Wersja dziesiąta, czyli siedemnasta
Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że w życiu pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki oraz coroczna edycja gry FIFA od EA Sports. I o ile te dwie pierwsze przypadłości ludzkiej egzystencji są niezmienne (śmierć nieuchronna, podatki za wysokie), to już w przypadku najdłuższej futbolowej serii sytuacja nie jest tak klarowna i jasna, jakby się mogło wydawać.
Od lat już kilkunastu „Elektronicy” starają się stworzyć, za pośrednictwem swojej gry, możliwie jak najsolidniejsze złudzenie kopania wirtualnej piłki. Jak doskonale wiemy, wychodziło to programistom z bardzo różnym skutkiem, przez co - jeśli chcielibyśmy podsumować dzieje serii FIFA wykresem, wyszłaby nam sinusoida. Zdarzały się bowiem spektakularne sukcesy, ale cykl zaliczył też kilka sromotnych porażek. W którą stronę odchyliłaby się na wykresie linia w tym roku? Cóż, w sporej mierze kierunek wyznaczyła świetna zeszłoroczna edycja gry, pokazując, że jak się bardzo chce, to można dokonywać rzeczy niemożliwych. Jeśli wydaje się Wam, że poprzednia odsłona zasłużonego cyklu EA była szczytowym osiągnięciem jej twórców i po upływie roku ciężko byłoby wymyślić coś nowego, to macie rację - wydaje się Wam.
Z niezwykłą przyjemnością patrzymy na to, jak ostatnimi czasy poczynają sobie Kanadyjczycy z EA Sports. Rzeklibyśmy nawet, że panowie deweloperzy wręcz szaleją ze swoją flagową produkcją. Przy okazji niezwykle znamienny jest tu fakt, że najlepsze wirtualne piłki kopane tworzą ekipy z krajów, gdzie nasz kochany futbol jest nazywany mianem soccera, albo w ogóle uważany jest za ciekawostkę. Mniejsza jednak o kulturowe zawiłości. Dla nas autorzy mogliby mieszkać choćby i na Księżycu, byleby nadal tworzyli gry tak wspaniałe, jak FIFA 10.
Nowy sezon, nowa FIFA
Wszystko zaczęło się przed rokiem, gdy zostaliśmy bardzo mile zaskoczeni odświeżoną wizją piłkarskiej serii. W tym sezonie jest jeszcze lepiej, dzięki masie udoskonaleń oraz nowym rozwiązaniom, znacząco odmieniającym gameplay.
Weźmy choćby na tapetę wyraźnie przeprojektowany system rozgrywki. Na pierwszy rzut oka sprawia on wrażenie kalki z zeszłego roku. Ba! Nawet na licznych trailerach ciężko było dostrzec jakieś widoczne zmiany. Wystarczy jednak zagrać pierwszy mecz po przesiadce z poprzedniej edycji gry, by stwierdzić, że pozornie niewidoczna, zakamuflowana modyfikacja ma znaczący wpływ na całokształt zabawy. Wpływ na tyle duży, że wielu zagrań – obcykanych do perfekcji we wcześniejszej grze – trzeba się uczyć niemalże od nowa! Nagle okazuje się bowiem, że poczuliśmy wiatr w cyfrowych włosach i dostaliśmy niespotykaną wcześniej swobodę w kreacji tego, co dzieje się na boisku.
Po spróbowaniu nowego mechanizmu szybko stwierdziliśmy, iż poprzednio zamknięto nas w ośmiościennej klatce i przyklejono do boiska z wyznaczonymi na nim sztywnymi ścieżkami. Wspaniale jest uwolnić się z tych więzów i poczuć grę na nowo od innej, zdecydowanie lepszej strony. Dla mnie osobiście możliwości nowego systemu dryblingu to najważniejsza i najmilsza zmiana, jaką otrzymałem wraz z tegoroczną edycją FIFA. Nigdy wcześniej nie grało się tak płynnie, szybko i efektownie. Piłka nie jest już przyklejona do posiadającego ją zawodnika, podania nie są już idealnie mierzone pod nogi boiskowych partnerów, a każde zbyt egoistyczne pokierowanie kopaczem prowadzi do straty futbolówki i szybkiej kontry rywali. Bardzo często zabójczej.
Mecz na szczycie
To są właśnie warunki panujące na meczach najwyższej próby. Piłka tylko w niewielkim stopniu jest w pełni precyzyjna i sporą rolę zawsze odgrywa przypadkowość sytuacji. Pod tym względem seria „Elektroników” stanęła już niemal na równi ze swym konkurentem rodem z Japonii. Jest jednak w znacznie większym stopniu przesiąknięta wszechobecnym dynamizmem. Ten natomiast zawdzięczać możemy między innymi drobnym sztuczkom związanym z fizyką piłki. W szkole nigdy nie byłem prymusem w dziedzinie nauk ścisłych, ale w piłkę gram od dziecka i wiem doskonale, że w rzeczywistości popularna „łaciata” jest trochę wolniejsza, w szczególności przy długich dograniach. W grze przyspieszono nieco podania i dośrodkowania, zachowując na tyle zdrowego rozsądku, by – w odniesieniu do poprzedniej odsłony – zauważalnie popchnąć grę do przodu, dając jednocześnie odczucie realizmu zakrojonego na jeszcze większą skalę.
