Na szczęście dzisiaj jego plan będzie nieco inny. Czy lepszy? Ciężko powiedzieć – ma dzisiaj zająć się dzieciakami, które przybyły do Doliny Przygotowań aby zobaczyć, jak wygląda szkolenie magów. Z jednej strony Sylvar był nieco zniechęcony wizją sprawowania pieczy nad grupką małych istot, których jedynym celem wydawał się chaos. Z drugiej jednak – ileż można nosić te cholerne księgi?
Normalnie polana pomiędzy dwiema bibliotekami była zajęta przez ślimaki, teraz jednak oślizgłe stworzenia zniknęły. Przynajmniej te, którym udało się w porę uciec. Trzy sztuki nie wykazały się wystarczającym refleksem, więc były teraz bezlitośnie traktowane jako rumaki wożąc na swojej skorupie nawet po kilka elfickich dzieciaków jednocześnie. Reszta dziatwy biegała wokół ignorując wołania ich opiekunki.
- "Wystarczy im dać jeszcze do ręki papier toaletowy i pochodnie, a wyglądałoby to jak więzienne zamieszki..." – pomyślał Sylvar.
Elf wiedział, że na zapanowanie nad tą bezwładną masą będzie miał tylko jedną szansę. Jedną jedyną. Dzieciaki nie mogą wyczuć jego strachu. Jedna oznaka słabości i koniec. Jeżeli potknie się, być może nawet stanie się kolejnym wierzchowcem w ich improwizowanej ślimakowej stadninie. Asertywność nigdy nie była jego mocną stroną.
Tymczasem te małe nadpobudliwe stworzenia nadal biegały to w lewo to prawo. Chłopcy ciągnęli dziewczyny za ich długie uszy, doprowadzając je do płaczu. Hałas okrzyków już dawno wypłoszył z okolicy zwierzęta oraz magów pogrążonych w lekturze pergaminów.
Nagle, niebieska błyskawica z hukiem przecięła powietrze nad polaną aby uderzyć w ścianę doliny i pozostawić po sobie nadtopioną skałę. Wokół zapanowała cisza, a małe elfy z otwartymi od wrażenia ustami przeskakiwały wzrokiem to na skałę to na Sylvara.
Na smukłej twarzy maga pojawił się delikatny uśmiech. Wiedział już, że właśnie spacyfikował dziatwę.
"Chcecie wiedzieć jak to zrobiłem?"
Nie usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego kilkadziesiąt mały główek zaczął podnosić się i opadać.
- "W takim razie chodźcie bliżej i siądźcie wokół. Opowiem wam to, czego uczy się na początku każdy mag. Zupełnie jakbyście zaczęli czarodziejski trening. Musicie jednak być cicho".
- "Potem też będziemy mogli strzelać piorunami?" – spytał rudowłosy chłopiec. - "Nie, na to potrzeba ponad roku wytężonych treningów. Ale za to będziecie mogli pochwalić się tytułem studentów magii! Pasuje?".
Morze malutkich główek znów zafalowało wyrażając aprobatę.
- "Dobrze. Aby zostać magiem, musicie najpierw wiedzieć, skąd wzięła się magia. Aby jednak była magia, musiał najpierw powstać świat. Jak mawiają mędrcy, "jeżeli chcesz zrobić ciasto od podstaw, najpierw musisz stworzyć wszechświat". Nie wiem, czy bóg Ayvenas miał akurat apetyt na ciasto, ale wiemy, że stworzył on wszystko to, co nas otacza. Uczynił to zapisując karty księgi zwanej "Taborea".
Najpierw opisał on rośliny. Piękne kwiaty oraz majestatyczne drzewa, które pokrywały cały horyzont, więc gdzie tylko byś spojrzał, tam widziałbyś nieskończoną zieleń. Ayvenas postanowił wówczas, że rośliny wymagają jeszcze dwóch dodatków – nieba (pełnego gwiazd) oraz wiatru, który delikatnie bawiłby się liśćmi. Wszystko wokół naszego stwórcy było piękne i cieszyło oko. Ayvenas przez długi czas przechadzał się pomiędzy swoimi kreacjami, napawając się ich widokiem. W pewnym jednak momencie doszedł on do wniosku, że chciałby on tę radość i dumę ze swojego dzieła dzielić z kimś jeszcze. Dlatego też wziął grudkę gliny..." – mówiąc to, Sylvar sam sięgnął po garść wilgotnej ziemi – "...i ulepił z niej pierwsze żywe stworzenia".
