Miotam granatami w przechodniów, samochody wybuchają, gliny zaczynają się zjeżdżać, a mój bohater rzuca sarkastyczne „to znacznie bardziej relaksujące niż malowanie”. Zwykle w sandboksach bawię się najlepiej, gdy po prostu szaleję w otwartym świecie gry. W takim na przykład GTA misji z czołgami jest jak na lekarstwo, więc rekompensowałem to sobie małym opancerzonym rodeo po ulicach metropolii. Nawet w Just Cause 2 miałem podobnie - moja wyobraźnia potrafiła generować ciekawsze zadania, niż twórcy. W Saint's Row: The Third jest inaczej - szalony poziom pozytywnego absurdu jest tak ogromny, że pomysły developerów są praktycznie nie do przebicia.
Treść artykułu znajdziecie za czerwoną belką: