Z wszystkimi grami, osadzonymi „dawno, dawno temu w odległej galaktyce”, jest zawsze problem niemały. Wiadomo – kultowa saga, kultowy temat, kultowe zjawisko, rzec by można – odwieczne... Wydawać by się mogło, że mając TAKĄ licencję, nie sposób jej spartolić. Jednak doświadczenia z dotychczasowymi tytułami pokazują, że raz jest z tym przenoszeniem na platformę gier epokowego dzieła imć pana Lucasa lepiej, raz gorzej... Wspomnieć wypada choćby Star Wars: Knights of the Old Republic, leciwe Star Wars: TIE Fighter, serię Jedi Knight, dwie części Star Wars: Battlefront (to z pewnością po stronie udanych produkcji) oraz Star Wars Episode III: Revenge of the Sith, Star Wars Bounty Hunter, Star Wars: Demolition czy Star Wars Battlefront: Elite Squadron (o tych już raczej wolelibyśmy zapomnieć). A jak się ma sprawa z Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition? Hm... całkiem nieźle, w rzeczy samej, a w każdym razie nieźle, jak na mocno spóźnioną konwersję z konsol...
Ci, co się interesują, wiedzą dokładnie (a pozostali zaraz się dowiedzą), że Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition ukazała się pierwotnie na konsolach, coś tak „circa about” rok temu. W ten sposób dotykamy więc pierwszego faktu, dość oczywistego i podstawowego - oto mamy do czynienia z konwersją. Te, jak wiadomo, często są niedoskonałe, a te spóźnione o kilkanaście miesięcy to już „ho, ho, ho”. Tych z was jednak, którzy w tym momencie ujrzeli oczyma wyobraźni casus Halo, które w swoim czasie niewielu „pecetowców” zaskoczyło, bo i nie miało czym, przestrzegamy: nie „sądźcie gry przed zachodem słońca”. A zwłaszcza takiej gry, do której podchodzić trzeba z nabożnością i na kolanach, bo w przeciwnym razie Ciemna Strona Mocy się za nas weźmie. Ale żarty na bok.
Po ustaleniu pierwszego faktu, pora na kolejny. Autorzy Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition, serwując wyłącznie łopatologiczną konwersję, AŻ tak łatwo w łaski „pecetowców” by się nie wkupili. Pokusili się przeto na fortel, znany już od zarania handlu, wykorzystywany, gdy chce się „sprzedać dwa razy to samo”. Z podstawową wersją gry, znaną sprzed roku z konsol, zintegrowali odrobinę nowego contentu. Ale, żebyśmy się dobrze zrozumieli. „Nowego” w tym przypadku nie znaczy wcale „nieznanego konsolowcom”. Oni też go dostali w swoim czasie, tyle że jako DLC. My otrzymujemy jeden pakiet, w jednej cenie. Nie ma tych dodatków może zbyt wiele, bo trzy króciutkie mini-kampanie, ale za to jakie! Czy raczej: z kim w rolach głównych! I tu właśnie najwyższa pora na szczegóły.
Od Vadera do Starkillera
Podstawową sprawą, którą stwierdzić trzeba jasno i bezapelacyjnie, jest to, że Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition nawet w podstawowej wersji dawało radę. Nie była to może „gra-marzenie”, ale jednak rzetelnie zrealizowana produkcja, która opowiadała wielce atrakcyjną historię (zwłaszcza z punktu widzenia wiernego fana!), stosując przy tym wielce widowiskowe i grywalne rozwiązania. Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition to bowiem gra, w której bardzo dużo jest wymachiwania świetlnym mieczem oraz stosowania Mocy w zakresie, w jakim wcześniej chyba nie dane nam było tego czynić. Pod tym względem w głównym scenariuszu, na który składa się dziewięć misji, nic się nie zmieniło. A zatem zalążek fabuły jest taki, że oto (baczność!) Lord Vader (spocznij!) wybiera się na Kashyyyk, ojczystą planetę "dywanów" wookie, celem odszukania i zabicia jednego z ostatnich Jedi, generała Koty. Na miejscu okazuje się, że syn Koty to młodzieniec, w którym „moc silna jest”. Vader wpada więc na chytry plan. Jeśli faktycznie młodzian jest tak obiecujący, jak donieśli mu szpiedzy, chce uczynić z niego swoją prawą rękę i razem z nim (razem z ręką, znaczy się...) chce pokonać Imperatora.