Oczywiście realizm ów należy tu postrzegać z drobnym przymrużeniem oka. FIFA 10 to gra wideo i jej zadaniem jest przede wszystkim dawanie frajdy z rozgrywki. Jeżeli autorzy chcieliby skrupulatnie oddać boiskowe warunki, to szybko okazałoby się, że potraktowana w ten stricte symulacyjny sposób produkcja, byłaby tytułem niszowym. Graliby weń jedynie najwięksi hardkorowcy. Tak na szczęście nie jest, dzięki czemu rozsądnie oddany realizm, tworzący całą tę symulacyjną otoczkę, wymieszano z iście arcade'owym, radosnym i szybkim - używając żargonu - klepaniem akcji za akcją. Nie zrozumcie nas jednak źle. FIFA 10 nie jest w związku z tym tylko łatwą „kopanką”. Szybkość i efektowność przeprowadzanych akcji to jedno, zaś samo opanowanie rozgrywki w takim stopniu, by faktycznie dawać w kość konsoli na nieco wyższym poziomie niż amatorski to drugie, wymagające dno tej produkcji. Nie jedyne, jak się zresztą okazuje.
Piłkarska transmisja kontrolowana
Dzięki wielu udoskonaleniom, które dotknęły najważniejszego segmentu rozgrywki, czyli meczu samego w sobie, nowa FIFA stała się nieco trudniejsza, ale za to dużo bardziej satysfakcjonująca, niż poprzedniczka. Grając, trzeba w końcu przywyknąć do tego, że jednym zawodnikiem wiele nie zdziałamy. Tu nawet Messi miewa poważne problemy, by przebiec przez pół boiska, kończąc swój rajd czystym strzałem w światło bramki. Obrońcy nie śpią i mają odwagę ryzykownie atakować futbolówkę. Są szybsi i nie boją się „przytulić” do kierowanego przez nas zawodnika, celem powstrzymania akcji. Jest to zresztą często powtarzający się motyw w grze FIFA 10 – walka bark w bark o pozycję na murawie. Szybko zaczynamy doceniać dosłownie wszystkich zawodników w naszej drużynie i szukać nowych możliwości w różnych konfiguracjach ustawień. Mecze są dzięki temu znacznie mniej przewidywalne, co automatycznie prowadzi to bardziej przemyślanej gry.
Dzięki usprawnieniu detekcji kolizji oraz wyraźniejszemu ożywieniu zawodników (na co wpływ mają płynniejsze animacje i świadomość tego, że waga i wzrost kopaczy mają znaczenie) samo obserwowanie meczu stało się wyjątkowo przyjemnym doznaniem. Może nawet atrakcyjniejszym, niż telewizyjne transmisje spotkań, które – jak wiadomo – nie zawsze cieszą wysokim poziomem. Zresztą - jakby nie spojrzeć - jeśli kochasz piłkę nożną, utoniesz w FIFA na dobre.
Daj się ponieść rozgrywce
Gameplay jest bowiem największą siłą tej gry i czymś, co programiści doszlifowali w najnowszej edycji niemalże do perfekcji. Błyszczy niczym piłkarska gwiazda u szczytu formy. Ale trzeba się o tym przekonać na własnej skórze, bo same słowa, które tu czytacie, nie oddadzą najważniejszego, co oferuje rozgrywka – masy emocji. Tych prawdziwych, wyrażanych zupełnie mimowolnie. My już się o tym przekonaliśmy i - wierzcie lub nie - dawno tak dobrze nie bawiliśmy się przy starciach jeden na jednego. Doprawdy, czasem ciężko oderwać się od telewizora. A przecież gra oferuje jeszcze całkiem rozbudowany tryb multiplayer. Znajdziemy w nim tradycyjne pojedynki dwóch graczy oraz prawdziwie emocjonujące mecze z udziałem dwudziestu żywych zawodników. Dopiero tu można poczuć, ile radochy daje zwycięstwo zgranego zespołu.
Podobne wrażenia oferuje także tryb, w którym spędziliśmy chyba najwięcej czasu. Mamy tu na myśli zabawę w menedżera wybranej drużyny. Nie spodziewajcie się jednak rozbudowania na miarę samodzielnych tego typu tytułów. W grze FIFA 10 autorzy postawili na przystępność i prostotę obsługi. Znajdziemy tu zatem podstawowe opcje zarządzania drużyną, możliwość tworzenia własnych taktyk, ustalania cen biletów na mecze czy wyboru sponsorów prowadzonego klubu (mających wpływ na przychody). Po zagłębieniu się w kolejne ekrany trybu menedżerskiego, szybko docenimy także funkcje łowcy talentów, szukającego nam nowych, dobrych zawodników oraz progresu poszczególnych kopaczy w trakcie ligowych rozgrywek.
