Split/Second: Velocity - pierwsze wrażenia

Michał Myszasty Nowicki
2010/05/04 19:00
0
0

Myszastemu udało się dorwać w ręce wczesną wersję najnowszej ścigałki studia Black Rock, zatytułowanej Split/Second: Velocity. Dziś podzieli się z nami swoimi pierwszymi wrażeniami.

Myszastemu udało się dorwać w ręce wczesną wersję najnowszej ścigałki studia Black Rock, zatytułowanej Split/Second: Velocity. Dziś podzieli się z nami swoimi pierwszymi wrażeniami.

Mimo podejścia do gry ze sporym dystansem, po kilku pierwszych godzinach zabawy w trybie single, zostałem „kupiony” przez Split/Second: Velocity. Gra jest do bólu arcade’owa, model jazdy umowny, jak to tylko możliwe, jednak tempo rozgrywki, pompujące podczas każdego wyścigu spore dawki adrenaliny i efektowna oprawa zrobiły swoje. Tytuł ten ma oczywiście kilka drobnych wad, jednak nie można mu odmówić jednego – potężnej dawki grywalności.

Split/Second: Velocity - pierwsze wrażenia

Nowe dzieło twórców wysoko ocenianego Pure przywodzi na myśl połączenie trzech gier z charakterystyczną końcówką „–out” w nazwie: esencji rozgrywki z Burnout, zniszczalnego środowiska z Flatout oraz dynamiki... starego klasyka Wipeout. Oczywiście w Split/Second: Velocity poruszać będziemy się po trasach w kilkudziesięciu modelach samochodów, jednak właśnie dynamika rozgrywki kojarzyć może się z tą ostatnią grą.

(Un)reality show Całość zrealizowana została w formie podzielonych na epizody telewizyjnych relacji; swoistego reality show z niedalekiej przyszłości, w którym bierzemy udział w szalonych i bezpardonowych wyścigach. Zapomnijcie więc o duchu zdrowej rywalizacji i fair-play. Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. A nawet wskazane.

Do swej dyspozycji otrzymujemy oczywiście kilka trybów rozgrywki. Najważniejszym dla nas jest dziś tryb kariery, w którym bierzemy udział w kolejnych epizodach reality show, podzielonych na sześć różnych odcinków-wyścigów. Odblokowując kolejne tryby rozgrywki oraz trasy, zwiększamy też liczbę dostępnych opcji w trybie Quick Race. Oprócz tego mamy do swej dyspozycji tryb multiplayer online (niestety nie mogłem go przetestować) oraz Split Screen. W tym ostatnim trybie Split/Second: Velocity jest jak najbardziej „user friendly”, gdyż tylko od nas zależy, czy podzielimy sobie ekran w pionie, czy w poziomie, za co ekipie deweloperskiej należy się duży plus.

Niemożność przetestowania rozgrywki dla wielu graczy sprawiła, że muszę siłą rzeczy skupić się na swoich wrażeniach z singla. Oczywiście dużo lepiej byłoby sprawdzić zaimplementowane w grze rozwiązania w czasie zabawy z siedmioma żywymi przeciwnikami, jednak nawet tryb kariery, czy pojedyncze wyścigi potrafią dać nam przedsmak tego, co czeka na graczy podczas zabawy przez sieć.

Przede wszystkim mamy w Split/Second: Velocity sześć podstawowych typów zawodów:

  • Race – klasyczny wyścig, w którym o zwycięstwie decyduje miejsca, na którym dojedziemy do mety.
  • Elimination – Po kolei odpadają z wyścigu zawodnicy, którzy w danym momencie zamykają stawkę.
  • Detonator – Tu liczy się czas i przetrwanie. Musimy przejechać jak najszybciej trasę, jednocześnie unikając odpalanych przez skrypty pułapek.
  • Survival – pędzimy kanałami burzowymi walcząc z czasem i spadającymi z ciężarówek eksplodującymi beczkami.
  • Air Strike – Mając trzy życia, musimy unikać pocisków wystrzeliwanych przez krążący nad nami śmigłowiec.
  • Air Revenge – Podobnie, jak wyżej, z tym, że tym razem mamy możliwość „odgryzania” się wrażemu śmigłowcowi.

Co najważniejsze, każdy z tych trybów jest niezwykle dynamiczny i szybki, choć dwa ostatnie – potencjalnie najciekawsze – akurat mnie najmniej przypadły do gustu. Czas jednak opowiedzieć o najważniejszych zasadach panujących podczas wyścigów. Po pierwsze bowiem, największą frajdę w Split/Second: Velocity sprawia nie tylko samo ściganie się, ale eliminacja przeciwników. Dokonujemy tego jednak nie strzelając do nich z zamontowanych działek, czy wypychając z trasy – choć to jest możliwe – ale wykorzystując przygotowane przez twórców „niespodzianki’.

Don’t underestimate the Power Play

Driftując lub draftując podczas jazdy, zapełniamy trzy segmenty specjalnego paska, które po wypełnieniu pozwalają nam na wykorzystanie specjalnych „mocy”, nazwanych tu Power Play. Te podzielone są na dwie grupy. Mniej spektakularnych używać możemy zazwyczaj już po kilku sekundach wyścigu, jednak mają one najczęściej dość ograniczony zasięg działania. Miejscowy ostrzał ze śmigłowca, spadający na trasę wrak samochodu, przesuwająca się w poprzek drogi koparka – oto kilka przykładów takich niespodzianek w Split/Second: Velocity.

