Jak to dobrze, że twórca Stasis wiedział, że jest więcej niż jeden tylko sposób na zrobienie gry przygodowej w retroklimatach. Sporo mamy tego dobra w ostatnich czasach, prawda? To znaczy, klasycznych przygodówek ze wskazywaniem i klikaniem. Ale znakomita większość odwołuje się do nieśmiertelnego schematu wypracowanego przez takie legendy od LucasArts, jak Monkey Island czy Full Throttle, i bardzo mocno imituje wspaniały system ScummVM, zwykle za pomocą kultowego Adventure Game Studio. I to jest jak najbardziej w porządku oczywiście, tyle że niestety wszystkie te gry są podobne do siebie od strony wizualnej. Ładnie rozpikselowane i w ogóle, nie żeby nie, ale mimo wszystko dość jednostajne. I właśnie dlatego należą się Stasis brawa za to, że owszem, sięga do korzeni gatunku, ale tych nieco innych. Dokładniej zaś kultowego Sanitarium, jeśli chodzi o prezentację, i nie mniej pamiętnego System Shock, jeśli chodzi o tematykę. Dzięki temu udaje się osiągnąć paradoksalny powiew świeżości, za co grze i jej autorowi należą się brawa. I nie tylko za to. I nie tylko brawa, bo choć Stasis to pozycja bardzo ciekawa i warta uwagi, to niestety niepozbawiona wad.
Mroczna, gęsta i ponura opowieść science-fiction z eksperymentami biologicznymi w tle.