Nadejście Nintendo NX będzie oznaczać koniec 3DS-a? Być może, ale póki co nie czuję, by ponad 5-letnia konsolka traciła na znaczeniu.
Nadejście Nintendo NX będzie oznaczać koniec 3DS-a? Być może, ale póki co nie czuję, by ponad 5-letnia konsolka traciła na znaczeniu.
Wizja nowej, nadal bardzo tajemniczej konsoli Nintendo – NX, pobudza wyobraźnię, a zarazem rodzi pewne obawy. Pojawienie się sprzętu nowej generacji sprawia, że producent w mniejszym lub większym stopniu odwraca swoją uwagę od kilkuletnich platform z rozwiniętą biblioteką gier i skupia się na nowicjuszu. Nic w tym dziwnego. Czy jednak posiadacze 3DS-ów i Wii U, na którym niektórzy już dawno postawili krzyżyk, powinni się obawiać NX-a i narzekać na słabnące wsparcie dla tych platform?
Jako użytkownik obu konsol Nintendo nie powiem, bym szczególnie ubolewał nad ich obecną sytuacją. Szczególnie, że 3DS i Wii U cały czas zapewniają mi sporo rozrywki. W okresie wakacyjnym większość wolnego czasu przeznaczonego na granie spędziłem z 3DS-em w dłoniach. Głównie za sprawą gier nabytych w promocji w eShopie, ale także dzięki zupełnym nowościom, których na przestrzeni czerwca-sierpnia nie brakowało.
Na początku czerwca moim umysłem zawładnęła różowa kulka zasiadająca za sterami uroczego mecha w świetnej grze Kirby: Planet Robobot, którą zrecenzowałem w tym miejscu. W międzyczasie wracałem do Fire Emblem Fates, z niecierpliwością czekając na największy hit sezonu, czyli...
Monster Hunter Generations
Flagowa produkcja Capcomu, która za każdym razem pomaga sprzedać setki tysięcy nowych konsol, trafiła do Europy sześć miesięcy po japońskiej premierze. Fani MonHuna nie mieli wątpliwości, że jest na co czekać. Szczególnie, że Generations zapowiadano jako największą, a zarazem bardzo rewolucyjną odsłonę serii, debiutującej przed dwunastoma laty. Czy obietnice zostały spełnione?
Na pierwszy rzut oka Montser Hunter Generations nie różni się zbytnio od wcześniejszych odsłon serii, w których cała zabawa bazuje na rozwijaniu postaci, polowaniu na coraz to większe potwory, i pogoni za pieniędzmi i surowcami. Trzon rozgrywki pozostał praktycznie niezmieniony i nadal mamy tu do czynienia z wymagającym, powtarzalnym, a zarazem bardzo satysfakcjonującym tytułem z gatunku action RPG. Oczywiście Capcom nie poszedł na łatwiznę i nie dostarczył nowej gry na znanym schemacie, zawierającej jedynie kosmetyczne zmiany. To mogłoby nie wystarczyć, by utrzymać przy sobie fanów, którzy na polowaniu na potwory spędzają po kilkaset godzin. A zarazem nie przyciągnęłoby uwagi nowicjuszy.
Aby zadowolić i jedną, i drugą grupę odbiorców, twórcy postawili na dodanie kilku kluczowych elementów wyraźnie modyfikujących znany schemat, a przy okazji postarali się, by nowi gracze nie zrezygnowali z zabawy po kwadransie. Na początkujących czeka tu sporo tutorialowych misji, które krok po kroku prezentują podstawy i zachęcają do samodzielnego odkrywania kolejnych tajników. A tych nie brakuje, jako że Montser Hunter Generations nie jest typem gry prowadzącej za rączkę. Zapoznanie się ze wszystkimi możliwościami to zadanie na długie godziny. Szczególnie, że w tej odsłonie wprowadzono ciekawe urozmaicenie w postaci Hunting Styles i Hunter Arts. Cztery różne style walki w połączeniu z odpowiednimi broniami i atakami specjalnymi (Hunter Arts), których sukcesywnie się uczymy, dają ogromną swobodę w kreowaniu własnego bohatera i sposobu prowadzenia starć. Co więcej, walcząc w towarzystwie innych graczy można opracowywać złożone strategie, pozwalające rozpracować nawet najbardziej wymagających bossów.
Monster Hunter Generations nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Jest wielki, bogaty w zawartość i potrafi bez problemu zabrać ponad 100 godzin z życiorysu. Standardowym minusem w przypadku tej serii prezentowanej na handheldach Nintendo jest brak drugiej gałki analogowej. Oczywiście można grać na starszych wersjach 3DS-a i poratować się dodatkowym Circle Padem, ale nawet odpalając grę na New 3DS, który ma wbudowany drugi mini-analog, nie uświadczymy dużego komfortu. Jest lepiej, ale mogłoby być znacznie wygodniej.
Dyskomfort podyktowany ograniczeniami sprzętowymi nie stanowi jednak wielkiej przeszkody i w Monster Hunter Generations po prostu trzeba zagrać. Chociażby w demo. Fanów serii nie muszę namawiać, a nowicjusze niech wiedzą, że to najbardziej przystępny, a zarazem widowiskowy i całkiem rozbudowany MonHun. Zdecydowanie najlepszy, w jakiego grałem.
