Po upadku reaktywowanego Secret Service większość czytelników przyjęła, że winę ponosi Waldemar "Pegaz" Nowak. Czy jednak na pewno to on jest "grabarzem" magazynu?
Po upadku reaktywowanego Secret Service większość czytelników przyjęła, że winę ponosi Waldemar "Pegaz" Nowak. Czy jednak na pewno to on jest "grabarzem" magazynu?
Co było dalej, wszyscy wiemy: Łapiński utracił prawa do marki, wielu wspierających powrót legendy było wściekłych, a magazyn przemianowany został na Pixel. Największy sukces polskiego crowdfundingu stał się jednocześnie największym blamażem, a część odbiorców widziała w tym zaplanowane działanie, mające na celu wykorzystanie uznanej marki do zdobycia łatwego rozgłosu dla innego, docelowego czasopisma. Pojawiło się jednak pytanie: kto zawinił? Jako pierwszy głos zabrał Łapusz, który, mówiąc oględnie, obarczył winą Pegaza. W obliczu faktu, że oskarżony zabrał głos jedynie pokrótce, nie udzielając szerszych wyjaśnień, zdecydowana większość czytelników przyjęła wersję Łapińskiego za pewnik, Waldkowi przypinając metkę "dwukrotnego grabarza Secret Service".
Powiem uczciwie, że wyjaśnienia wydawcy od początku budziły moje wątpliwości. Gdy zestawiło się je z tym, co wiemy na pewno, okazywało się, że jest w nich sporo luk i niejasności. Jedna z nich to twierdzenie, że umowa została wypowiedziana przez niego, gdyż chciał, aby lepiej przystawała do realiów wydawniczych. Miało to być jedynie wypowiedzenie "techniczne", jak ujął to Łapusz, a Bronwald miał się na zaproponowane zmiany zgadzać. Pojawiło się więc od razu pytanie: dlaczego nie podpisano stosownego aneksu? Umowy wypowiada się zwykle w dwóch przypadkach: gdy chce się definitywnie zakończyć współpracę, lub jako ostatnia deska ratunku, kiedy celem jest wymuszenie na drugiej stronie istotnych zmian, na które ta nie chce się początkowo zgodzić. Wynika więc z tego, że albo Łapiński nie był do końca szczery w opisie zaistniałej sytuacji, albo nie miał pojęcia o formalnościach. W to drugie jednak trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę, że z powodzeniem zorganizował Pixel Heaven, więc z umowami najprawdopodobniej miał już nieraz do czynienia.
Zastanawiający był też fakt, że domenę pixel-magazine.com zarejestrowano ledwo dwa tygodnie po wydaniu pierwszego numeru reaktywowanego Secret Service. Oficjalne tłumaczenie Łapińskiego? Wiedzieli wcześniej, że współpraca się nie układa, więc chcieli się zabezpieczyć na wypadek utraty praw do marki. Sensowne, przyznam. Tyle tylko, że nieco wcześniej Piotr Mańkowski na swoim profilu na Facebooku twierdził, że żadnej zorganizowanej akcji nie było, a domena została wybrana spośród kilku już posiadanych przez wydawcę. I znów, niby wszystko w porządku, jednak coś wydaje się tu nie zgadzać. Pikanterii dodaje też fakt, że od jakiegoś czasu, gdy tylko ktoś poruszy kwestię wspomnianych niejasności na profilu Pixel, wątek jest najczęściej usuwany, a i bany dla ich autorów nie są rzadkością. Spotkałem się nawet z sytuacją, gdy użytkownik został usunięty z grupy za samo "lajkowanie" nieprzychylnych komentarzy.
Dość jednak o Łapuszu. Dzisiaj otwarty został na nowo profil facebookowy Secret Service. Na powitanie, Waldemar Nowak postanowił szerzej wypowiedzieć się w kwestii kulisów zamknięcia reaktywowanego magazynu, przedstawiając własną wersję wydarzeń. Powiem szczerze, że o ile po przeczytaniu wyjaśnień Łapińskiego miałem wrażenie, że czegoś tu zdecydowanie brakuje, tak post Pegaza wpisuje się (w moim subiektywnym odczuciu oczywiście) idealnie w fakty, które są wszystkim znane.
Zacznijmy od tego, że, zdaniem Nowaka, jednym z punktów zapalnych była okładka czasopisma. Robert optował za przygotowaną przez agencję, bardziej nowoczesną wersją, z kolei Waldek chciał klasyki. Ostateczne postawienie na to drugie rozwiązanie nie spodobało się wydawcy i poróżniło obu panów. Jest to bardzo prawdopodobne - wystarczy, że spojrzymy na okładkę magazynu Pixel, w którego tworzeniu Nowak nie brał już udziału. Od razu dostrzeżemy, że to styl nowoczesnych magazynów typu EDGE, bardzo daleki od "sikretowego" oldschoolu.
Pegaz porusza też kwestię wypowiedzenia umowy przez Łapińskiego. Wedle jego wersji wydawca zrobił to całkowicie świadomie, a zmiany, które chciał wprowadzić w nowej umowie, miały głównie dotyczyć kończenia współpracy (tak, aby ułatwić Robertowi jak najszybsze wycofanie się). Zresztą, po pojedynczym spotkaniu miał on nie wykazywać większego zainteresowania podpisaniem kontraktu na zmienionych warunkach. W tym miejscu można mieć wątpliwości, gdyż mamy słowo przeciw słowu. Warto jednak zadać sobie pytanie: co Bronwald zyskałby na zerwaniu współpracy? Jak widzimy, sami nie zdecydowali się na kontynuowanie wydawania Secret Service własnym sumptem. Z kolei na pewno zdawali sobie sprawę, jakim cieniem położy się taki blamaż (zmiana nazwy czasopisma) na marce, którą posiadają (a więc i jej ewentualnej cenie na rynku, gdyby szykowali się do odsprzedaży praw). Z kolei utrzymując umowę, mogliby czerpać zyski z licencji, nie ryzykując w żadnym stopniu własnym kapitałem. W tym świetle wersja Łapińskiego, w której to właśnie Bronwald nie chce kontynuowania współpracy, wydaje się zupełnie pozbawiona sensu.
Uważam za dobre, że wreszcie przemówiły obie strony. Choć najpewniej nigdy nie poznamy stuprocentowej prawdy, bardziej przemawia do mnie wersja przekazana przez Waldemara Nowaka. Wydaje się bardziej spójna i lepiej pasująca nie tylko do faktów, ale i zwykłej, ludzkiej logiki. Zastanawiające jest tylko, co dalej z Secret Service? Jak dotąd powrócił fanpage na Facebooku, jednak wątpię, by utrzymał się jako samodzielny byt. Czy Pegaz zdecyduje się na wydawanie magazynu własnym sumptem? W poście stwierdził, że na razie nie ma po temu możliwości, jednak kto wie, co przyniesie przyszłość.
PS. Wprawdzie tytuł artykułu wskazuje to jasno, jednak chciałbym zaznaczyć, że powyższe jest wyłącznie moją subiektywną opinią na temat perypetii reaktywowanego Secret Service. Nikt, prócz samych zainteresowanych, nie zna szczegółów sytuacji, a więc i wszelkie teorie należy traktować jedynie w kategorii domysłu.
PPS. W artykule przedstawiłem jedynie kilka przykładowych twierdzeń obu stron. Jest tego znacznie więcej, jednak zawarcie ich wszystkich w tekście mijałoby się z celem. Zachęcam jednak do zapoznania się z podlinkowanym w artykule, pełnym postem.