Zrozum mnie bez słów - recenzja Hyper Light Drifter

Adam "Harpen" Berlik
2016/06/17 12:00
0
0

Hyper Light Drifter to gra, w której Diablo spotyka Zeldę, a gracze zauważają także nawiązania do klasyków z SNES-a.

Zrozum mnie bez słów - recenzja Hyper Light Drifter

We wstępie mogłem wspomniec również o Dark Souls, bo eksplorując świat Hyper Light Drifter jesteśmy niemal całkowicie pozbawieni jakichkolwiek wskazówek, a o tym, co gra ma do zaoferowania, dowiadujemy się poprzez sprawdzanie rozmaitych aspektów rozgrywki metodą prób i błędów. Napisałem jednak o Zeldzie (mając na myśli A Link to the Past) i Diablo, bo to dwie najważniejsze produkcje, którymi inspirował się Alex Preston stojący na czele niezależnego studia Heart Machine odpowiedzialnego za Hyper Light Drifter. Inspirację dla twórcy stanowiło także samo życie - mężczyzna miał bowiem problemy z układem krążenia i musiał poddać się operacji.

Spoglądając na dwuwymiarową oprawę wizualną trzeba docenić kunszt grafików. Udało im się przywołać klimat dawnych czasów, a konkretniej 8-bitowych i 16-bitowych gier wideo, które stawiały nacisk na niczym nieskrępowaną, wymagającą rozgrywkę. Hyper Light Drifter charakteryzuje się wysokim poziomem trudności, ale nie ma tutaj mowy o permanentnej śmierci czy produceduralnie generowanych lokacjach. Chodzi o dogłębną eksplorację i obserwację otoczenia, czyli elementy doskonale znane właśnie z Dark Souls. Uruchamiając grę od początku czujemy się zdezorientowani i zagubieni, ale niesamowity klimat (budowany także za pomocą ścieżki dźwiękowej) skutecznie zachęca do pozostania w wirtualnym świecie i poznania jego wszystkich tajemnic.

Całość pozbawiona jest jakichkolwiek dialogów, a scenki przerywnikowe oglądamy tutaj stosunkowo rzadko. Podczas cut-scenek nie doświadczymy jednak żadnych napisów - autorzy ograniczyli się do przedstawienia historii za pomocą obrazków. W związku tym nie wiadomo, o czym tak naprawdę jest Hyper Light Drifter. Pewne jest jedynie to, że wcielamy się postać Włóczęgi (z ang. Drifter), który dysponuje zapomnianą technologią i cierpi na bliżej nieokreśloną chorobę. Kolejne wydarzenia musimy jednak opowiedzieć sobie sami, dzięki czemu każdy gracz ma tak naprawdę swoją unikatową opowieść. Gra wzbudza kreatywność i zachęca do interpretowania tego, co widać na ekranie, na wiele zróżnicowanych sposobów.

GramTV przedstawia:

Wydawać by się mogło, że Hyper Light Drifter to gra, której autorzy wykazali się lenistwem, ale w istocie całość powstała według pomysłu Alexa Prestona. To właśnie on, przedstawiając fabułę bez użycia słów, chciał w ten sposób przypomnieć graczom produkcje wydawane na konsolę SNES. Gracze, którzy mieli z nimi styczność, powinni doskonale pamiętać, że na wspomnianej platformie nie brakowało tytułów pozbawionych tekstu, gdzie opowieść została ukazywana wyłącznie przy pomocy grafik prezentowanych na ekranie.

Akcję w Hyper Light Drifter obserwujemy z perspektywy lotu ptaka. Podstawowym elementem wyposażenia naszego protagonisty jest miecz. Wykonujemy nim proste ataki, które z czasem (o ile odblokujemy taką możliwość) możemy łączyć także w rozmaite kombinacje. Niezwykle istotne jest opanowanie także sztuki wykonywania odskoków. Całość opiera się bowiem na tych dwóch czynnościach (ataku i uniku), a kluczem do sukcesu jest obserwowanie zachowania wrogów i wyczucie odpowiedniego momentu na wyprowadzenie ciosu. Ponadto główny bohater może zrobić użytek z broni palnej. Ładuje ją poprzez niszczenie rozmaitych obiektów otoczenia i pokonywanie kolejnych stworów. Stanowi ona jednak wyłącznie ciekawy dodatek do miecza, który okazuje się znacznie lepszy w większości przypadków. Z pistoletu korzystamy jedynie w kryzysowych momentach, gdy musimy zmierzyć się z grupą przeciwników lub też chcemy ich zaatakować z dystansu.

