Unreal Tournament III - rzut okiem

Powrót do przeszłości?

Główny bohater. Wojownik. Mściciel. Nieogolony.

Powrót do przeszłości?

Powrót do przeszłości?, Unreal Tournament III - rzut okiem

W dzisiejszych czasach daje się zauważyć, w każdej niemalże dziedzinie, pewna prawidłowość. Otóż coraz trudniej jest wymyślić coś całkowicie nowego i oryginalnego. Coraz częściej chodząc do kina, słuchając muzyki czy grając w gry mamy wrażenie, że to już kiedyś widzieliśmy bądź słyszeliśmy. Czasem są to po prostu produkty na wskroś wtórne, sequele prequeli, naste części jakiejś serii, czy zwyczajne remake’i. Niekiedy jednak zdarza się, że z klasycznych i dobrze znanych elementów danej układanki udaje się zmontować coś ciekawego i wartego zainteresowania.

Mamy obecnie rok 2007, a więc od premiery poprzedniej odsłony Unreal Tournament minęły już trzy lata. Studio Epic Games stworzyło całkowicie nowy silnik graficzny, nazwany dla porządku Unreal Engine 3, więc tylko kwestią czasu było pojawienie się na rynku kolejnej części sztandarowego cyklu tejże firmy. Tak też się stało, my zaś przedstawimy wam w dniu dzisiejszym najnowsze dziecko tego studia deweloperskiego.

Gdzie te nowości

Zacząć należy chyba od najbardziej kluczowego stwierdzenia odnośnie tego tytułu – nie spodziewajcie się rewolucji. Nowy Unreal jest tak bardzo klasyczny w swej formie i treści, na ile można było go takim uczynić bez posądzeń o całkowitą i absolutną wtórność. Zresztą sami musicie ocenić, czy to dobrze, czy źle. Dla nas jest to jednak raczej zaleta, bo jak już udowodnił najsłabszy w cyklu i szybko zastąpiony UT2003, są w tej grze pewne rzeczy, których zmieniać po prostu nie można. I ta właśnie atmosfera klasycznej, trochę surowej rozgrywki, kojarząca się z pierwszą produkcją z 1999 roku, towarzyszyć będzie nam przez cały czas. W zasadzie, Unreal Tournament 3 uznać można za swoisty mix klasycznego UT i gry z roku 2004. Teraz jednak czas na kilka konkretów, czyli krótkie przedstawienie gry z naszego punktu widzenia.

GramTV przedstawia:

Ja już tu kiedyś byłem...

Pierwsze, co rzuca się w oczy po odpaleniu gry, to fakt, iż wciąż jest bardzo unrealowo. Czyli szybko, mocno i z wykopem. To zdecydowanie nie jest gra dla emerytów czy miłośników pewnej klasycznej gry, zwanej popularnie szachami. Wciąż obowiązuje tu stara zasada „stoisz – giniesz”. Tu nie ma czasu na podziwianie widoków czy kontemplowanie pięknych okoliczności przyrody; gra zmusza do ciągłej aktywności i działania. Szczególnie na mniejszych, zamkniętych mapach w trybach Deathmatch, przy dużej ilości przeciwników robi się czasem tak gęsto i gorąco, że mimowolnie uciekamy na chwilę w bok, aby rozeznać się w sytuacji. To wspaniałe uczucie całkowitego chaosu panującego wokół i zmuszającego do podejmowania decyzji w ułamkach sekund, pozostawania w ciągłym ruchu, przy jednoczesnym analizowaniu sytuacji wokół, śledzenia torów pocisków i promieni, stanu amunicji i zdrowia. Ogień. Całe szczęście, że teraz przynajmniej jesteśmy w stanie zobaczyć, gdzie przyczaił się cwaniaczek ze snajperką, gdyż tor lotu jej pocisku zostawia wyraźny ślad. Musimy się przyznać, iż były to odczucia, które już kiedyś nas ogarniały. Za każdym razem, kiedy odpalaliśmy kolejną rozgrywkę w okolicach roku pańskiego 1999.