Dodać koniecznie należy, że ów kandydat przebywa również na wspomnianym Kashyyyk, a w krótkim samouczku, który rozgrywamy na początku, to sam Vader pojawia się na tej planecie, a to właśnie nam (o bogowie!) przyjdzie animować jego ruchy. Doprawdy, powiadam wam, wczuwka w Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition od pierwszych sekund jest kolosalna, i za to oczywiście autorom należą się słowa uznania. Później jednak jest wcale niezgorzej i choć nie zamierzam tym co nie grali zdradzać fabuły, powiem tylko tyle, że obiecujący młodziak obdarzony mocą zwie się Galen Marek, a lepiej znany jest jako Starkiller, i to właśnie jego miecz chwycimy w dłonie w dalszej części gry. Tu mała ciekawostka. Przydomek Starkiller to oczywiście porozumiewawcze mrugnięcie do fanów obeznanych z tematem uniwersum Lucasa. Wiadomo bowiem, że w pierwotnej wersji scenariusza Gwiezdnych Wojen tak miał się zwać ten, którego poznaliśmy w końcu jako Luke’a Skywalkera... Wróćmy jednak do Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition. Na zakończenie rozważań związanych z fabułą warto wspomnieć, że ta zajmująca opowieść doprowadzić nas może do rozwidlenia, w którym dokonamy kluczowego wyboru, ale o tym już cicho sza...
W ramach kampanii, jako się rzekło, rozegramy dziewięć etapów podstawowych, znanych z konsol. Zawiodą nas one w tak bliskie sercu każdego fana miejsca, jak fabryka TIE Fighterów, Gwiazda Śmierci, Cloud City czy wspomniany już Kashyyyk. Przy okazji czeka nas sporo łażenia, skakania i oczywiście ekscytujących walk na miecze świetlne. Oprócz zwykłej kampanii gra oferuje również dostęp do trzech odrębnych epizodów, które możemy rozgrywać w dowolnej kolejności. W pierwszym trafimy na lodową planetę Hoth, w której słynna bitwa trwa właśnie w najlepsze. Naszym zadaniem będzie pokonanie nie kogoś innego, a samego Luke’a Skywalkera.
W drugim otrzymamy misję od samego Imperatora. Polega ona na przechwyceniu dwóch droidów, które posiadają skradzione plany Gwiazdy Śmierci. Przy okazji tej misji można będzie spotkać się z Jabbą oraz stoczyć pojedynki z Bobem Fettą i Obi Wan Kenobim (przyznacie, że postacie kultowe...) na równie słynnej planecie Tatooine. Ostatni, trzeci epizod zawiedzie nas do Świątyni Jedi, w której ostatecznie rozprawimy się z pewnym Sithem. Ufff... doprawdy silna Moc drzemie w tych epizodach... Koniecznie trzeba jeszcze pamiętać, że wszystkie misje (także te z kampanii) składają się z zadań głównych oraz pobocznych, więc grając w Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition na nudę raczej nie będziemy narzekać.
Mocy przybywaj
Jak na prawdziwego Sitha przystało, do naszej dyspozycji oddane zostały potężne pokłady Mocy. Poszczególne umiejętności rozwijamy, wzorem z gier RPG, przyporządkowując punkty doświadczenia do różnorodnych zdolności związanych właśnie z Mocą. Podzielono je na trzy działy: umiejętności, talenty oraz kombinacje. Wśród tych pierwszych znalazły się, dla przykładu, kultowe Pchnięcie Mocą, Błyskawica Mocy (a la Imperator...), Chwyt Mocą (tak, tak, w stylu Vadera...) czy bardzo użyteczny i efektowny zarazem Rzut Mieczem Świetlnym. Na talenty Mocy, które są w tym wypadku pasywne, składają się chociażby: hart, żywotność postaci, mistrzostwo w posługiwaniu się mieczem i kilka innych. Z kolei kombinacje Mocy to coś jakby zestaw ciosów specjalnych, które wykorzystać można, wciskając w odpowiedniej kolejności określone przyciski. Działa to dokładnie tak samo jak w God of War i podobnych grach akcji. Jeśli uda nam się wykonać określoną kombinację, nasz bohater wywija mieczem aż miło, sadzi długie susy i skacze jak małpka, łomocząc przy tym przeciwników ile wlezie. A wszystko to wygląda hm... bardzo filmowo.
GramTV przedstawia:
Zresztą, zauważyć koniecznie trzeba, że cała zabawa z mocami, ich rozwijaniem i korzystaniem z nich stanowi w zasadzie kwintesencję Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition. Na całe szczęście ten element został wykonany świetnie i spektakularne akcje oraz dynamiczne pojedynki, do których dochodzi co chwila, dają nam potężnego kopa adrenaliny. Jest widowiskowo, szybko i bardzo efekciarsko. Ciskanie przeciwnikami po ścianach jest banalne proste, ładowanie im miecza świetlnego między łopatki urocze, a przygniatanie różnymi elementami otoczenia pomysłowe.
Właśnie – warto jeszcze bliżej przyjrzeć się temu ostatniemu elementowi w kontekście budowy poszczególnych etapów. Otóż – generalnie same projekty plansz nie są nad wyraz atrakcyjne. Są słabe. Sterylne, pustawe korytarze, o mało zróżnicowanych teksturach to z pewnością jeden z najsłabszych elementów gry. Jednakże niejako w zamian za to dostajemy nieźle sprawdzający się silniczek fizyczny, który zapewnia naturalne poruszanie się postaci i przedmiotów w tym całym „starwarsowym” uniwersum. Niejednokrotnie zrobimy użytek z różnych beczek, kamieni i kapsuł, które pozwalają efektownie wykańczać przeciwników. A jest sens w ten sposób postępować, bo za takie akcje dostaje się więcej punktów doświadczenia. Czasami użyjemy Mocy, by przestawić jakieś elementy, otworzyć grodzie lub utorować sobie drogę do przejścia. Moc przydaje się również w walce z bossami, którzy – z grubsza – czekają na nas pod koniec każdego etapu. Walki z nimi są trudniejsze, a dodatkowo pojawiają się w nich sekwencje QTE. Te ostatnie są baaaardzo proste, ale ładnie wyglądają. Najatrakcyjniej prezentują się wówczas pojedynki na miecze świetlne oraz te fragmenty, w których nasza Moc styka się z Mocą przeciwników.
