Sacred Legends nie wprowadza rewolucji, ale wtórność to nie jedyny problem gry.
Sacred Legends nie wprowadza rewolucji, ale wtórność to nie jedyny problem gry.
Największa wadą Sacred Legends jest to, że gracz nie może bezpośrednio kontrolować swojego bohatera. Każda misja składa się z kilku etapów, podczas których jedynie wydajemy polecenia swojej postaci, klikając jeden z przycisków odpowiadających za aktywację danej umiejętności. Oznacza to, że protagonista cały czas porusza się automatycznie i jedynie czeka na nasze rozkazy. Próbuję zrozumieć taką decyzję twórców, bo na papierze wygląda ona całkiem znośnie, ale w praktyce okazuje się, że mocno ogranicza możliwości taktyczne i sprawia, że po kilku rozgrywkach nie czujemy się zaangażowani w to, co widzimy na ekranie.
Nie zmienia to jednak faktu, że talentów jest całkiem sporo, a w Sacred Legends można grać na różne sposoby. Poza wojownikiem i łucznikiem w grze dostępna jest także klasa Seraphim, której przedstawiciel do złudzenia przypomina paladyna. Na szczęście system rozwoju postaci nie został zautomatyzowany, więc pomiędzy kolejnymi rozgrywkami mamy wpływ na to, w jakim kierunku rozbudujemy swojego herosa. Możemy nie tylko odblokowywać nowe umiejętności, ale także rozwijać je i zmieniać między bitwami, testując rozmaite warianty i sprawdzając, jaki zestaw umiejętności sprawdza się najlepiej w określonej sytuacji.
Sacred Legends jest grą na urządzenia przenośne, więc to logiczne, że poszczególne mechanizmy rozgrywki zostały mocno uproszczone. Oprócz wspomnianego już braku możliwości poruszania się bohaterem po mapie, dodano także tryb automatycznej bitwy. Oznacza to, że po jego aktywacji nie musimy robić dosłownie nic - bohater sam decyduje, jakich zdolności użyje w walce, a my tylko obserwujemy bitwę rozgrywającą się na ekranie naszego tabletu czy smartfona. Z drugiej jednak strony w pewnym momencie zacząłem doceniać obecność tej opcji, bowiem okazała się ona niezwykle przydatna w trakcie grindu. Jest on nieodłączną częścią gry, bo na pewnym etapie zabawy nasza postać jest po prostu za słaba, więc musimy przejść te same poziomy raz jeszcze, by odblokować dodatkowe tryby i zebrać lepszy ekwipunek.Skoro już o elementach wyposażenia mowa, to warto wspomnieć, że Sacred Legends oferuje bardzo ciekawy system tworzenia nowych przedmiotów. Wszystko, co zbierzemy, przyda nam się w późniejszej fazie rozgrywki. Nawet jeśli dany miecz jest za słaby, możemy go wykorzystać do zwiększenia statystyk naszej głównej broni. W ten sposób także łączymy kilka słabszych pancerzy w jeden mocniejszy. Oczywiście nie obejdzie się tutaj bez konieczności wydawania złota, które możemy zdobyć podczas rozgrywki lub zakupić przy wykorzystaniu mikrotransakcji. Za prawdziwe pieniądze nabędziemy także kryształy, dzięki którym otrzymamy chociażby możliwość wskrzeszenia postaci po śmierci w miejscu zgonu. Nie oznacza to jednak, że zabawa bez wydawania ani grosza jest niemożliwa - recenzowana produkcja wykorzystuje model biznsesowy free-to-play i jeśli poświęcimy jej odpowiednio dużo czasu, nie będziemy musieli sięgać do portfela.
Sacred Legends oferuje kampanię fabularną, w której niektóre etapy przechodzimy samotnie, a do innych możemy zaprosić prawdziwych sojuszników, czyli po prostu innych graczy. Sama historia nie jest ciekawa i ponownie opowiada o walce ze złem i konieczności przywrócenia dawnego porządku w królestwie opanowanym przez hordy potworów. Choć autorzy zadbali o obecność przerywników filmowych i dialogów, nie miałem ochoty śledzić ich już po kilkudziesięciu minutach zabawy.
Zdecydowanie największym atutem Sacred Legends jest oprawa wizualna. Twórcy postawili poprzeczkę bardzo wysoko i zadbali o bogate w detale lokacje i zaawansowane animacje postaci w trakcie walki. Oddali także do dyspozycji wiele zróżnicowanych lokacji (akcja toczy się między innymi w lesie, na arenie pokrytej lodem czy też w mrocznych podziemiach), a każda z nich cechuje się odmiennym klimatem.Sacred Legends warto dać szansę - a nuż się spodoba. Przed rozpoczęciem zabawy trzeba jednak pamiętać o wadach gry i przymknąć na nie oko. Kiedy już to zrobimy i nie będziemy chcieli spędzić w wirtualnym świecie więcej niż kilkadziesiąt minut, niewykluczone że tytuł sprawi nam trochę frajdy. Produkcja mogłaby być dużo lepsza, gdyby autorzy dali graczowi kontrolę nad bohaterem, a także wydłużyli czas misji (te są zdecydowanie zbyt krótkie nawet jak na standardy gier mobilnych). Kto wie, być może w swojej następnym dziele naprawią wspomniane błędy i dostarczą nam naprawdę udanego hack'n'slasha na urządzenia przenośne?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!