Spóźnione adaptacje, dwuwymiarowe perełki, zmarnowany potencjał i gratka dla achievement whore, czyli różne oblicza Arnolda "T-800" Schwarzeneggera w świecie gier.
Spóźnione adaptacje, dwuwymiarowe perełki, zmarnowany potencjał i gratka dla achievement whore, czyli różne oblicza Arnolda "T-800" Schwarzeneggera w świecie gier.
Po premierze filmu z 1984 roku trudno było zakładać, że mechaniczny zabójca z przyszłości zostawi po sobie ogromny ślad w popkulturowej materii i doczeka się kolejnych produkcji ze swoim udziałem. 31 lat później jesteśmy świeżo po premierze Terminatora: Genisys. Filmu, który w przeciwieństwie do poprzednich części raczej nie doczeka się grywalnej adaptacji.
Warto bowiem pamiętać, że przed laty każdy z czterech filmów kinowych o Terminatorze doczekał się przynajmniej kilku gier wideo na licencji. Dodatkowo powstał szereg produkcji luźno nawiązujących do filmowego cyklu. Niektóre z nich były lepsze, inne wyjątkowo słabe, a zdarzył się też tytuł, który wpisał się na karty historii jako jedna z najlepszych gier dla... zbieraczy pucharów/osiągnięć. Graliście w któregoś Terminatora? Pamiętacie początki Arniego i spółki w świecie gier wideo?
Wesołe lata 90.
Mimo że Terminator zagościł na ekranach kin w 1984 roku, na pierwszą licencjonowaną grę trzeba było czekać aż sześć lat. Grywalny debiut mechanicznego zabójcy odbył się w 1990 roku za sprawą studia Bethesda Softworks, które dostarczyło grę The Terminator na komputery z systemem DOS. Niepozorna strzelanka FPP okazała się być jedną z pierwszych gier typu sandbox w dziejach. Gracz, wcielający się w rolę Kyle'a Reesa lub tytułowego zabójcy, podążał za swoim celem po trójwymiarowym Los Angeles. Kradł samochody, broń i ekwipunek. Jeżeli miał ochotę, strzelał do wszystkiego, co się rusza. Brzmi jak prekursor GTA, prawda?
Druga próba przeniesienia Terminatora do świata gier nastąpiła dwa lata później i była owocem żmudnej pracy Radical Entertainment. Dość powiedzieć, że proces twórczy rozpoczął się trzy lata wcześniej, a efekt końcowy na konsolę NES (sidescrollowana platformówka) traktuje się dzisiaj jako jedną z najgorszych gier na licencji z twarzą Arniego.
O niebo lepiej Terminator radził sobie na konsolach Segi. Najpierw za sprawą Probe Software, które dostarczyło grę o wiadomym tytule na platformy Mega Drive/Genesis, Master System i Game Gear. Dwuwymiarowa platformówka run'n'gun opowiadała historię Kyle'a Reesa, który podróżował w czasie i, krótko mówiąc, strzelał do wszystkiego, co się rusza. W tej samej konwencji utrzymano późniejszą grę na Segę Mega-CD, która bazowała na dokonaniach Probe Software z 1992 roku, ale była na tyle zmieniona i udoskonalona, że żaden fan gatunku nie mógł jej pominąć. I zdecydowanie nie powinien, bo The Terminator na Sega-CD to prawdziwa perełka, z wybitnym udźwiękowieniem autorstwa Tommy'ego Tallarico. Jeżeli macie ochotę sięgnąć po jakiegoś retro Terminatora, to tę wersję poleciłbym w pierwszej kolejności.
O wersji na SNES-a (Gray Matter, 1993) niestety nie mogę powiedzieć tyle dobrego. Ot, była to kolejna platformówka, która nie wyróżniała się na tle silnej konkurencji praktycznie pod żadnym względem. Oprawa audiowizualna stała tu na bardzo średnim poziomie, a całość wydaje się być smutnym żartem, kiedy spojrzymy na wspomnianą już wersję Sega Mega-CD z tego samego roku.
Dzień sądu
Terminator 2: Dzień sądu wszedł na ekrany kin w 1991 roku. Tym razem twórcy gier nie kazali długo czekać na grywalne adaptacje filmowego hitu, gdyż pierwszy tytuł na licencji pojawił się w tym samym roku (czyli wcześniej, niż większość konsolowych adaptacji "jedynki"). Terminator 2: Judgment Day od Midway był świetnym rail-shooterem, w którym T-800 strzelał do prawie wszystkiego, co pojawiało się na ekranie przed lufą fizycznej spluwy. Gra doczekała się konwersji na domowe sprzęty i tym razem to SNES dostał najlepiej przeniesioną wersję automatowego przeboju.