Gra sprawia frajdę nie tylko wtedy, kiedy zdołamy pokonać określonych wrogów i odblokować przejście do kolejnego obszaru. Zanim jednak do tego dojdzie, trzeba liczyć się ze żmudną i frustracją eksploracją. Mimo tego Hyper Light Drifter wzbudza satysfakcję nawet wtedy, kiedy poczynimy niewielkie postępy. Świetnym przykładem jest sam początek zabawy, w którym trafiamy do wioski. Kompletnie nie wiemy, co robić, ale zauważamy wymowne ikonki widoczne na drzwiami. Sugerują one jednoznacznie, że tutaj możemy ulepszyć swoją broń i rozwinąć umiejętności postaci. Z czasem pozyskujemy kryształy, dzięki którym możemy zwiększyć możliwości bohatera w trakcie walki - to również powód do dumy, o ile rzecz jasna wszystko odkrywamy sami.

Hyper Light Drifter stawia na niesamowitą prostotę, jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki, a jednocześnie może pochwalić się ogromną głębią. Sterowanie można zrozumieć w mgnieniu oka, ale po spotkaniu z grupą przeciwników okazuje się, że trzeba poświęcić sporo czasu na to, by wygrywać kolejne pojedynki. To nie bezmyślna sieczka w stylu Diablo. Tutaj liczy się nie tylko zręczność, ale i umiejętność logicznego myślenia - trzeba wykorzystywać otoczenie na swoją korzyść i wiedzieć, że lepiej wywabiać przeciwników po kolei niż walczyć z kilkoma jednocześnie. W trakcie zabawy nie obejdzie się także bez cierpliwości. Zanim będziemy czerpać frajdę z zabawy, wielokrotnie zginiemy na polu walki. Ci, którzy uwielbiają takie gry, na pewno nie poczują się zniechęceni. Pozostali mogą się jednak odbić od recenzowanej produkcji ze względu na wysoki poziom trudności.

Poruszanie się po kolejnych obszarach nieznacznie ułatwia mapka podzielona na dwa poziomy. Możemy zapoznać się z widokiem danej lokacji lub całego świata. Co ciekawe, mimo że bardzo często błądzimy po miejscówkach, w odpowiednich momentach na mapce gra zaznacza kluczowe miejsca (np. arenę z bossem). Początkowo możemy nie mieć pojęcia, dlaczego akurat tutaj autorzy postanowili umieścić na mapie figurę rombu, ale kiedy dogłębnie zwiedzimy wcześniejsze plansze i dodamy sobie przysłowiowe dwa do dwóch, z czasem będziemy doskonale wiedzieć, o co chodzi i jakie czynności powinniśmy wykonać, by odblokować przejście do następnego etapu.

Hyper Light Drifter nie jest grą dla wszystkich, ale wszyscy powinni wiedzieć, że zasługuje ona na uwagę. Można ją jednak pokochać od pierwszej minuty - jeśli tak się stanie, to gwarantuje, że nie oderwiecie się od ekranu przez najbliższych kilka godzin, które trzeba poświęcić do ukończenie rozgrywki. Pozornie dynamiczna zręcznościówka z nieskomplikowanym systemem walki oferuje niesamowitą głębię i pozwala zapomnieć o współcześnie wydawanych, wysokobudżetowych i rozbudowanych tytułach, pokazując przy tym, że na rynku wciąż jest miejsce dla twórców gier niezależnych, którzy lubią eksperymentować i łączyć ze sobą kilka gatunków.

9,0
Jeszcze jedna perełka na rynku gier niezależnych
Plusy
  • niesamowity klimat
  • chęć poznawania tajemniczego świata
  • nietypowy sposób przedstawienia fabuły
  • wiele możliwości interpretacji kolejnych wydarzeń
  • prosty do zrozumienia i trudny do perfekcyjnego opanowania system walki
  • absorbujące walki z przeciwnikami (i bossami)
  • mnóstwo sekretów do odkrycia
  • świetna, staroszkolna oprawa graficzna
Minusy
  • czasem żmudna eksploracja wzbudza frustrację
  • tylko 30 FPS
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!