Ocena: 9/10
Metroid Prime: Federation Force
Kolejny tytuł nawiązujący do kultowej serii przygód Samus Aran nie jest odpowiedzią na wołania fanów, którzy nie mogą się doczekać, by móc znowu wcielić się w ulubioną bohaterkę. Metroid Prime: Federation Force to spin-off pełną gębą, który po wprowadzeniu kilku kosmetycznych modyfikacji mógłby zostać wydany pod zupełnie innym tytułem. Czy to źle?
Fani Metroida przyzwyczajeni do przemierzania kosmicznych korytarzy, uczenia się nowych umiejętności, pozwalających dotrzeć do wcześniej niedostępnych miejsc, mogą czuć się zawiedzeni nową produkcją Next Level Games, twórców m.in. świetnego Luigi's Mansion: Dark Moon. Tytuł co prawda sugeruje, że gra jest powiązana ze strzelankowym cyklem Prime, znanym z Gamecube'a i Wii, jednak wersja na konsolę przenośną idzie w nieco innym kierunku. Metroid Prime: Federation Force to przede wszystkim strzelanka FPP stworzona z myślą o czterech współpracujących ze sobą graczach. Samotników uspokajam, że całą kampanię można przejść w pojedynkę, jednak gra pokazuje swój prawdziwy potencjał dopiero, gdy do zabawy (lokalnie lub na serwerze) usiądzie czterech zawodników. Pokonywanie kolejnych, powtarzalnych i w gruncie rzeczy zrobionych bez polotu misji sprawia wtedy największą frajdę.
Przyznam szczerze, że nie mam dobrych doświadczeń z grami FPP na konsolkach Nintendo, jednak sterowanie w Federation Force nie sprawiło mi dużego problemu. Funkcje pod przyciskami są fajnie rozmieszczone (tu namierzanie, tam lokowanie na przeciwniku, jest swobodne celowanie itp.), dzięki czemu po kilkunastu minutach nie miałem trudności w kontrolowaniu mojego mecha. Mechaniczna zbroja znajdująca się na wyposażeniu głównego bohatera (i w której spędzamy większość czasu) ma wiele przydatnych funkcji. Co więcej, mecha można ulepszać i modyfikować, aby dopasować go do preferowanego stylu gry.
Jak już wspomniałem, Metroid Prime: Federation Force nie jest tak naprawdę Metroidem, chociaż na każdym kroku odwołuje się do znajomego uniwersum i postaci. W moim przekonaniu to trochę za mało, by uznać go za sensowny spin-off, co wcale nie oznacza, że gra traci przez to na atrakcyjności. Wręcz przeciwnie. Gdyby Metroid Prime: Federation Force ukazał się pod zupełnie innym tytułem i bez znajomych nazw, byłby nadal przyjemnym coopowym shooterem. Ale z pewnością sprzedałby się o wiele gorzej...
Metroid Prime: Federation Force jest rzadkim przedstawicielem swojego gatunku na 3DS-ie, co w jakimś sensie podnosi jego wartość. Jeżeli brakuje wam strzelania z widokiem FPP na tej konsoli i macie kolegów z podobnymi potrzebami (i 3DS-ami), to produkcja Next Level Games jest bardzo sensowną propozycją. Trzeba jednak pamiętać o słabych stronach Metroid Prime: Federation Force. Granie solo jest znacznie mniej satysfakcjonujące niż w kooperacji, projekty poziomów pozostawiają wiele do życzenia, podobnie jak balans rozgrywki. Nie jest to z pewnością nowy Metroid ani wybitny przedstawiciel gatunku. Wiele aspektów można by (a nawet powinno) poprawić, ale z pewnością nie warto stawiać na tej grze krzyżyka.
Ocena 6,5/10
To jeszcze nie koniec...
Wiadomo nie od dziś, że motorem napędowym konsol Nintendo są wyjątkowe, dedykowane gry, których nie uświadczymy u konkurencji. Nowy Monster Hunter jest tego najlepszym, ale niejedynym przykładem z ostatnich miesięcy. Oprócz wielkich i dobrze rozreklamowanych gier na 3DS-ie pojawiło się sporo mniej znanych perełek, a kolejne tytuły są w drodze. Moimi faworytami są: genialny w swojej prostocie Rhythm Theater Megamix oraz Zero Escape: Zero Time Dillema, czyli trzecia część niszowego, ale mającego grono zagorzałych fanów cyklu z gatunku visual novel. Poza tym nie można zapomnieć, że New 3DS otrzymuje regularne wsparcie w postaci retro klasyków z innych konsol Nintendo, więc jest w czym wybierać.
Ostatnie miesiące przekonały mnie, że 3DS ma jeszcze sporo do powiedzenia. Moja karta pamięci jest pełna tytułów do ukończenia, a co chwila pojawiają się nowe. Oczywiście nie w ilościach hurtowych, ale powiedzenie „nie ilość, a jakość się liczy” pasuje do Nintendo jak ulał. Poza tym takie tytuły jak remake Dragon Quest VIII, zapowiedziany na 8 września Phoenix Wright: Ace Attorney - Spirit of Justice czy Pokemon: Sun and Moon z pewnością nie pozwolą mi oderwać się od 3DS-a do końca roku. Być może 2016 będzie ostatnim tak obfitym rokiem dla handhelda Nintendo, ale w tym momencie zupełnie nie czuję, by producent zaczął traktować swoją konsolkę po macoszemu i skupiać się na nowej platformie.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!