Galeria osobliwości
Bohaterowie niezależni to również klasa sama w sobie; szczególnie dotyczy to naszych towarzyszy podróży. Naszym zdaniem zaliczają się oni do jednych z najlepszych, jeśli nie najlepszych, postaci drugoplanowych, jakie pojawiły się w jakiejkolwiek grze. Zresztą nazywanie ich drugoplanowymi byłoby chyba jednak nieco krzywdzące. Duża część z nich nie tylko towarzyszy nam w naszych peregrynacjach po Sigil czy innych planach, ale również współtworzy całą opowieść, przede wszystkim zaś buduje ten niezwykły klimat różnorodności i totalnego wymieszania różnych światów, które ma miejsce w Mieście Drzwi. Czymże bowiem byłaby ta gra bez wrednych i często rubasznych komentarzy Mortego, potrafiącego wtrynić swoje trzy grosze do każdego niemalże dialogu, gniewnych fuknięć Anny, czy patetycznych, lecz często jakże smutnych refleksji Dak’kona? Tę wyraźnie zarysowaną indywidualność podkreślono również, kreując dla każdej z tych postaci charakterystyczny i niepowtarzalny model postaci. Zupełnie inaczej niż w Baldurze, nie mamy tutaj oddziału klonów, odróżnianych jedynie po kolorze stroju. Same postaci to też świetna gra twórców ze stereotypami: najbardziej „żywa” jest gadająca czaszka, Nie-Sława to dobry sukkub, na wpół demoniczna Anna skrywa pod maską oschłości czułe i wrażliwe wnętrze, Dak’kon, przedstawiciel dumnej rasy wojowników Githzerai, swoimi komentarzami bardziej przypomina Kłapouchego czy androida Marvina z Autostopem przez Galaktykę. Banda dziwaków i odszczepieńców. Zupełnie jak nasz bohater.
Zresztą sama wizualizacja to kolejny element budujący niezwykły klimat gry. Torment działa na specjalnie zmodyfikowanym przez wyspiarzy silniku Infinity, co pozwoliło między innymi na przedstawienie o wiele większych i bardziej zróżnicowanych postaci. Mimo upływu lat, lokacje potrafią zachwycić, w czym wielka zasługa artystów odpowiedzialnych za ich charakterystyczny design. Zresztą całość gry, łącznie z ekranem menu czy jej ładowania, utrzymana jest w tym charakterystycznym dla Sigil klimacie, pełnym ostrych, zakrzywionych krawędzi, przywołujących na myśl koszmarny sen paranoicznego zegarmistrza.
Jest to świat brudny, ponury, pełen interesowności i zawiści, z błąkającymi się po jego zakamarkach podejrzanymi personami i stworzeniami, czy też wzbudzającymi litość, zagubionymi między planami zwykłymi ludźmi. Całości tego niesamowitego klimatu dopełnia doskonała muzyka, skomponowana przez znanego skądinąd Marka Morgana, która w naszym kraju doczekała się nawet osobnego wydania na bonusowym dysku.
Are you „chanting” to me?
Na osobny akapit zasługuje język, jakim posługują się niektórzy mieszkańcy Sigil, gdyż jest to jedna z cech, które czynią ten świat jeszcze bardziej żywym. W wersji oryginalnej nazwany został „The Chant” i powstał na bazie znanego londyńskiego dialektu, cockney, którym zazwyczaj posługują się niższe warstwy społeczne, czy też półświatek tego miasta. Sprawia to, że nawet na poziomie konwersacji czujemy wyraźną różnicę między należącymi do różnych środowisk postaciami. Rozwiejemy jednak od razu obawy wszystkich osób, które mogłyby obawiać się, iż umarło to śmiercią naturalną w trakcie lokalizacji gry. Otóż wręcz przeciwnie – polska wersja Tormenta jest po prostu rewelacyjna i perfekcyjna! Choćby dlatego warto po nią sięgnąć; to zdecydowanie jedno z najlepszych – jeśli nie najlepsze – tłumaczenie jakiejkolwiek gry na nasz rodzimy język. Część z nas miała okazję zapoznać się wcześniej z Tormentem w wersji oryginalnej i z pewnymi obawami sięgała po grę zlokalizowaną. Po kilku pierwszych dialogach nie tyle jednak odetchnęliśmy z ulgą, co wręcz wpadliśmy w zachwyt nad formą i jakością przekładu.
Jak już kiedyś wspomnieliśmy, Tormenta można albo kochać, albo nienawidzić. Dla jednych będzie to tylko przegadana i nudna, zmuszająca do czytania niewyobrażalnych ilości tekstu, liniowa przygodówka, aspirująca do bycia komputerowym erpegiem. Dla innych właśnie kwintesencja tegoż gatunku, jak żadna inna gra pozwalająca poprzez działania i decyzje na dowolne kształtowanie naszej postaci, łącznie z jej charakterem. Mimo tego, iż jest to przecież tylko gra komputerowa, porusza wiele tematów, których spodziewalibyśmy się raczej po traktatach filozoficznych czy etycznych. Chociaż trudno je traktować z pełną powagą, często bowiem niebezpiecznie ocierają się o absurdy wynikające z koncepcji Wieloświata, to jednak potrafią niekiedy skłonić do zadumy, czy nawet prób samodzielnego znalezienia odpowiedzi na pojawiające się podczas rozgrywki pytania. A to już rzecz niesamowita.
Nie brak w niej również humoru, często prostego i rubasznego, a także wszechobecnych zabaw konwencją – uniwersum Tormenta, w szczególności zaś Sigil, wygląda tak naprawdę jak mroczna i przerażająca karykatura przeciętnego świata fantasy. A w tym gęstym i smakowitym sosie pływa nasz bohater. Tym razem jednak nie ratuje on kolejnego królestwa od Ostatecznej-I-Nieuchronnej-Zagłady, ubrany w błyszczącą zbroję. Tym razem, poorany bliznami, szuka samego siebie. Podobnie jak my.