Ostatni dzień tygodnia ze Splinter Cell: Blacklist postanowiliśmy przeznaczyć na relację z samego centrum akcji, czyli opis kooperacyjnej misji krok po kroku.
Ostatni dzień tygodnia ze Splinter Cell: Blacklist postanowiliśmy przeznaczyć na relację z samego centrum akcji, czyli opis kooperacyjnej misji krok po kroku.
Sam: Grim ma dla nas zadanie. Banda zbirów wykorzystuje fort na środku kanału La Manche do niecnych celów. To zbiry, ale całkiem nieźle zorganizowane. Mają technologię, mają ludzi, mają za sobą nie najgorsze wyszkolenie. Musimy sprawdzić co knują. Misja jest prosta jak konstrukcja cepa - włamać się do trzech źródeł danych, przechwycić informacje i się stamtąd ewakuować. Jest tylko jeden szkopuł: trzeba to zrobić po cichu. Jeśli dowiedzą się o naszych odwiedzinach, dane szybko stracą na znaczeniu. Nie mówiąc już o tym, że Stany Zjednoczone nigdy się do naszej obecności na miejscu nie przyznają. Dzień jak co dzień.
Isaac Briggs: Czyli prościzna - nie takie wyzwania mamy oboje na koncie. Sam to już dziadek, ale doświadczony, do tego świetny organizator. To on przed misją długo pochyla się nad mapą dopracowując każdy szczegół, dzięki czemu nie ma później żadnych niespodzianek. Dzięki temu mam czas na pośpiewanie pod prysznicem oraz kilka ostatnich papierosów. To zresztą przypomina mi jedną z akcji w CIA, gdy wraz z całym oddziałem lądowaliśmy ciemną nocą w... ale tak właściwie, to chyba nie powinienem Wam o tym opowiadać.
Sam: Zaczynamy na pomoście przed wejściem do fortu. Jest ciemno. Chociaż tyle dobrego. Okolice patroluje dwóch strażników, więc od razu schodzimy z Briggsem pod pomost i rozdzielamy się. Ja przekradam się naokoło zwisając poniżej barierki. Punkt ewakuacji jest w tym samym miejscu, więc dochodzimy do wniosku, że lepiej pozbyć się ich od razu.
Isaac Briggs: Wyczekuję na nadejście strażnika schowany za drewnianymi skrzyniami. Pomost jęczy przeciągle - fale wzburzonego oceanu nie dają nam chwili spokoju. Sam się nie przyzna, wiem to doskonale, ale na pełnym morzu nigdy nie czuł się najlepiej. Jego twarz nabrała lekko zielonkawego koloru podczas podróży motorówką. Nic więc dziwnego, że to on na ochotnika wyrwał się do przodu by obejść strażników naokoło, skradając się pod mostem. W razie czego, gdyby musiał upuścić trochę wezbranych w nim emocji, nie będę o tym wiedział, przez co nie narazi się na śmiech chłopaków w Paladynie. Kurcze, a obiecałem sobie na czymś go przyłapać na następnej misji... Słyszę, że wróg znajduje się już tylko o kilka kroków ode mnie. W odpowiednim momencie wyskakuję i szybkim piruetem podcinam go, trzymając jednocześnie za usta, by był jak najciszej. Po chwili odpływa.Sam: Słyszę jęki jednego ze strażników, Briggs nie próżnuje. Wskakuje na górę i pozbywam się "mojego". Zostawione na widoku ciała mogą narobić problemów, ale hej, jesteśmy na środku kanału La Manche, wyrzucamy ich za barierki. Czas wejść do środka.
Isaac Briggs: Tak tak, rybki lubią pływać, ale nasi przeciwnicy ewidentnie okazali się ssakami - żaden z nich nie rozłożył przyjaźnie płetw w kontakcie z wodą, ale cóż, taka cena światowego bezpieczeństwa. Niech już lepiej reszta myśli, że ci dwaj popłynęli na ląd po zakupy niż byli świadomi faktu, że ich bazę plądruje właśnie Czwarty Eszelon. To mogłoby zakończyć fiaskiem nasze zadanie.
Sam: Idziemy po schodach i przegrupowujemy się pod drzwiami. Zaglądam kamerką pod próg. Czysto. Niecierpliwy Briggs otwiera drzwi. Czasami mam dość tego małolata. Briggs zagląda pod kolejne drzwi. Wygląda na to, że czysto. A jednak nie, durny kundel. Briggs pozbywa się Azora i możemy ruszać dalej. Stosunkowo po cichu dostajemy się do pomieszczenia z pierwszym routerem do zhakowania. Ja z jednej strony, Briggs z drugiej.
Isaac Briggs: Pokój na piętrze był naszym pierwszym celem. Sam miał tutaj wkraść się do modemu czy innego takiego urządzonka - nie wiem nawet, to on jest zagorzałym fanem elektroniki, ja tam preferuję prostsze i skuteczniejsze rozwiązania. By się do niego dostać wykorzystaliśmy system wentylacji i wkradliśmy się po rurach z dwóch przeciwległych stron. Szybki rzut oka i wszystko jasne, dwóch przeciwników kontra dwóch agentów. To będzie szybka rozgrywka. Melduję Samowi gotowość i czekam na jego sygnał do działania. Oto jest - krótkie gwizdnięcie. Wpadam do środka kątem oka widząc jak Sam dobiera się już do skóry pierwszego z delikwentów i biegnę w stronę "mojego". Po chwili jest po wszystkim, a Sam hakuje urządzenie. Możemy ruszać dalej.