Sylvar starał się jak tylko mógł najpierw ulepić z błota elfa, ale z każdą próbą jego oczekiwania malały. Po chwili postawił na niedźwiedzia, potem ptaka, a gdy już poczuł rumieniec zakłopotania przed maluchami powstający na jego polikach, ulepił "robaka", czyli zwykłą kulkę. Szybko też wrócił do opowiadania swojej historyjki, aby nie pozwolić dzieciakom na zauważenie jego kompromitacji.
- "Jednak pierwsze istoty były bardzo słabe. Byle co mogło je zabić lub skrzywdzić. Ayvenas widział o tym, dlatego umieścił w Taborei kopie samego siebie (zwanych Boskimi Posłańcami), a które miały pełnić funkcje mentorów uczących stworzenia samodzielnego życia. Stworzenia podzieliły się na grupy według wzajemnego podobieństwa. Wszyscy żyli w harmonii i równowadze. Ale do czasu...".
Małe elfie oczka były teraz wpatrzone w Sylvara. Dzieciaki łyknęły przynętę i zaciekawione czekały na dalszy ciąg opowiadania. Elf postanowił nie wybijać ich z transu i kontynuował:
- "Albowiem w pewnym momencie w głowie boga Ayvenasa pojawiła się myśl. Co, gdyby Taborea nie była idealna? Co by się stało, gdybym wprowadził tutaj chaos? Za chwilę jednak przeraził się swojego pomysłu i postanowił nie realizować go. Niestety, było już za późno. Na kartach Taborei pojawiły się zapiski o braku idealnej równowagi".
Sylvar pochylił się wówczas w stronę dzieciaków i złowrogo wyszeptał: "I świat zaczął się psuć". Odrobina gry aktorskiej wyraźnie spodobała się małym słuchaczom, bo same również pochyliły się, aby lepiej usłyszeć te słowa.
- "Część istot postanowiło żyć nadal w harmonii – uprawiali oni ziemię i pomagali sobie nawzajem. Inni zdecydowali zejść na złą drogę, kradnąc i krzywdząc innych. To zepsucie dosięgło również Boskich Strażników".
- "Czy oni też krzywdzili elfy?" – przerwała opowieść wyraźnie zaniepokojona dziewczynka z kwiatem lotosu wetkniętym pomiędzy jej warkoczyki.
- "Nie, to wciąż byli Boscy Strażnicy, ale ich dzieła – na przykład smoki – niestety czasami krzywdziły innych" – wyjaśnił Sylvar.
- "Dlaczego Avynas nie zareagował? Dlaczego nie pomógł swoim dzieciom?" – padło pytanie gdzieś z tyłu grupy.
- "Nie wiemy tego. Wiadomo tylko, że gdy Avynas zauważył, co się dzieje z jego światem, postanowił on nie wpływać już na losy stworzeń. W złości na swoją porażkę wyrwał on karty z Taborei dotyczące przyszłości i rozrzucił je na wszystkie strony świata" – Sylvar zobrazował gest wyrzucając energicznie ręce do góry. Dzieciaki wciąż słuchały jak zahipnotyzowane.
- "Początkowo istoty nie rozumiały, co się stało. Bały się. Jednak z czasem pojęły co zaszło i pogodziły się z decyzją Avynasa. Bóg rozkazał swoim strażnikom wycofać się i pozostawić żywe stworzenia sobie samym. Po ich odejściu część z nich wierzyła, że jeżeli uda się im zebrać rozrzucone strony Taborei, będą oni mogli przewidzieć przyszłość lub nawet wpłynąć na nią. Poszukiwania kart trwały.
Czas płynął, a wraz z nim rosła nasza wiedza o magicznych runach. Najlepsi w sztuce panowania nad ich mocą byli ludzie. Dzięki temu powstały wspaniałe cywilizacje. Z wielką mocą przychodzi jednak również wielka odpowiedzialność. Co smutne, ludzie nie wykazali się niestety tak wspaniałą cechą. Ich chciwość i pycha wzięły górę nad ich charakterami i popchnęły ich do szalonego kroku – rzucenia wyzwania smokom i żywiołom. Tak oto zaczęła się trwająca cały wiek okrutna Wojna Balanzasara. Ludziom udało się uwięzić część smoków, lecz te były zbyt potężne, aby tak łatwo dały się okiełznać. Dlatego wyrwały się one z niewoli". - "Czy gniewały się?" – znów głos zabrała ruda elfka.