Kultowo, ale krótko...
Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition wypada bardzo dobrze również pod względem filmików, które prezentują nad wyraz atrakcyjną fabułę. Modele postaci też są całkiem niezłe, choć można się czepiać nienaturalnej animacji w wielu momentach. O niezbyt atrakcyjnym wyglądzie lokacji już było, ale ogólnie poziom graficzny ujdzie, zwłaszcza na przy włączeniu maksimum detali. Inna sprawa, że wówczas gra potrafi mocno chrupnąć, a to już – jak na roczną produkcję – spora przesada. Rzecz jasna, najmniejszych zastrzeżeń nie można mieć do udźwiękowienia. Zarówno motyw przewodni, jak i na przykład dźwięki używanego miecza świetlnego to kultowość przez duże „K”. Nie inaczej ma się sprawa z dialogami odgrywanymi przez aktorów i można tylko dziękować opatrzności, że nikt nie wpadł na poroniony pomysł, aby dubbingować grę. Polska lokalizacja jest najlepsza z możliwych, bo kinowa - i do jej jakości też nie można zgłaszać żadnych zastrzeżeń.
Jak zatem całościowo wypada gra? Jest niezła, bardzo klimatyczna, ma świetną fabułę, znakomicie zarysowanych wielowymiarowych bohaterów, rewelacyjny system wykorzystywania i rozwoju Mocy oraz sporo dynamicznej akcji, która napędza całość niczym węgiel parowy wagonik. Jest niestety dość krótka. Choć dołożono dostępny już jako DLC kontent, to całość ukończyć można w 8-10 godzin, zbytnio się przy tym nie spiesząc. Choć – tu zastrzeżenie – warto zagrać ponownie. Pewne uwagi można mieć również do oprawy graficznej (bo TOP to nie jest...) i optymalizacji kodu, ale nadal jest to wyższa półka, jeśli chodzi o wizualia. Generalnie - udana produkcja i całkiem przystępna konwersja. O tym, że dla fanów Star Wars jest to pozycja obowiązkowa, nie ma co wspominać. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że również wielbiciele dynamicznych i szybkich gier akcji, a nie wyłącznie uniwersum stworzonego przez Lucasa, będą przy Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition bawić się świetnie.
Star Wars: The Force Unleashed - gameplay (GDC 2008)
8,0
Rzetelna pozycja, szkoda tylko, że krótka...
Plusy
fabuła, bohaterowie
filmiki
akcja
Moc
całościowy klimat
Minusy
krótka
słabo zoptymalizowana
momentami razi ascetyczność poziomów i animacja postaci
"słabo zoptymalizowana"? To jakis zart, niech nikt nie wciska mi kitu ze oni wogole sie zabrali za optymalizacje. Mam sprzet ktory ciagnie na full detalach wiekszosc aktualnych gier. A to? Zaczyna sie ok, moze gubi pare klatek. Po zagraniu 5-10 minut mam cos kolo 1 fps.Gra jest swietna - jesli uda wam sie ja odpalic.
Usunięty
Usunięty
17/12/2009 20:44
Parę latek temu zagrywałem się w Jedi Academy, która była mistrzostwem świata jeśli chodzi o odwzorowanie walk mieczem świetlnym :PJak dowiedziałem się, że Force Unleashed wychodzi na PC, to ślinotoku nie mogłem powstrzymać...ale odpaliłem...pograłem...wywaliłem...bo równie dobrze możnaby w tej grze naparzać bambusową pałką, a nie mieczem świetlnym ;/ no bez jaj, że na zwykłego szturmowca potrzeba więcej niż 1 uderzenia ;/ to mi zepsuło cały klimat szczerze mówiąc :P ale giera nie jest zła, poprostu nie dla mnie
Usunięty
Usunięty
17/12/2009 16:55
Może nie wszystkie humorystyczne akcenty są naprawdę zabawne, ale mi tam takie scenki z droidami przypadły do gustu.Jeśli chodzi o wieczne wygrywanie tych dobrych, to niekoniecznie tak jest - w pierwszym sezonie niekiedy zwycięstwo było okupione znacznymi stratami albo "nasi" przegrali, a w drugim sezonie na samym początku widać kilka porażek. Albo właśnie pyrrusowe zwycięstwo - co zazwyczaj przejawia się w tym, że naszej ekipie udaje się jakoś uciec, ale nie wykonują swoich zadań.