Nieco spokojniej, za to bardziej epicko jest w starym-nowym trybie Warfare, który może się pochwalić największymi mapami w grze i dostępnymi na nich pojazdami. Nazwa wskazywałaby na coś zupełnie nowego, jednak już pierwsza rozgrywka uświadamia nam, że nie do końca tak jest. Tak naprawdę jest to poddany pewnym modyfikacjom, dobrze znany z UT2004, tryb Onslaught, z pewnymi elementami przypominającymi Assault. Podstawową zmianą jest dodanie orbów, czyli kul energetycznych, dzięki którym możemy natychmiast przejąć nody przeciwnika. Wymusza to nieco bardziej ofensywne działania oraz zmusza do masowego polowania na postaci, które właśnie orba przenoszą. Porzucony orb pozostaje na mapie przez kilkanaście sekund i jeśli nie zostanie podniesiony tudzież zniszczony, znika. Zniszczenie orba przeciwnika wiąże się jednak z naszą własną śmiercią i wzruszającym komunikatem o naszym poświęceniu dla sprawy. Poza tym cała zabawa polega oczywiście na przejmowaniu kolejnych nodów, aż do zdjęcia osłony z głównego węzła przeciwnika, dzięki czemu staje się on wrażliwy na nasz ostrzał. Na niektórych mapach rozsiane są również „neutralne” nody, które nie wchodzą w skład sieci, jednak ich przejęcie skutkuje na przykład możliwością wyprodukowania najpotężniejszych pojazdów oraz daje dodatkowe miejsce generujące orby.

W grze mamy w sumie tylko sześć trybów rozgrywki; zabrakło między innymi jako osobnego typu gry Assault, czym jesteśmy nieco rozczarowani; jednak to, co otrzymaliśmy, wystarcza do dobrej zabawy. Jako zupełnie osobny tryb pojawił się również Vehicle Capture The Flag, który od tradycyjnego CTF różni się dużo większymi mapami i możliwością użycia na nich pojazdów. Choć zasady pozostają takie same jak w normalnym trybie, to jednak rozległość niektórych map wręcz zmusza do korzystania z dostępnego parku maszynowego. Wspomniane sześć trybów rozgrywki to kolejno: Deathmatch, Team Deathmatch, CTF, vCTF, Warfare i Duel, czyli pojedynek 1 vs 1. Oczywiście mamy pełną swobodę w konfiguracji poszczególnych ustawień parametrów rozgrywki, łącznie z mniejszą niż ostatnio, ale naprawdę dobrze dobraną listą „fabrycznych” mutatorów. Trochę może w tym jednak przeszkadzać nieco konsolowe menu, przez które trzeba się chwilę przebijać, zanim dotrze się do pożądanych opcji.

Mydłem go! Mydłem!

Większość pojazdów, które dostajemy do swoich rąk, to maszyny dobrze nam znane z UT2004, poddane tylko pewnym modyfikacjom, a przedstawione nam jako sprzęt korporacji Axon. Większość, ale nie wszystkie. Bowiem największą nowością w nowym Unrealu są maszyny stworzone przez mroczną rasę Necris. Choć kilka z nich jest po prostu odpowiednikami sprzętu Axon, to jednak kilka konstrukcji zauroczyło nas swoją odmiennością. Naprawdę niesamowitym przeżyciem jest pierwsze spotkanie z gigantycznym Darkwalkerem – najpierw zauważamy, że jeden z najwyższych budynków na mapie zaczyna się poruszać, potem wytryskują z niego dwa błękitne promienie, na końcu zaś naciskamy „fire” i respawnujemy się w naszej bazie. Moc. Ta maszyna naprawdę kopie tyłki – dosłownie i w przenośni. Niemniej ciekawy jest wyposażony w pole maskujące i cały garnitur różnorakich rozstawianych przeszkadzajek Nightshade, czy kulisty Scavenger zdolny do wykonywania niezwykle wysokich skoków i wprost masakrujący piechotę wysuwanymi ostrzami. Mamy również nieśmiertelny Translocator oraz Hoverboard, czyli antygrawitacyjną deskę – występują one zamienne w zależności od typu rozgrywki, przy czym deska przypisana jest do map z pojazdami. Ułatwia ona znacznie przemieszczanie się po rozległych mapach, bądź to samodzielnie, bądź też po podczepieniu się do prowadzonego przez sojusznika pojazdu.