O wiele ciekawiej i efektowniej prezentują się moce, które odpalimy po załadowaniu wszystkich trzech segmentów. Potrafią one nie tylko wyeliminować kilku przeciwników na sporym obszarze, ale – co nie mniej istotne – często zupełnie zmienić oblicze trasy. Przesuwający się kadłub wielkiego statku, zerwany most, czy pęknięta estakada sprawiają, że przy kolejnym okrążeniu musimy pamiętać o tym, że trasa wyścigu uległa często sporej zmianie.

GramTV przedstawia:

Oczywiście dostęp do tych samych możliwości mają również nasi przeciwnicy, którzy nie raz z nich skorzystają. Walczy się w Split/Second: Velocity dosłownie do ostatniego metra, a napięcie i adrenalina towarzyszą nam aż do chwili wyświetlenia wyników wyścigu. Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, mądrze wykorzystany Power Play może w ciągu kilku sekund przesunąć nas z ogona stawki w jej środek, a chwila dekoncentracji przed metą może nas kosztować utratę pierwszego miejsca. Co jednak najważniejsze, nie zauważyłem, żeby przeciwnicy zbyt mocno „oszukiwali”. Mówiąc krótko, jeśli stracimy do peletonu więcej niż kilka sekund, nasze szanse na jego dogonienie są naprawdę małe – nie zwolni on, jak w innych grach. Podobnie wyrobienie sobie sporej przewagi zapewni nam kilkaset metrów w miarę spokojnej jazdy. To bardzo cenne, bo ci z przodu zazwyczaj mają najtrudniej.

Moje obawy, że otrzaskanie się z trasami i obecnymi na nich zestawami pułapek przyniesie szybkie znudzenie były nieuzasadnione. Owszem, po trzecim okrążeniu zazwyczaj większość z nich jest już odpalona (część jest jednorazowa!), a my wiemy czego się spodziewać, jednak system napełniania paska „mocy” został na tyle dobrze zbalansowany, że nie mamy tu efektu spamowania nimi. Sprawia to, że spuszczona nam na głowę po kilkunastu sekundach spokoju niespodzianka wywołuje odpowiedni efekt, a my sami zaczynamy po kilku wyścigach myśleć „taktycznie”.

I to właśnie jest w Split/Second: Velocity moim zdaniem najlepsze. Gra, mimo arcade’owego charakteru, wymaga nie tylko doskonałego refleksu, ale i myślenia. Podejmowane w ułamkach sekund decyzje o użyciu pułapek mogą bowiem zaszkodzić nie tylko rywalom, ale i nam. Mimo całkowicie niezobowiązującego charakteru, gra potrafi naprawdę mocno zaangażować. To jedna z tych pozycji, przy których balansujemy całym ciałem na zakrętach i często głośno wyrażamy swój emocjonalny stosunek do przeciwników.

Szybcy i wściekli

Samochodów jest całkiem sporo i choć nie mamy możliwości ich ulepszania (jedynie zmianę koloru), w żaden sposób to nie przeszkadza. Podobnie jak fakt, iż są one jedynie tworami wyobraźni deweloperów. Oczywiście kolejne wozy odblokowują się wraz z postępami w grze i mniej więcej od piątego epizodu mamy już dostęp do naprawdę szybkich maszyn. Split/Second: Velocity, to tytuł, w którym ekscytująca byłaby nawet jazda wózkami sklepowymi. Szkoda tylko, że w grze nie ma nawet namiastki ekonomii, to praktycznie zawsze dodatkowo mobilizuje nas do osiągania lepszych wyników. Coraz ciekawsze robią się też z czasem trasy – więcej na nich zmyślnych pułapek, uruchamianych przez nas skrótów, czy nawet możliwości zmiany ich przebiegu.

Grafika nie powala może szczegółowością, czy niesamowitymi teksturami, jednak w tym przypadku... nie ma to po prostu znaczenia. Jest za to idealnie dobrana do charakteru rozgrywki – rozkrzyczana, efektowna, bawiąca się kolorami i światłem. W chwilach, kiedy dokoła nas wszystko eksploduje, a potężne elementy scenerii walą się na nasz rozpędzony bolid, szybko przestajemy zwracać uwagę na różne drobne niedociągnięcia. Podobnie jest z dźwiękiem – eksplozje, czy ryk silników po prostu zagrały odpowiednio. Natomiast muzykę w Split/Second: Velocity przyciszyłem dość szybko, bo choć dynamiczna, bardziej mi przeszkadzała, niż mobilizowała. Rzecz gustu.

Przez kilka godzin obcowania z grą nie dostrzegłem zbyt wielu poważnych błędów. Największą niedogodnością był chyba dość długi czas ładownia nie tylko tras, ale również głównego menu poszczególnych epizodów. Zaznaczam jednak, że dotyczyło to wersji uruchamianej z płyty- nie wiem, jak jest w przypadku instalacji całości na dysku konsoli. Zdarzały się też momenty, kiedy dość wyraźnie było widać powolne ładowanie niektórych tekstur, co dało się zaobserwować zazwyczaj na starcie. Bardzo sporadycznie psikusy płatała też fizyka, szczególnie w chwilach, gdy nasz samochód ulegał zniszczeniu.

Po pierwszym kontakcie ze Split/Second: Velocity, mogę powiedzieć tylko jedno: na pewno chcę więcej. Możliwe, że po dłuższym obcowaniu gra nie będzie już tak niesamowicie wciągać, jednak pierwsze kilka godzin zapamiętałem, jako czas wypełniony kolejnymi przypływami adrenaliny i masą naprawdę dobrej zabawy. Split/Second: Velocity jest proste, zręcznościowe, arcade’owe i efekciarskie, ale diabelnie grywalne. A dynamiki może mu pozazdrościć większość ścigałek. Pozostaje mi chyba tylko czekać na ostateczną wersję review i tryb multiplayer.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!