "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny", które podobały mi się dużo bardziej. Były wyraźnie lepiej napisane. Może to sprawa bogatszego już doświadczenia pani Brzezińskiej przy pisaniu "Opowieści..." a może lepszy wydawca - pewnie i jedno i drugie. Wydaje mi się, że ta nowa wersja "Zbójeckiego gościńca" rzeczywiście może być lepsza i zamierzam to sprawdzić osobiście... :)




Trwa Wczytywanie