Płaczcie wy, którzy oczekiwaliście nowości. Radujcie się, którym wciąż mało. Albowiem Arkham Origins takie właśnie jest.
Płaczcie wy, którzy oczekiwaliście nowości. Radujcie się, którym wciąż mało. Albowiem Arkham Origins takie właśnie jest.
Z jednej strony praktycznie nie wnosi niczego do serii, z drugiej wciąż potrafi bawić. Jeśli więc nie przejadła wam się jeszcze stworzona przez Rocksteady formuła lub jesteście zdeklarowanymi fanami uniwersum, możecie z czystym sumieniem sięgnąć po grę stworzoną tym razem przez montrealski oddział Warner Bros. Poszukujący świeżości tym razem obejdą się smakiem.
Na szczęście nie oznacza to jednak, że Batman: Arkham Origins jest grą słabą. To kawał naprawdę solidnej i grywalnej roboty. Co więcej, mimo iż scenariuszowi brak jakichś spektakularnych, czy oszałamiających momentów, to jednak jakimś sposobem udało się Kanadyjczykom wykreować odpowiednio gęstą atmosferę. Praktycznie od samego początku rozgrywki miałem to najbardziej pożądane uczucie, że oto jestem w Gotham City, upadłym mieście, pełnym korupcji i zwalczających się gangów, w którym liczą się tylko dwie rzeczy. Siła i pieniądze. Jakoś umykało mi to w Arkham City, tutaj jednak to bagno wciągnęło mnie od samego początku. Może to zasługa śniegu? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że tak w Batmanie być powinno. I jest.
Sama fabuła jest w rzeczywistości, mimo kilku prób rozbujania dość przewidywalnymi woltami, wyjątkowo prosta. Choć początkowo mamy wrażenie, że wzorem poprzedniczki będziemy mieli do czynienia z kilkoma splatającymi się wątkami, szybko zostajemy sprowadzeni do parteru. Scenariusz i koncepcja nie są może złe, ale trudno pozbyć się wrażenia, że po raz kolejny głównym atutem są charakterystyczne, zapadające w pamięć i charyzmatyczne postacie wrogów. To one są filarami, na których opiera się cała konstrukcja. Czy to źle? Z jednej strony trochę szkoda, że twórcy scenariusza nie wysili się, zbyt często kopiując ograne pomysły. Z drugiej uniwersum Batmana ma moim zdaniem najlepszych Złych w historii masowego komiksu, więc takie ich wykorzystanie wydaje się być rzeczą całkiem naturalną. Miłośnicy świata docenią też zapewne kilka smaczków, jak choćby wprowadzenie do fabuły epizodycznych postaci drugoplanowych, które w przyszłości (Arkham Origins to prequel) odegrają ważne role w uniwersum Batmana.
Dodam tutaj jedynie - starając się unikać spoilerów - że trzonem całej historii są wydarzenia z jednej wigilijnej nocy, podczas której okazuje się, że nasz bohater stał się zwierzyną łowną w wielkim polowaniu. Wraz z nim powoli rozgryzamy mechanizmy stojące za tym wydarzeniem, jednocześnie starając się nie trafić na czyjąś ścianę z trofeami.
Konstrukcja szkieletu rozgrywki to sprawdzony i charakterystyczny dla tej serii podział na dwie kategorie działań. Nic nie stoi na przeszkodzie, by skupić się wyłącznie na głównym wątku i podążać jego śladem aż do zakończenia. Na średnim poziomie trudności da się w ten sposób ukończyć grę bez najmniejszego problemu, wykupując za zdobyte punkty tylko najważniejsze rozwinięcia. To zapewne dobra wiadomość dla wszystkich mających do czynienia z permanentnym brakiem czasu.
Druga warstwa to szeroki wachlarz wszelakich działań fakultatywnych, zazwyczaj zresztą wzorowanych na tym, czego doświadczyliśmy już w poprzednich częściach cyklu. Mamy więc do czynieniami z seriami aktywności opartych głównie na wykorzystaniu gadżetów. Każde z tychże działań jest powiązane z innym lokalnym łotrem, a rozwiązanie wszystkich w danej grupie pozwala nam oczywiście na rozprawienie się ze złym. Co przyjdzie nam robić? Od rzeczy banalnie prostych (znajdź i zniszcz wiszące przekaźniki), przez rozbrajanie bomb i zagadki Enigmy (tutaj dodam, że zdecydowanie wolałem zagwozdki od Riddlera), a skończywszy na zabawie w detektywa na miejscach zbrodni.
Każda z tych grup aktywności ma co prawda jakieś tło fabularne, jednak nie spodziewajcie się, że będzie ono rozbudowane na poziomie zadania pobocznego z gry fabularnej. Tym co bardzo mi się spodobało jest natomiast swoiste "ukrycie" kilku łotrów przed graczem. O ile o znakomitej większości działań dodatkowych dowiadujemy wraz z postępem fabuły, o tyle kilku dobrych znajomych spotkamy tylko dzięki własnemu zaangażowaniu w te nieobowiązkowe akcje. Bardzo podoba mi się taka właśnie forma nagradzania dociekliwych graczy.