Rodzaje broni w nowym Tournamencie to już całkowity powrót do klasyki. O ich pełnym zestawie i charakterystykach przeczytać możecie więcej w naszym czwartkowym artykule. My zaś przyznajemy, że dzięki temu znów poczuliśmy się jak za starych dobrych czasów. Innymi słowy – każdy, kto grał w pierwszego UT, odnajdzie się tu jak ryba w wodzie. Oczywiście są pewne zmiany i różnice, jednak w większości przypadków jest to jedynie kosmetyka. Odnieśliśmy też wrażenie, że kultowy dla niektórych Flak Cannon jest relatywnie słabszy niż jego poprzednik – teraz nie zawsze od razu rozrywa przeciwnika na strzępy odłamkami. Powróciły jednak takie klasyczne elementy, jak granaty w alternatywnym trybie ognia Rocket Launchera, czy Enforcery zamiast Assault Rifle, czy choćby Impact Hammer. Zniknęły natomiast niektóre ultimate weapons, takie jak Ion Painter i Target Painter – z broni masowej zagłady ostał się jedynie Redeemer, zresztą bardzo rzadko spotykany.

Oczywiście gra oferuje również rozrywkę dla samotnych graczy, tudzież osób, które stawiają swoje pierwsze kroki w nierealnym świecie. Przede wszystkim zaznajomieniu się ze wszystkimi nowinkami służyć ma tryb kampanii, który jest tradycyjnie już połączonym jakąś szczątkową fabułą, zaliczaniem kolejnych map i trybów rozgrywki. Teraz próbowano nawet pokusić się o stworzenie poczucia pewnej nieliniowości, gdyż od czasu do czasu mamy możliwość samodzielnego wybrania jednego z zadań. Jest to jednak próba dość żenująca, gdyż nasz wybór ogranicza się maksymalnie do... całych dwóch możliwości. Przy czym drugie zadanie i tak zaliczyć musimy. Generalnie jednak nie powinno to chyba nikomu przeszkadzać, gdyż w tytule gry wyraźnie napisano: Tournament. Co od roku 1999 oznacza grę stworzoną przede wszystkim do rozgrywek sieciowych. Czy są w ogóle tacy, którzy kupują UT dla zabawy w single?

Cóż, może i są. Jedno jednak chcemy odradzić takim osobom na samym początku – za żadne skarby nie ustawiajcie poziomu SI na najniższy! Boty na tym poziomie nie zachowują się nawet głupio – słowo „idiotycznie” byłoby chyba najbardziej adekwatne. O ile nie przeszkadza to w trybie Deathmatch – może poza tym, że ustawioną liczbę fragów osiągniemy w rekordowym czasie - to w każdym z pozostałych, które wymagają pracy drużynowej, potrafi to niekiedy doprowadzić do białej gorączki, gdyż działa to zarówno na przeciwników, jak i „swoich”. Kiedy któryś z kolei raz nasi wirtualni kumple z teamu, zamiast bronić ostrzeliwanego noda, wsiadają w pojazd i znikają między drzewami, gdzie potem znajdujemy ich bezradnych w maszynie zaklinowanej między skałami – można się wnerwić. Jednak na poziomach wyższych niż Novice i podstawowy jest już coraz lepiej, a gra na najwyższym poziomie to już prawdziwy hardcore. Tylko my wciąż mamy dziwne uczucie, że w pierwszym UT na niższych poziomach trudności boty po prostu gorzej strzelały – nie plątały się aż tak często pod ścianą w wirtualnym tańcu świętego Wita. Replay! Replay! No nie dały replaya...

