Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction to nie tylko niezła strzelanka dla singli, ale również znakomita w trybie multi. W boju przetestowali ją dla Was agenci Archer (Mastermind) i Kestrel (Lucas The Great). Oto relacja.
Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction to nie tylko niezła strzelanka dla singli, ale również znakomita w trybie multi. W boju przetestowali ją dla Was agenci Archer (Mastermind) i Kestrel (Lucas The Great). Oto relacja.
Ho, ho, ho! Nie spodziewałem się! W życiu nie przypuszczałem, że Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction będzie w multi grą tak klimatyczną i znakomitą. Powiem wam jedno. Po wspólnych działaniach z Lucasem zapominam o trybie single. Multi rządzi! A najważniejsza informacja jest taka, że rewelacyjnie oddaje ona klimat pierwszych skradanek z udziałem Sama Fishera.
W multi oczywiście Fishera nie ujrzymy. Bohaterami tej części Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction są dwaj agenci: związany z Third Echelonem Archer oraz pracujący dla rosyjskiego „Kruka” (arcytajnego wydziału rosyjskich zagranicznych specsłużb) Kestrel. Agenci w czasie zabawy porozumiewają się i komunikują, informując chociażby o poczynaniach w grze, czy eliminowaniu przeciwników. Nie szczędzą też sobie uszczypliwości. Już to tworzy fajny nastrój. Ale nie tylko.
Zabrzmi to może jak truizm, ale w multi Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction gra się tak wspaniale, dlatego, że gra się we dwóch. Zrozumcie mnie jednak dobrze. To gra wprost stworzona do kooperacji (choć są i inne tryby o czym potem). Dlaczego? Wszak chyba każdy z nas w dzieciństwie chciał bawić się w jakiegoś Bonda, czy innego tajnego agenta. Dzisiaj jest to możliwe, a spokojne, miarowe, przemyślane skradanie we dwóch, jest o niebo ciekawsze niż w samotności.
Dodać trzeba koniecznie do tego fakt, że graliśmy z komunikacją głosową. Zewnętrzna (Skype) działała świetnie i wszelkie wydarzenie i akcje można było omawiać i planować. Wyobraźcie sobie taką scenę. W jednej z misji, konkretnie w rosyjskiej ambasadzie, nie można było strzelać, aby nie robić zamętu. Widzimy dwóch strażników. Spacerują sobie na małej antresoli. Skradamy się w tamtym kierunku, wspinamy na górę i wisimy w pozycji każdy pod „swoim” strażnikiem. Na „raz, dwa, trzy” wciskamy klawisze akcji i jednocześnie załatwiamy dwóch gostków. Cicho, bezszelestnie, spektakularnie. I to właśnie w multi Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction jest znakomite.
Partnerzy mogą się również wspierać w sytuacji zagrożenia. Jeśli jeden leży ranny, można wyleczyć go w ograniczonym czasie. Co ciekawe, ten umierający ma jeszcze na tyle sił, by usiąść i się ostrzeliwać. Wprawdzie możliwości ruchu są wówczas ograniczone, ale można wspierać tego, który spieszy z ratunkiem. Można także starać się obezwładnić przeciwnika, który chwycił partnera. Chwycony może z kolei próbować się wyrywać, co ułatwi owo obezwładnienie. To znowu taka swoista pomoc, ale co ciekawe inicjowana przez obu graczy jednocześnie. Innym typem współdziałania jest, już bardziej zautomatyzowane, otwieranie niektórych drzwi lub włazów.
GramTV przedstawia:
Chodzą cicho i w mroku jak koty
Nie można zbytnie narzekać na inteligencje wirtualnych wrogów. Mają oni wprawdzie ustalone marszruty, ale gdy znajdą trupa kolegi, momentalnie podnoszą alarm. Wtedy zlatuje się spora gromadka, którą wykończyć jest dosyć trudno. Przy okazji trzeba dodać, że podobnie jak w singlu, jako tako sprawdzają się bronie maszynowe, ale odbierają sporo uroku tej grze. Kto chce grać w Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction jak w skradankę, może to robić również w multi. I tak jest po prostu fajniej.
Wzorem trybu single w multi również możemy udoskonalać bronie i stosować wszystkie udogodnienia gry. Mam na myśli tryb Mark&Execute (we dwóch mamy łącznie sześć strzałów!) oraz ostatnią znaną pozycję. Niewątpliwym sprzymierzeńcem jest dla nas także mrok, więc eliminacja wszelkich źródeł światła jest jak najbardziej wskazana. Autorzy przyłożyli się także do projektowania plansz. Każda ma kilka różnych dróg, którymi śmiga się do celu. Dzięki temu po jakiejś nieudanej akcji można zbadać alternatywny sposób podejścia, co nie nudzi.
Producent przewidział również, że w multi będzie można odblokowywać sobie specjalne mundury i bronie. Przynajmniej na tym etapie były to rzeczy darmowe, które odblokowywało się z poziomu menu (Ekskluzywna zawartość). Taki np. karabin szturmowy Famas G2 , miny zbliżeniowe, czy nowy mundur to sympatyczne dodatki. Czy komuś z Ubisoftu przyjdzie do głowy pomysł, aby za nie płacić? Możliwość wpisywania jakiegoś kodu na to by wskazywała.
A skoro już jesteśmy przy Ubisofcie, to trzeba wspomnieć również o największym mankamencie, który dosłownie dobił nas podczas testów. Nóż w kieszenie się otwiera, żółć wylewa się do wątroby, kiedy ktoś coś poprawia i przy okazji psuje coś innego. O co chodzi? Ano o to, że początkowo Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction w trybie multi śmigał jak złoto. I co się stało? Ano Ubisoft zaaplikował poprawkę, która pobrała się samoczynnie. Po jej implementacji niemożliwe stało się granie w multi. Połączenie było zrywane, albo wcale nie dało się go nawiązać. Rozumiem, że to pewnie wypadek przy pracy, że pewnie szybko to naprawią. Sami jednak rozumiecie, jak narasta w takim momencie frustracja.
Na zakończenie dwa zdania o trybach. Oprócz kampanii (cztery rozbudowane misje) są jeszcze: Łowca (dwójkowa likwidacja przeciwników), Ostatni bastion (partnerzy bronią generatora EMP przed nadciągającymi falami wrogów) oraz Konfrontacja (tu gra się przeciwko drugiemu agentowi i przeciwko żołnierzom starowanym przez kompa. Łącznie do zabawy oddano siedem map w różnych konfiguracjach (tzn. różnie w każdym trybie). Finalna ocena trybu multi w Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction jest wysoka, bo inna być nie może. Pomijając problemy z patchem i serwerem (mam nadzieję, że będą szybko usunięte) wypada grę jedynie polecić. Co niniejszym czynię.
9,3
Tryb multi równie dobry jak single, a nawet ciut lepszy. Klimat rządzi!