Na koniec tej sekcji słów kilka o nowym, zmodyfikowanym trybie detektywistycznym. Widać tutaj wyraźną inspirację systemem wpływania na wspomnienia z Remember Me, bo największą nowością jest możliwość odtwarzania (do przodu i do tyłu) wychwyconego wcześniej zapisu akcji z miejsca zbrodni. W ten sposób, oglądając poszczególne scenki, odkrywamy kolejne elementy zagadki prowadzące nas do rozwiązania sprawy lub nawet nowych wątków. Całkiem to fajne i klimatyczne, choć wbrew moim oczekiwaniom mimo wszystko zbyt płytkie i pasywne.
Nowe-stare Gotham początkowo mnie zachwyciło. Zasypane śniegiem, upstrzone świątecznymi dekoracjami, ale niezmiennie masywne i ponure gmaszyska nadal robią wrażenie. Teraz do naszej dyspozycji otrzymujemy naprawdę duży teren, podzielony na dwie części zatoką i spięty długim monumentalnym mostem. Niestety, dosłownie potraktowane zejście na ziemię szybko popsuło to naprawdę dobre, pierwsze wrażenie. Ulice są bowiem martwe i całkowicie puste. Gdzieniegdzie trafimy jedynie na stojące w wyznaczonych przez skrypt miejscach grupki bandytów, czy policjantów, które oczywiście zaatakują nas zaraz po wykryciu. Zupełnie nie rozumiem też braku możliwości zaczepienia pazura w wielu miejscach. Sprawia to, że choć skakanie i szybowanie nad miastem daje dużo radości, to jednak zbyt często brakuje pełnej płynności.
Na początkowych etapach potrafi to bardzo frustrować, szczególnie kiedy nie mamy ochoty na zbyt dokładne zwiedzanie, podążając za znacznikami głównego zadania. Na szczęście zaimplementowano w Arkham Origins system szybkiej podróży, pozwalający przemieszczać się w między wybranymi punktami w każdej z kilku dzielnic. Problem w tym, że aby tego dokonać, należy wcześniej odnaleźć i wyłączyć w każdej z dzielnic nadajnik zakłócający pracę systemów nawigacyjnych Batwinga. Niemniej za sama ideę trzeba twórcom podziękować.
Podobnie jak w poprzednich grach nasz Gacek (nie dysponujący przecież żadnymi "mocami") swą silę czerpie z kilkunastu wyspecjalizowanych gadżetów. Schemat ich zdobywania jest zresztą identyczny - kilka podstawowych posiadamy już na starcie, reszta odblokowuje się wraz z postępem fabuły. Niewiele zmienił się też system rozwoju postaci, oparty na zdobywaniu punktów doświadczenia za każdą z wykonanych akcji i progach, których przekroczenie skutkuje przyznaniem punktów umiejętności. Te z kolei rozdysponowujemy na jednym z kilku drzewek, wzmacniając zarówno zdolności bojowe Batmana, jak i dodatkowe cechy posiadanych gadżetów. Sam system może się wydawać początkowo chaotyczny i nielogiczny, jednak szybko docenią go osoby, które mają zamiar skupić się wyłącznie na głównym wątku fabularnym.
Warto tutaj również wspomnieć o kilku dodatkowych bonusach i opcjach, które odblokować można jedynie po ukończeniu powiązanych tematycznie grup wyzwań. I tak na przykład batarang soniczny odblokujemy dopiero w momencie, gdy sprostamy trzeciemu (na szczęście prostemu) wyzwaniu w grupie akcji związanych z dyskretnym i cichym "wyłączaniem" przeciwników. Oczywiście nie będę zdradzał jakie nowe zabawki w grze odstaniemy, pochwalę natomiast twórców za zgrabne wykorzystanie ich w misjach fabularnych. Nie jest to może poziom trudności ze starych Tomb Raiderów, ale kilka razy będziemy musieli wykazać się niezłym refleksem, znajomością posiadanego "arsenału" i przynajmniej dobrą koordynacją.
Walka. Tutaj również nie znajdziemy zbyt wielu zmian. Sercem całej zabawy jest tak jak poprzednio odpowiednie wykorzystywanie trzech podstawowych akcji - ataku, kontry i uniku. Oczywiście z czasem dojdą do tego bardziej zaawansowane techniki oraz wykorzystanie niektórych gadżetów, choć tak naprawdę niemal każdą walkę da się wygrać stosując prostą taktykę atak-unik-atak-unik. I tak niemal do końca, z wyjątkiem potyczek z kilkoma typami wrogów, w przypadku których musimy zastosować odpowiednie techniki. Pod koniec gry otrzymamy też dwa najbardziej przydatne w walce gadżety, które zdecydowanie wzmocnią zarówno nasze możliwości defensywne, jak i ofensywne. Te ostatnie do tego stopnia, że nabijanie licznika do 50 punktów stanie się wręcz codziennością, jeśli tylko trafimy na odpowiednio liczne stadko czarnych owieczek. Nie oznacza to jednak, że walki z grupami normalnych przeciwników są łatwe. Wręcz przeciwnie, odniosłem bowiem wrażenie, że w Arkham Origins (szczególnie w drugiej połowie gry) zagęszczenie dysponujących specjalnymi cechami "sierżantów" - a więc i poziom trudności walk - jest znacznie większe, niż w grach poprzednich.