- "Oj gniewały się i to bardzo" – zapewnił ją Sylvar – "Miały za złe ludziom to, jak zostały potraktowane. Dlatego po swojej ucieczce zniszczyły niemal całą powierzchnię świata i skrzywdziły wiele osób. Gdy już dokonały zemsty, udały się do innych wymiarów. Za sobą zostawiły tylko zgliszcza oraz nieliczne grupy istot, które pełne wzajemnych pretensji zaczęły walczyć ze sobą. Wówczas królami zostali ci, którzy znali runy i dzięki nim zmienili oni swoje ciała" – Elf znów ściszył swój głos, zupełnie jakby nie chciał, aby postacie o których mówi usłyszały jego słowa. – "Z ich rąk wyrastały kolce, skóra pokryła łuskami, a na głowach wyrosły rogi. Stali się..." – Sylvar zawiesił głos, zupełnie jakby chciał wypowiedzieć coś, co nie powinno być wypowiadane.
- "...demonami" – gra maga opłaciła się, bowiem dzieciaki głośno westchnęły ze zdumienia. Każde z nich słyszało już o demonach, bowiem były to ulubione narzędzia nianiek do grożenia niesfornym dzieciakom. Młode elfy nie raz, nie dwa słyszały, że jeżeli zjedzą ciasto, to zostaną porwane nocą przez te potwory.
- "Dzięki swojemu poświęceniu, demony uzyskały ogromną moc. Jednak wraz z mocą nabyły one pogardy dla swoich poddanych. Nie liczyli się oni z ludzkim życiem, co doprowadziło do wzajemnej nienawiści. Wreszcie zwykli obywatele postanowili ich obalić. W tym celu stworzyli oni specjalne portale, do których zwabili demony. Gdy już większość z tych potworów została złapana, portale zostały zapieczętowane na zawsze".
- "Czyli nie wszystkie demony zostały wygnane?" – zapytały jednocześnie i z trwogą w głosie bliźnięta siedzące po prawej. Normalnie ich koledzy naśmiewali się, gdy identyczne jak dwie krople wody elfy odzywały się w tym samym momencie, ale tym razem w grę wchodziły straszne demony, więc cisza jedynie pogłębiła się. Wszyscy czekali na odpowiedź Sylvara.
- "Nie, nie wszystkie. Te co przetrwały były ścigane. Niektóre z tych kreatur udało się złapać i zabić, ale część z nich uciekła i skryła się w mroku. Dopiero wtedy ludzkość mogła odetchnąć z ulgą i pozbierać się po tak trudnych chwilach. Nadal żyli oni jednak w strachu przed bezlitosnymi demonami. Dlatego też powstał plan zbudowania wielkich posągów, które nie tylko posiadały moc porównywalną ze smokami, ale również były w stanie podejmować samodzielnie decyzje. Ludzie określali ich mianem "Strażników".
Samodzielność Strażników nie wyszła jednak naszej cywilizacji na dobre. Widząc naszą niedoskonałość, postanowili oni zniszczyć własnych stwórców. Wszystkie królestwa na powrót zapłonęły. Ratunek przyszedł znikąd. System namierzania Strażników przestał po prostu działać i posągi zapadły w sen" – gdy kończył zdanie, Sylvar zauważył, że jego dotychczas spokojni słuchacze zaczęli się wiercić. Wiedział więc, że nie ma wiele czasu na dokończenie tej historii.
- "Tereny Pradawnych Królestw zostały zniszczone przez Strażników, więc ocalali z masakry udali się na jedyny nienaruszony podczas ataku kawałek lądu. Tą krainą był kontynent Kolydia. To tutaj cywilizacja krok po kroku odbudowywała się. Wiedza o runach była stracona, więc ludzkość powierzyła swój los w rękach technologii. Dzięki niej możemy z taką łatwością podróżować latającymi statkami czy łodziami. Oczywiście nadal studiujemy i badamy runy, co umożliwia nam operowanie czarami. To właśnie tym zajmujemy się tutaj, w Dolinie Przygotowań...".
Gdy elf skończył swoją opowieść, przed nim rozciągał się widok, o którym marzył. Wszystkie małe elfy potulnie zasnęły. Nie biegały, nie krzyczały, nie męczyły ślimaków. Po prostu spały.
Zadowolony ze swojego osiągnięcia mag wstał delikatnie z pieńka na którym siedział i delikatnie na palcach zaczął kierować się w stronę uroczej opiekunki dzieciaków, która wyraźnie była pod wrażeniem wyczynu Sylvara. Zrobił już trzy kroki, gdy nagle z pobliskiej altany do ćwiczeń magii dobiegł grzmot błyskawicy. Gwałtownie odwrócił się. W altanie widać było osmolonego na twarzy i zdezorientowanego studenta magii. Po prawej natomiast... obudzone hałasem brzdące przecierały oczy ze śpiochów. Niektóre zdążyły nawet już siąść na ślimakach...
Akcja promocyjna Tydzień z Runes of Magic jest organizowana wspólnie przez wydawcę gry, firmę Frogster, oraz portal gram.pl.