Gra rozpoczyna się oryginalnym fragmentem filmu, z którego dowiadujemy się (oczywiście ci, którzy filmu nie oglądali), z czym będziemy mieli do czynienia. Młody Artur, w trakcie wizyty u ukochanej babci, dowiaduje się, że grozi im eksmisja z rodzinnej posiadłości, chyba, że zapłacą sporą sumkę pazernemu przedsiębiorcy budowlanemu. Rozwiązaniem kłopotów mógłby być dziadek, problem w tym, że kilka lat wcześniej zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dziesięcioletni chłopiec poznaje legendę o zaginionym skarbie, który dziadek otrzymał od tajemniczego afrykańskiego plemienia w trakcie jednej ze swych licznych podróży. Starszy pan ukrył kolekcję rubinów gdzieś w ogrodzie, i to tak skutecznie, że nikt do tej pory (włączając w to Arturowego atenata) nie był w stanie jej odnaleźć. Według legendy, skarbu strzegą dziwne dwumilimetrowe istotki – tytułowe Minimki. Artur postanawia spróbować zmierzyć się z problemem, gdyż wie, że utrata domu będzie dla jego babci olbrzymim ciosem. Znajduje na strychu wielką księgę, a w niej wiadomość od dziadka oraz tajemniczą lunetę. Dzięki lunecie trafia do świata Minimków, a przy tym zostaje w magiczny sposób mocno pomniejszony i zmieniony w wyłupiastookie, kreskówkowe indywiduum o fryzurze przypominającej piorunem rażony rabarbar.
W tym momencie przechodzimy do rozgrywki, a w zasadzie do bardzo przejrzystego samouczka, który pozwoli nam opanować najprostsze ruchy naszej postaci. Poznajemy też pierwszego z dwóch bohaterów, którzy towarzyszyć będą Arturowi w dalszej przygodzie. Betamesz - bo tak ma na imię uroczy, rudy piegusek, niewyrośnięty nawet jak na Minimka - doprowadza nas do ich wioski, nie szczędząc po drodze dobrych rad. Tutaj do ekipy dołącza Selenia, nieźle rozwinięta pod względem drugorzędnych cech płciowych i nader zarozumiała siostrzyczka Betamesza. Zarozumialstwo to jest poniekąd uzasadnione, gdyż pannica jest miejscową księżniczką, a po arystokratce trudno spodziewać się skromności i pokory. Od starszyzny wioski Minimków dowiadujemy się, że skarb, owszem, istnieje, ale mały ludek nie zamierza się z nim rozstać tak od ręki i na piękne, duże oczęta Artura. Deweloper i jego buldożery są w tym momencie daleko, a malcom zagraża dużo bliższe niebezpieczeństwo ze strony Pana Ciemności (na szczęście nie trzeba wrzucać żadnego pierścienia do wulkanu) i jego bezwzględnych Sługusów. Przed Arturem i jego drużyną staje trudne zadanie obrony magicznego ludku przed wrogami - głównie przez ich unicestwienie - oraz uwolnienie wszystkich miul – miuli (bądź mul – muli, zależy, kto tłumaczy). Te urocze stworki mają cudowną cechę - doprowadzają do szaleństwa złożoną z Moskitów kawalerię powietrzną przeciwnika, co uniemożliwia im niszczenie posiadłości Minimków, łapanie miejscowych w klatki i obracanie ich w niewolników. Mikrokosmos? Niee... Nie kosmos. Do przejścia mamy siedem rozległych rozdziałów, z tym, że kilka lokacji przechodzimy dwukrotnie. Bonusem są udostępnione dodatkowe obszary, nowe zadania, zagadki oraz nagrody i kolejne miul - miule do uwolnienia. Należy nadmienić, iż możemy przejmować kontrolę nad każdym z trójki bohaterów, w zależności od warunków lub umiejętności, których użycie w danej sytuacji jest niezbędne. Różnice między nimi są nader istotne dla rozgrywki. Selenia jest specjalistką od używania broni białej, Artur, po swej magicznej transformacji, osiągnął wysoki (jak na dziesięciolatka podejrzanie wysoki) stopień zaawansowania w akrobatyce, zaś mały książę Betamesz, miota naokoło pociskami wystrzeliwanymi z okrągłej muszli z otworkami, z niewiadomych przyczyn nazywanej scyzorykiem. Zdarza mu się również za jej pomocą hipnotyzować napotkane istoty, a z racji mikrego wzrostu jest w stanie wcisnąć się w każdą dziurę. Nasza misja polega nie tylko na masowej eksterminacji różnorakiego autoramentu monstrów. Wielokrotnie trzeba spędzić sporo czasu nad zagadkami logicznymi oraz zadaniami wymagającymi dużej zręczności tudzież spostrzegawczości. Skoki, jeszcze więcej skoków, przesuwanie przedmiotów, układanie ich w piramidki, otwieranie drzwi za pomocą dźwigni lub platform naciskowych - to tylko część środków, które mają nas, a w zasadzie to Artura i jego kompanionów, doprowadzić do celu. Walczymy z insektopodobnymi Sługusami, zarówno na lądzie, jak i w powietrzu, pokonujemy też wiele innych groźnych stworzeń w drodze do Pana Ciemności i skarbu. Uroczą śmiesznostką, jest sposób trwałego usuwania Sługusów z tego padołu łez. Trzeba bowiem takiemu delikwentowi - uprzednio skopanemu i podziurawionemu nożem lub magicznym „scyzorykiem”- solidnie poskakać po brzuchu (włos się jeży na głowie, gdy pomyśli człek o dzieciach, które miast staromodnej zasady, by nie kopać leżącego, zaczną wprowadzać powyższy modus operandi do rozwiązywania swoich wewnętrznych niesnasek). Innym nader sympatycznym utrudnieniem w drodze do upragnionego skarbu, jest przejażdżka na Mogocie. Istotka ta przypomina nieco z wyglądu Yeti, zaś sposób, w jaki przewozi pasażerów, nasuwa myśl, że Minimki transport osobowy traktują jako sport ekstremalny. Sceny walk powietrznych na Moskitach czy ucieczka nakręcanym modelem autka wyścigowego przed spiętrzoną falą w tunelu, umykanie wrogom z celownika bądź omijanie przeszkód w pełnym pędzie też wymaga niezłych umiejętności manualnych. Niestety, autorzy gry, by przedłużyć zabawę, uciekli się do nadmiernego komplikowania prostych problemów, nie ustrzegli się też przed powtarzalnością rozwiązań, co po pewnym czasie może znużyć i znudzić, nawet największego fana talentu Luca Bessona Pecet, to niestety, nie konsola. Artur i Minimki, to gra będąca bardzo dobrym odwzorowaniem filmu. Jest tak samo kolorowa, ma tak samo ciekawe plenery, spotykamy tu również większość głównych postaci z filmu. Niestety, powstała jako gra na konsolę, a brak dbałości przy przenoszeniu jej na poczciwe PC zaowocował koszmarkami z piekła rodem. Sterujemy postaciami przy pomocy klawiatury numerycznej, co samo w sobie jest dość uciążliwe. Ruch w przód, tył i na boki uzyskujemy za pomocą klawiszy kierunkowych, tutaj jednak też nie popisano się dbałością o wygodę graczy, więc ustawienia strzałek zmieniają się w zależności od ustawienia kamery. Trzeba ciągle kontrolować owo ustawienie względem postaci, by jednym nieopatrznym ruchem nie wprowadzić jej, na przykład w przepaść. W dodatku, wielokrotnie wymagane jest wciśnięcie kombinacji kilku klawiszy, by uzyskać wymagany efekt, co może doprowadzić do trwałych uszkodzeń klawiatury, jeśli będziemy się zanadto starać się go osiągnąć. Wielokroć przydałaby się trzecia ręka lub długi ołówek w zębach. Niestety, w naszej rzeczywistości tak drastyczne mutacje raczej nie występują, a długi ołówek stwarza niebezpieczeństwo wbicia się w podniebienie, więc pozostaje nam tylko bicie głową w klawiaturę, gdy daną sekwencję musimy powtarzać jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze, aż do całkowitego wyczerpania naszej cierpliwości lub opanowania ruchu. Kolejną uciążliwością żywcem przeniesioną z konsoli, jest kwestia zapisu gry, tylko w określonych lokacjach. W połączeniu z trudnościami w sterowaniu, tworzy się mieszanka iście wybuchowa (przy czym wybuchamy oczywiście my). Z przykrością musimy stwierdzić, iż powyższe wady, acz najcięższe gatunkowo, nie zamykają wcale listy. Kolejną kwestią, którą warto poruszyć jest tłumaczenie. Z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, część gry jest dubbingowana, a część pozostawiona w oryginale, opatrzona jedynie napisami. Dlaczego tak jest, nie wiedzą nawet najstarsi górale. Świadczy to jednak o pewnym niechlujstwie wykonania. Artur i Minimki jest teoretycznie grą dla dzieci od lat siedmiu, ale raczej rzadko spotyka się młode osobniki gatunku homo sapiens (teoretycznie sapiens) w tym wieku, które płynnie czytają po polsku, a rozumieją przy tym język angielski. Pomimo wszystkich wymienionych wyżej zastrzeżeń Artur i Minimki nie jest bynajmniej grą złą. Może podobać się dzieciom. A że dorosłych znuży? A kto tu ma się bawić? Dorośli czy dzieci? Dorośli do roboty marsz! Zarabiać na rubinowy skarb, zakopywać go w ogródku lub też wchodzić w konszachty z niewyrośniętymi wielkookimi dziwakami. W końcu, gdy siedmiolatek znajdzie się w słusznym wieku lat dziesięciu, to też będzie chciał porozbijać się po ogródku w towarzystwie książąt i księżniczek oraz wykazać się w ich oczach odwagą i poświęceniem, jako„rycerz w lśniącej zbroi” w wersji mikro. Przecież dzieckiem się jest tylko raz w życiu. Czasem jednak można do tego stanu na krótko wrócić - choćby przy gierkach takich jak ta.
Tytuł: Artur i Minimki Gatunek: platformówka/przygodówka Wymagania sprzętowe: sprawdź tutaj + wierność pierwowzorowi + ciekawy świat + sympatyczni bohaterowie Minusy: - fatalne sterowanie rodem z konsol - niechlujne podejście do tłumaczenia Czas na opanowanie: długi Poziom trudności: wysoki Producent: Europa Corp Wydawca: Atari Polski wydawca: CD Projekt Cena: 79,90 Wersja: polska, niestety mieszana Strona www: tutaj