Całe szczęście, że przynajmniej wykonują go bardzo płynnie. Bo choć można zarzucać silnikowi gry pewną umowność i sztuczność w niektórych kwestiach – szczególnie w porównaniu z tym, co zaoferował nam choćby Crysis – jednak jego siła drzemie w czymś innym: będącej znakiem firmowym Epica optymalizacji. Na wysokich ustawieniach gra wygląda świetnie – choć nie porywająco – i równie świetnie śmiga na naszym pececie. Fakt, potrzebuje do tego dość mocnego sprzętu, jednak ani razu nie zdarzyło nam się doświadczyć spadku ilości wyświetlanych klatek czy jakichkolwiek przycięć. Nawet w ogniu największej walki, z maksymalną ilością graczy czy botów, wszystko jest płynne tak, jak być powinno. Tyczy się to zresztą zarówno zamkniętych przestrzeni, jak i rozległych map Warfare.

Same mapy wyglądają często bardzo klimatycznie i zapewniają nam dużą różnorodność środowisk, w jakich może toczyć się walka. Nie ma tu oczywiście mowy o zbyt wielkiej interakcji z otoczeniem, ale wynika to przecież z założeń rozgrywki. Fizyka zaś jest... równie tradycyjnie nierealna. No, może troszkę przesadziliśmy; jednak widać w niej sporą umowność, też zresztą wynikającą z charakteru gry.

Trudno przyczepić się natomiast do dźwięku, który jest... dokładnie taki, jaki powinien być. Dynamiczna, ostra muzyka towarzysząca rozgrywce uzupełniona została świetnymi odgłosami środowiskowymi i towarzyszącymi zabawom z bronią. Do tego te wypowiadane naprawdę głębokim, wręcz demonicznym głosem komentarze: „Muuulti Kill!”, „Kiiilling Spreeeee!”. Miodzio.

Podsumowując – dostaliśmy produkt klasyczny aż do bólu. Nie ma tu absolutnie żadnych rewolucji czy wielkich, przełomowych zmian. Co więcej, bardzo wyraźnie daje się zauważyć dążenie do osiągnięcia tego pierwotnego, nieco surowego charakteru rozgrywki z pierwszej edycji Tournamentu. Brak tu praktycznie jakichkolwiek udziwnień i eksperymentów, wszystko oparte jest na dobrze znanych elementach i zasadach. Mówiąc krótko, dostaliśmy mniej więcej to, czego się spodziewaliśmy – solidnego, dobrze wykonanego, świetnie zoptymalizowanego sieciowego shootera. Bez zbędnych fajerwerków i dziwactw – kawał dobrej, prostej zabawy dla posiadaczy przyzwoitych kompów. Nic więcej. Ale też i nie mniej. Cała reszta w rękach modderów.

0,0
null
Plusy
  • klasycznie
  • klarownie
  • prosto
  • pojazdy Necris
  • optymalizacja
Minusy
  • SI na najniższych poziomach
  • cokolwiek upierdliwe menu
  • pseudo-kampania
  • dla spodziewających się rewolucji – nic nowego
Komentarze
30
Usunięty
Usunięty
22/12/2007 16:58

Wielka szkoa że tydziń z grą Unreal Tournament III już sie skończył bo bardzo przyjemnie się to czytało. Gra jest zdecydowanie najlepszym sieciowym fps-em tego roku, takiej dynamiki w takiej pierwszorzędnej oprawie graficznej jeszcze nie było.pawelg1993 <--- Wymagania sprzętowe są podane wystarczy spojrzeć.

Usunięty
Usunięty
22/12/2007 12:03

Myślicie, że UT 3 pójdzie mi na PC z kartą ATI RAdeon 9600XT 128MB RAM??. Proszę o odpowiedź

Usunięty
Usunięty
13/12/2007 17:38

Gra sie jednak zainstalowała a chodzi bez płyty :-). Optymalizacja gry jest rewelacyjna. Wszystko chodzi płynnie przy super grafice.Jeżeli ktoś grywał w pierwsza cześc UT to powinien a nawet musi siegnąc po UTIII




Trwa Wczytywanie