Sam: Otwieramy podwójne, zaryglowane drzwi. Na spółkę. Samemu nie dałbym rady. To dobry moment, żeby się rozdzielić. Zostały dwa punkty do zhakowania, a potem po cichu się stąd wynosimy. Najpierw jednak przekradamy się przez pomieszczenie z kamerami i laserami, po drodze hakując laptopa. Nigdy nie można mieć za dużo danych. Wychodzimy na dziedziniec, gdzie definitywnie idziemy w swoje strony. Mój cel jest gdzieś na górze, w okolicach latarni morskiej. Briggs ma gorzej. Sygnał na radarze dochodzi gdzieś z głębi fortu. A to pech.Isaac Briggs: Jakoś tak zupełnie przypadeczkiem, mi w udziale przyszło poszukać tego bardziej skrytego celu naszej misji. Jego sygnał dochodził dokładnie ze środka kompleksu, nie ryzykowałem jednak wkradania się przez okna na dachu. Pamiętam, że zdjęcia satelitarne ujawniły okna z prawej strony budynku - przekradam się w tamtą stronę rozglądając się na boki. Jeżeli będę miał trochę szczęścia przedostanę się do tamtego pokoju niezauważony. Oho - strażnik nadchodzi. Czas się schować i chwilę poczekać.
Sam: Wchodzę po schodkach na górę i przylegam do ściany za jednym z budynków. Widzę wieżę z latarnią morską oraz terminalem do zhakowania i małym bonusem - poszukiwany zbir patroluje teren. Są ludzie, którzy sporo zapłacą za dostarczenie go żywcem. Nie będzie jednak zbyt łatwo. Na drodze stoi kamera ochrony. Wyczuwam dobry moment i sprintem przebiegam pod nią, gdy zerka w drugą stronę. Miło, że terroryści wciąż nalegają na przestarzałe kamery z podczepionymi latarkami. Inaczej byłoby krucho. Wskakuje na daszek, z którego jest już blisko do celu. Jeszcze jeden skok i oślepia mnie latarnia. Na szczęście sporo warty patafian był odwrócony. Zakradam się po cichu i zdecydowanie łapie jegomościa. Przez głowę przechodzi mi wyrzucenie go za barierki, ale Grim suszyłaby głowę przez tydzień. Mocny kopniak w tylne ścięgno nogi, podduszenie, związanie łotra i resztą nie muszę się martwić. Dostawa nie leży w mojej gestii. Na konto spływa pokaźna sumka. Będzie na nowe gogle. A może rękawice? Nieważne. Pomyślę na Paladynie.
Isaac Briggs: Odprowadzam wzrokiem strażnika i tuż po tym, gdy się odwraca, najszybciej jak się da podążam do krawędzi platformy do której przyczepiono drabinę. Schodzę nią i staję na altance niczym ze schodów przeciwpożarowych. Jak bosko mieć świetny widok na cały pokój. Podchodzę do jednego okna i okazuje się zamknięte. Na szczęście drugie jest uchylone - najciszej jak tylko się da wchodzę do środka i rozglądam się po pokoju. Lasery. Dużo laserów.
Sam: Na razie włamuję się do ich systemu komunikacyjnego. Rach-ciach i po krzyku. Briggs ma gorzej. W słuchawce słyszę "$%^&* lasery." Briggs nie lubi laserów. Powodzenia. Na mnie czas.
Isaac Briggs: Dwa poziome i cztery pionowe? Zabezpieczenia jak w skarbcu, a nie głupiej sypialni. Ale co tam, zbiry mają dziwne pomysły. Najważniejsze, że włożyłem ten dziwny kabelek w miejsce, w które mi kazali i uzyskałem dostęp do telefonu ich szefa. Od teraz wszystko co będzie robił za jego pomocą, zamelduje się na ekranie w naszym centrum dowodzenia. Sweet. Najlepsza część dnia? Wyłącznik światła ma obok siebie drugi przycisk. Wyłącza się nim te głupie lasery. Droga powrotna będzie o wiele łatwiejsza.Sam: Nie wracam tą samą drogą. Schodzę na dół, przekradam się na skraju dachu i opuszczam z krawędzi. Wygodnie rozłożone rynny i parapety prowadzą niemal pod same drzwi wejściowe. Opłaciło się pozbyć strażników na początku, nikt nie przeszkadza na pomoście i spokojnie dobiegam na jego koniec. Przycupnę za skrzyniami. Briggs powinien być tu lada moment. Choć z drugiej strony, "%$^&@ lasery". Może być różnie. Coś wdrapuje się po ścianie budynku. Ok, to chyba on. Musiał zapomnieć o wyrzuconych za barierkę koleżkach, bo jest przygarbiony i przeskakuje od jednej do drugiej osłony. Rusz się, nie mamy czasu. Czarna Lista na nas nie zaczeka.
To już wszystko, co przygotowaliśmy dla Was w ramach tygodnia ze Splinter Cell: Blacklist - mamy nadzieję, że podobały Wam się nasze teksty, a i w jakiś sposób urozmaiciliśmy Wasze oczekiwanie na premierę gry. Posiadaczom gry życzymy miłej zabawy, natomiast wszystkich, którzy jeszcze się wahają odsyłamy do naszej recenzji autorstwa Piotra Bajdy, w której wystawił on Blacklist wysoką notę w postaci 8.5.
Tydzień ze Splinter Cell: Blacklist jest wspólną akcją promocyjną firm Ubisoft Polska i gram.pl.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!