Lista gwiazd, która w ostatnich tygodniach wyraziła chęć wcielenia się w Jamesa Bonda, cały czas rośnie. Możemy do niej dopisać Henry’ego Goldinga, który nie widzi żadnych przeszkód, aby stać się najsłynniejszym agentem na świecie. W niedawnym wywiadzie dla portalu NME przyznał, że bez wahania przyjąłby tę rolę, gdyby tylko ktoś mu ją zaproponował.
„Oczywiście, że bym to zrobił. Każdy aktor przy zdrowych zmysłach pierwsze co by powiedział, to że wchodzi w to na sto procent. To niezwykle bogata postać do zagrania. Czy przeżyjemy wstrząs po odejściu Daniel Craiga? Myślę, że tak, ale jako wieloletni fan Bonda, jestem podekscytowany, że kontynuują serię i pracują nad nowym materiałem” – wyznał aktor.
Wybór Goldinga do roli Bonda z pewnością wywołałby sporo kontrowersji i złych emocji. Aktor jest w połowie Brytyjczykiem a w połowie Malezyjczykiem, co mogło by przeszkadzać ortodoksyjnym fanom tej postaci, którzy oczekują „prawdziwego” Brytyjczyka w tej roli. W tym samym wywiadzie Golding stwierdził, że „ludzie nie postrzegają mnie jako prawdziwego Brytyjczyka, ale jak jestem w Malezji, to nikt nie widzi we mnie Malezyjczyka. Jestem więc zawieszony jakby pomiędzy”.
Henry Golding rozpoczął swoją filmową karierę dopiero w 2018 roku filmem Bajecznie bogaci Azjaci. Przez dwa lata zdążył zagrać w dwóch filmach Paula Feiga oraz u Guya Ritchiego w Dżentelmenach. To właśnie po roli w tym filmie zaczęły pojawiać się głosy, że aktor byłby świetnym Jamesem Bondem. W przyszłym roku Golding zaliczy swój udział w pierwszej dużej franczyzie, gdzie wcieli się w tytułowego bohatera w Snake Eyes, spin-offie G.I. Joe.