Inaczej niż Midway do tematu podeszło studio Ocean Software. Gra na komputery (Amiga, DOS, Atari ST etc.) była mieszanką etapów jeżdżonych z widokiem z lotu ptaka, dwuwymiarowej strzelanki/nawalanki i prostych zagadek logicznych (układanie puzzli itp.). Terminator 2: Judgment Day od Ocean Software jest po latach dosyć ciężkostrawny, ze swoim topornym sterowaniem i surowym udźwiękowieniem.
Sega Mega-Drive i SNES również dostały swojego Terminatora 2: Judgment Day (wspomniana konwersja Midwayowej strzelanki jest znana jako T2: The Arcade Game) i znowu była to mieszanka chodzenia, strzelania i jeżdżenia przy zmienionej perspektywie. Wydania na konkurencyjne konsole były niemalże identyczne i trudno im przypisać jakieś wyjątkowe zalety. To raczej rzemieślnicza robota na licencji niż perełka z Segi-CD. W latach 90. na kanwie drugiego filmu powstały jeszcze szachy (Terminator 2: Judgment Day Chess Wars) i pinball - w sam raz dla fanów filmu, którzy chcieli odpocząć od tego całego strzelania i wybuchów.
"Trója" z dużym minusem
Premierze filmu Terminator 3: Bunt Maszyn (2003) towarzyszyły kolejne gry na licencji. Z racji obowiązujących wówczas trendów, twórcy postawili przede wszystkim na strzelanie z widokiem FPP. I mocno się na tym przejechali. Terminator 3: Rise of the Machines na PlayStation 2 i Xboksa zebrał masę średnich i słabych ocen, prezentując się jako standardowy do bólu i niezbyt dopracowany FPS ze znanym tytułem. Jeszcze gorzej poradził sobie Terminator 3: War of the Machines stworzony na PC przez Clever's Games. Gra pod wieloma względami starała się naśladować serię Battlefield, ale robiła to wyjątkowo nieumiejętnie. Ostatecznie ani kampania singleplayer, ani tym bardziej rozgrywki wieloosobowe nie potrafiły przekonać graczy, by poświęcili temu tytułowi kilka chwil. Szczególnie, gdy pod ręką był Battlefield 1942.
Na tle tych dwóch produkcji Terminator 3: The Redemption wypadł zdecydowanie najlepiej, jeśli chodzi o adaptacje trzeciego filmu. Konsolowa produkcja od Paradigm Entertainment łączyła jeżdżenie pojazdami, strzelanie i sekwencje chodzone w zgrabną całość. Niewybitną, ale na tyle przystępną, by gracz nie miał ochoty odłożyć pada po kwadransie (jak było w przypadku wcześniejszych gier na tej samej licencji). Takie "sześć na dziesięć". "Siedem", jeżeli jest się fanem serii i mocniej przymknie się oko na powtarzalną rozgrywkę.
Komu platynę, komu?
Terminator: Salvation od studia Grin to typowy średniak w kategorii cover shooterów TPP. Biegamy, strzelamy, wskakujemy na pojazd i strzelamy z działka pokładowego, znowu biegamy i strzelamy... Nic odkrywczego i wyjątkowego zarówno pod względem rozgrywki jaki oprawy audiowizualnej. Gra bazująca na czwartym filmie kinowym wzbudziła jednak ogromne zainteresowanie w środowisku graczy, których życiowy cel to powiększanie kolekcji platynowych trofeów i Gamescore'a. Terminator: Salvation na PlayStation 3 i Xboksa 360 okazał się być bardzo łatwym tytułem do "wymaksowania" nawet w jeden wieczór. Aby zdobyć komplet osiągnięć, wystarczyło jednorazowo ukończyć wszystkie osiem etapów na poziomie trudności Hard. Ze swojego środowiska wiem, że nie brakowało zapaleńców, którzy sięgali po tę grę wyłącznie po to, by w łatwy i wątpliwie przyjemny sposób zdobyć kolejne trofea do kolekcji.
Ciekawostką ze świata Terminator: Salvation jest automat od Play Mechanix. Kolejny automatowy rail shooter z plastikowym kontrolerem dzierżonym przez gracza okazał się być najlepszą adaptacją czwartego filmu. Szkoda tylko, że mało kto (szczególnie w polskich realiach) miał okazję się z nią zapoznać.
I'll be back?
Oprócz gier bezpośrednio nawiązujących do jednego z czterech filmów, na rynek trafił szereg tytułów luźno powiązanych z uniwersum Terminatora. Żeby tylko wspomnieć o innych dokonaniach Bethesdy (The Terminator 2029, The Terminator: Future Shock), Robocop vs The Terminator na Segę Mega Drive, DOS-owym Skynet czy The Terminator: Dawn of Fate na PlayStation 2 i Xboksa, które było prequelem filmowej sagi. W ostatnich latach fani zabójców z przyszłości otrzymali kilka drobiazgów na urządzenia przenośne, ale nic nie wskazuje na to, by jakikolwiek developer szykował coś dużego w temacie Terminatora: Genisys. Czyżby kultowe hasło Arnolda Schwarzeneggera, "I'll be back", odnosiło się już wyłącznie do kinematografii?