Nie zabraknie oczywiście w Arkham Origins pojedynków z bossami, choć tutaj także targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej bowiem strony mamy kilka naprawdę (moim zdaniem najlepiej w całej serii) zaaranżowanych potyczek, podzielonych na etapy, wymagających zmian taktyki, perfekcyjnego wyczucia czasu, czy stosowania bardziej zaawansowanych technik walki, a nawet wykorzystania środowiska gry. Niestety nie wszystkie trzymają ten sam poziom, trafimy też na jeden przypadek, który albo miał być przewrotnym (choć w rzeczywistości raczej smutnym) żartem twórców, albo też po prostu zabrakło im pomysłów. Co dziwi tym bardziej, że jednego odmówić walkom z bossami nie można - praktycznie każda z nich jest inna i dobrze "dopasowana" do charakteru danego superłotra.
Wspomniałem na początku o odpowiednio ciężkim klimacie gry, choć niektóre screeny zdają się temu zaprzeczać. Nie da się bowiem ukryć, że Arkham Origins jest zdecydowanie najbardziej rozświetloną i kolorową częścią cyklu. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to paradoksalnie, ale właśnie tak wygląda to w praktyce. Surowość samej opowieści zestawiona z takim Gotham, jakim powinno być od zawsze, kontrast między upadającym, zdewastowanym miastem, a kolorowymi ozdobami świątecznymi, przejścia z ciemnych kanałów do eklektycznych wnętrz - wszystko to o dziwo nie burzy klimatu. Klasą w samą w sobie jest natomiast reżyseria i aranżacja większości scen fabularnych, która w połączeniu z doskonałym w większości przypadków aktorstwem sprawia, że mają one często większego kopa, niż niejeden film o Gacku.
Mimo to muszę ponarzekać nieco na pewne aspekty oprawy wizualnej. Być może wynika to z faktu, że w obydwie poprzednie części grałem na pececie, ale odniosłem wrażenie, że pod względem technicznym jest to niestety najgorsza gra z serii. Pominę już kwestię tekstur, czy modeli (bo to przecież wina ograniczonych mocy przerobowych konsoli), ale częstych problemów z płynnością wyświetlanego obrazu wybaczyć już nie mogę. Szczególnie dokuczliwe jest to w chwilach, gdy prowadzimy rozgrywkę a w tle uruchamia się system automatycznego zapisu. Problemy zdarzają się również podczas szybkiego przemieszczania się po mieście, a po kilku godzinach zabawy byłem zmuszony do regularnego wyłączania poczciwej "czarnulki", której pamięć dostawała sporej czkawki, spowodowanej zapewne zalegającymi śmieciami.
Pochwała należy się natomiast ekipie lokalizacyjnej odpowiedzialnej za polskie (kinowe) tłumaczenie gry. Podczas naprawdę wielu rozmów, czy wysłuchiwania i czytania otrzymywanych przez radio komunikatów nie wychwyciłem ani jednego poważnego błędu. To jeden z najlepszych przykładów tłumaczenia, które nie jest ani zbyt "kreatywne", ani też boleśnie dosłowne. Bardzo dobry balans między dostosowaniem wypowiedzi do polskiego odbiorcy a wiernością oryginałowi. Oczywiście trafiło się kilka literówek, czy szkolnych wpadek, jednak na szczęście nie psują one pozytywnego odbioru całości.
I znów w podsumowaniu popsioczę trochę na cyfrowy system ocen. Dlatego, że dla fanów uniwersum, których nie zraża niemal stuprocentowa wtórność, Arkham Origins będzie solidnie wykonaną dawka tego samego co lubią najbardziej, zasługującą na przynajmniej mocną ósemkę. Rację będą jednak mieli wszyscy malkontenci, zarzucający grze eksploatowanie ogranych już schematów, nowości ograniczające się do kosmetyki, prostotę fabuły, problemy techniczne, czy dowolną z wymienionych w recenzji wad. Oni zapewne nie dadzą grze więcej niż sześc punktów. Ja natomiast, skoro matematyce musi się stać zadość, wyciągnę z tego średnią.
Bo gra jest dobra. Ale tylko tyle.
PS. W chwili ogrywania wersji prasowej były spore problemy z odpalaniem trybu multiplayer. Obiecujemy jednak jego przetestowanie i opisanie w najbliższym czasie.