Najważniejszy jest jednak fakt, że prócz samego kierowania drużyną i całą infrastrukturą klubu (rzecz jasna mocno uproszczoną), możemy samodzielnie rozgrywać kolejne spotkania. Także z udziałem stworzonego przez nas zawodnika, który otrzymuje również swój odrębny - znany już z poprzedniego wydania - tryb zabawy, czyli „Zostań Gwiazdą”. Opcję tę wzbogacono w tym roku o możliwość importowania do gry własnej twarzy (służy do tego prosty edytor na stronie internetowej EA) oraz nieco zmodyfikowany system cech tworzonego piłkarza - teraz przydzielanych i rozwijanych automatycznie. Elementów skutecznie przykuwających naszą uwagę znalazło się w grze naprawdę sporo i miło jest odkrywać kolejne, czasem głęboko poukrywane nowalijki.
Oprawa godna mistrzów
Niewątpliwie bardzo solidnym argumentem przemawiającym za tym, by pozostawać przy telewizorze jak najdłużej, jest znakomita oprawa najnowszej odsłony serii FIFA. Znana jest ona już doskonale z poprzedniczki, ale w wersji tegorocznej została jeszcze bardziej doszlifowana. Boiska, stadiony, zawodnicy – wszystko to prezentuje się wyśmienicie, nie wspominając już o tym, jak owe elementy wyglądają w ruchu podczas meczu – klasa sama w sobie! Razić mogą jedynie uciekające klatki animacji w trakcie powtórek oraz – tradycyjnie już – nienajlepsza na zbliżeniach, płaska publiczność na trybunach, co przy ogólnie bardzo wysokim poziomie całości niepotrzebnie kaleczy wizualne odczucia.
„A co ty o tym sądzisz, Włodku?”
Trochę inaczej sprawa wygląda w przypadku udźwiękowienia gry. Sama atmosfera w trakcie meczu oraz odgłosy dobiegające z boiska wykonano po mistrzowsku. Gramy, czując, że uczestniczymy w prawdziwym, piłkarskim widowisku, podczas którego na stadionie panuje wrzawa. Wrażenie to potęguje dodatkowo fakt, że każda strzelona przez nas bramka (o ile jesteśmy gospodarzami) wywołuje istną kumulację dopingu ze strony kibiców.
Kontrowersyjną kwestią jest natomiast komentarz towarzyszący spotkaniom. Zgodnie z zapoczątkowaną kilka lat temu tradycją, również i w tegorocznej edycji serii FIFA mamy okazję słuchać głosów polskich komentatorów – Dariusza Szpakowskiego i Włodzimierza Szaranowicza. Od ubiegłego sezonu nagrania komentatorskiego duetu uległy lekkiej poprawie. Da się zauważyć po kilku rozegranych meczach, że są lepiej dobierane do rozgrywanych na ekranie akcji, choć nadal pojawiają się drobne absurdy, kiedy, dla przykładu, po trafieniu w poprzeczkę słyszymy czasem od „Szpaka” o uderzeniu w słupek. Poza paroma tego typu wyjątkami, uniknięto kilku mniejszych i większych wpadek. Za takowe uważaliśmy chociażby negatywne (zawsze) opinie odnośnie zagrań piłki do bramkarza. Generalnie, polski komentarz jest w porządku, choć wiele można by jeszcze poprawić. W jednym sprawdza się na pewno rewelacyjnie – świetnie podsyca atmosferę podczas meczu i osobiście uważam go za zdecydowanie bardziej atrakcyjny od angielskiego – trochę przynudzającego – oryginału.
Czas na FIFA 10!
Trzeba być naprawdę zatwardziałym malkontentem, aby nie docenić wszystkiego, co oferuje najnowsza odsłona FIFA. Rzeczy, o których przeczytaliście wyżej, to oczywiście nie wszystkie atrakcje, jakie twórcy z EA Sports zamieścili w tym sezonie na płycie z grą. Gorąco polecamy Wam samodzielne odkrywanie tegorocznego wydania i zapewniamy, że nie zawiedziecie się. Stała się w tym roku rzecz, na którą chyba wszyscy fani wirtualnej piłki nożnej niecierpliwie czekali. Dostaliśmy bowiem najlepszą jak dotąd odsłonę serii (i jak dla mnie najfajniejszą piłkę kopaną w ogóle), która w swym konsolowym wcieleniu zostawia konkurencję daleko w tyle. Nadszedł czas panowania FIFY 10!